piątek, 14 marca 2014

Epilog

Witajcie moje kochane. Zanim przeczytacie ten rozdział, albo jak już zdążyłyście zauważyć- epilog, mam wam jeszcze coś do przekazania. Ten blog był dla mnie powrotem do pisania po prawie roku przerwy. I muszę przyznać, że początki były ciężkie, nie jestem zadowolona z pierwszych rozdziałów. Ten blog uzmysłowił mi jakie błędy jeszcze popełniam, teraz staram się ich unikać, ale nie zawsze skutecznie, jak się zdążyłyście pewnie przekonać. Kurde miało być krótko i na temat, a ja znowu ględzę.
Obiecałam epilog 14 marca i jest. Pewnie się zastanawiacie dlaczego ta data (no dobra, wszyscy chyba wiedzą, że mam urodziny, bo wszędzie o tym trąbie xd)
Wiem, że dużo osób chciało, by to opowiadanie trwało wiecznie (?)
Mam nadzieję, że epilog wam się spodoba. A jeśli nie, to liczę, że z racji tego, że dziś dobiłam do 18-stej wiosny, to nie będziecie biły :*
Kochane moje. Przed nami epilog, który dedykuję wszystkim, którzy to czytali, komentowali, wspierali. Bez was nie dałabym rady. Dziękuję z całego serca.



♥♥♥♥♥♥




Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.”



Minęło wiele czasu. Sama już nie wiem ile. Przestałam liczyć. Ta wiedza nie jest mi niezbędna do życia. Właściwie co to za życie? Ja już nie żyje. Nie mam życia. To znaczy żyję, jestem, trwam..
Żyję, ale czy jestem człowiekiem? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Życie zabrało mi wszystko, co było dla mnie ważne. Być może zabrało mi również człowieczeństwo?
Jaka wielka może być kara za złamanie własnych zasad i przekonań? Nigdy nie sądziłam, że aż taka. Zaufałam mu. Obdarzyłam miłością. Oddałam mu się cała. Czy żałuję? Nie. Niczego nie żałuje. To były najpiękniejsze chwile spędzone w jego towarzystwie. Nawet jeśli następnego poranka się okazało, że w końcu osiągnął swój cel. Pieprzona męska natura zdobywania. Tylko na tym mu zależało. Żeby mnie zdobyć, bo byłam dla niego wyzwaniem. A on cholernie lubił wyzwania. Wtedy, gdy patrzył na mnie tym kpiącym uśmiechem poczułam się jak ścierwo. Ubrałam się szybko, spakowałam swoje rzeczy do torby i wybiegłam pośpiesznie z tego mieszkania. Po drodze mignął mi jeszcze uśmiechnięty Richard, którego najzwyczajniej w świecie zignorowałam. Biegłam dłuższą chwilę, aż dobiegłam do parku. Tam znalazł mnie Karl. Całą zapłakaną, z podpuchniętymi oczami i bez chęci do życia. Zabrał mnie do domu, gdzie jednak nie czułam się swobodnie. Mama nie potrafiła wybaczyć mi moich słów, a ja nie miałam siły na nic. Całe dnie spędzałam w moim pokoju. Nie jadłam, nie wychodziłam nigdzie, z nikim nie rozmawiałam. Gdyby nie Karl, to pewnie bym się zagłodziła na śmierć. Przychodził z posiłkiem trzy razy dziennie i nie wychodził, dopóki nie zjadłam chociaż połowy. Bolało to, że własna matka przestała się mną interesować. Karl tłumaczył jej zachowanie przygotowaniami do ślubu, który był coraz bliżej, a który koniec końców się nie odbył.
To znaczy, no w sumie się odbył. Wszyscy goście siedzieli już w kościele, łącznie ze mną, odzianą w tą cholerną, żółtą sukienkę, którą miałam ochotę z siebie zedrzeć. Karl siedział obok mnie i chyba tylko dzięki niemu nie uciekłam stamtąd. On wiedział o wszystkim. Był przy mnie i wspierał. A Wellinger? Mignął mi gdzieś w kościele. Ubrany w doskonale skrojony garnitur wyglądał bardzo poważnie, normalnie moje serce wywróciło by fikołka, jednak wtedy zrobiło mi się niedobrze na jego widok. Szybko odwróciłam wzrok na sobie jego spojrzenie, a moje policzki spłonęły rumieńcem. Gdy w końcu para młoda weszła do kościoła skupiłam na nich swoją uwagę. Gdy miało paść sakramentalne „tak” wstrzymałam na chwilę oddech. Ku zaskoczeniu wszystkich zebranych do kościoła wpadli jacyś ludzie, skuli moją matkę kajdankami i wyprowadzili z kościoła bez słowa wyjaśnienia. Ludzie przyglądali się całej sytuacji z zaciekawieniem. Nikt nic nie mówił, nikt się nawet nie poruszył. Nikt poza mną. Wybiegłam stamtąd. Udałam się do domu Alexa, gdzie się szybko przebrałam, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam. Nikt nie przejął się zapłakaną dziewczyną, która z torbą podróżną na ramieniu wsiadła do pierwszego lepszego pociągu odjeżdżającego z dworca. Po kilku godzinach jazdy wysiadłam. Jak się okazało na dworcu dojechałam aż do Monachium. Później w jednej z gazet przeczytałam, że moja matka została skazana na kilka lat więzienia za przestępstwa finansowe. Podobno miała na sumieniu przekręty na sumę dwóch milionów euro. Zastanawia mnie tylko fakt, gdzie podziały się te pieniądze.
Początkowo nocowałam na dworcu. Z czasem musiałam zmienić moje miejsce pobytu, bo ludzie z obsługi dworca mnie przegonili. Tak właśnie wygląda moje obecne życie. Kiedyś zupełnie przypadkiem spotkałam na ulicy Karla. Był zaskoczony tym spotkaniem. Byłam brudna, przemarznięta i głodna. Zabrał mnie do jednego z pensjonatów. Mogłam się umyć, najeść i wyspać. Namawiał mnie, bym wróciła razem z nim. Nie zgodziłam się. Nie mam po co wracać. Nie mam dla kogo. Nie potrafiłabym go obdarzyć miłością. Nie chciałam go już ranić. Zjawia się od czasu do czasu, daje mi pieniądze, przynosi jedzenie. On nie wie, że zaczęłam ćpać. Nie zdaje sobie sprawy, ze to życie mnie przerasta. Czekam właśnie na niego. Chwilę temu zażyłam amfę. Czuję jak narkotyk zaczyna działać. Po jakimś czasie dostrzegam postać w żółtej kurtce. Podchodzi do mnie uśmiechnięty i całuje mnie w policzek.
-Schudłaś-mówi przyglądając mi się uważnie. Uśmiecham się do niego blado.
-A ty się nic nie zmieniłeś. Cały czas jesteś tym samym, upierdliwym Karlem.- śmieje się słysząc moje słowa. Przytulam się do niego. Jest zaskoczony moim gestem, ale po chwili odwzajemnia uścisk. -Co się dzieje?- pyta, gdy się od niego odsuwam.
-Nic-mówię odwracając wzrok. Chwyta mnie za podbródek i kieruje mój wzrok na swoją twarz.
-Widzę, że coś jest nie tak. -mówi spokojnie.
-Już się więcej nie zobaczymy.-patrzy na mnie z zaskoczeniem. Odwracam wzrok. Przytula mnie. Moje wargi odnajdują jego ciepłe usta i składam na nich nieśmiały pocałunek. Wiem, że łamię mu serce, ale ja muszę odejść.
-Proszę-zaczyna, ale ja mu przerywam kolejnym pocałunkiem.
-Nie Karl. Ja muszę odejść. Nie przychodź tu więcej. Mnie tu już nie będzie. Masz być szczęśliwy, rozumiesz? Odnosisz w końcu upragnione zwycięstwa, niedługo poznasz kobietę z którą stworzysz rodzinę. Zapomnij o mnie. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie poznał. Ja sobie poradzę. I ty też.
Jeszcze jedno. Przekaż mu to. -podaję mu złożoną kartkę, która jest pognieciona. Długo męczyłam się nad tym listem. -chłopak patrzy mi w oczy.
-Obiecaj mi coś.- kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzę na niego wyczekująco. -Masz być ostrożna, rozumiesz? -z łzami w oczach kiwam twierdząco głową. Składam ostatni pocałunek na jego ustach i odchodzę. Łzy już nie płyną. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nic już nie czuję. Narkotyk przejął całkowitą kontrolę nad moim ciałem. Śmieję się idąc ulicą. Ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Jak na bezdomną, która nie ma niczego. Mają rację. Nie mam nic. Ale czy kiedykolwiek zaciekawili się, dlaczego ktoś nie ma domu? Dlaczego mieszka na ulicy? Może życie go do tego zmusiło, przerosło tego kogoś. A może zwyczajnie tak było łatwiej. Nie każdy bezdomny to alkoholik czy ćpun. Są też tacy z wyboru. A ja? Do której grupy należę? Chyba do samobójców. Docieram na miejsce po kilku minutach. Nie jest mi zimno, pomimo ujemnej temperatury. Przywykłam już. Wchodzę na taflę lodu, którym jest pokryta rzeka. Idę po lodzie śmiejąc się. Wreszcie czuję się wolna i szczęśliwa. Chociaż przez chwilę. Ta wolność daje mi nadzieję. Nie wiem jak moje życie potoczy się dalej. I to jest w tym najpiękniejsze.

*****

„Andreasie
Wybaczam Ci. Już dawno Ci wybaczyłam. Nawet jeśli przez cały czas znajomości ze mną, robiłeś wszystko tylko po to, żeby się ze mną przespać, to ja Ci to wszystko wybaczam. I wiesz co? Nie żałuję. Cholernie bym chciała żałować tych wszystkich decyzji, ale nic takiego nie czuję. Nie czuję żalu. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. Życia, które już się skończyło. Zaczynam nowe. Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Dbaj o Karla. On potrzebuje przyjaciela. Potrzebuje wsparcia. A ja mu nie mogę tego zapewnić. Jeśli o mnie jeszcze nie zapomniałeś, to teraz to zrób. Traktuj mnie tak, jakbym w ogóle nie istniała.

Anna”


________________________________________

Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców.”