piątek, 14 marca 2014

Epilog

Witajcie moje kochane. Zanim przeczytacie ten rozdział, albo jak już zdążyłyście zauważyć- epilog, mam wam jeszcze coś do przekazania. Ten blog był dla mnie powrotem do pisania po prawie roku przerwy. I muszę przyznać, że początki były ciężkie, nie jestem zadowolona z pierwszych rozdziałów. Ten blog uzmysłowił mi jakie błędy jeszcze popełniam, teraz staram się ich unikać, ale nie zawsze skutecznie, jak się zdążyłyście pewnie przekonać. Kurde miało być krótko i na temat, a ja znowu ględzę.
Obiecałam epilog 14 marca i jest. Pewnie się zastanawiacie dlaczego ta data (no dobra, wszyscy chyba wiedzą, że mam urodziny, bo wszędzie o tym trąbie xd)
Wiem, że dużo osób chciało, by to opowiadanie trwało wiecznie (?)
Mam nadzieję, że epilog wam się spodoba. A jeśli nie, to liczę, że z racji tego, że dziś dobiłam do 18-stej wiosny, to nie będziecie biły :*
Kochane moje. Przed nami epilog, który dedykuję wszystkim, którzy to czytali, komentowali, wspierali. Bez was nie dałabym rady. Dziękuję z całego serca.



♥♥♥♥♥♥




Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.”



Minęło wiele czasu. Sama już nie wiem ile. Przestałam liczyć. Ta wiedza nie jest mi niezbędna do życia. Właściwie co to za życie? Ja już nie żyje. Nie mam życia. To znaczy żyję, jestem, trwam..
Żyję, ale czy jestem człowiekiem? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Życie zabrało mi wszystko, co było dla mnie ważne. Być może zabrało mi również człowieczeństwo?
Jaka wielka może być kara za złamanie własnych zasad i przekonań? Nigdy nie sądziłam, że aż taka. Zaufałam mu. Obdarzyłam miłością. Oddałam mu się cała. Czy żałuję? Nie. Niczego nie żałuje. To były najpiękniejsze chwile spędzone w jego towarzystwie. Nawet jeśli następnego poranka się okazało, że w końcu osiągnął swój cel. Pieprzona męska natura zdobywania. Tylko na tym mu zależało. Żeby mnie zdobyć, bo byłam dla niego wyzwaniem. A on cholernie lubił wyzwania. Wtedy, gdy patrzył na mnie tym kpiącym uśmiechem poczułam się jak ścierwo. Ubrałam się szybko, spakowałam swoje rzeczy do torby i wybiegłam pośpiesznie z tego mieszkania. Po drodze mignął mi jeszcze uśmiechnięty Richard, którego najzwyczajniej w świecie zignorowałam. Biegłam dłuższą chwilę, aż dobiegłam do parku. Tam znalazł mnie Karl. Całą zapłakaną, z podpuchniętymi oczami i bez chęci do życia. Zabrał mnie do domu, gdzie jednak nie czułam się swobodnie. Mama nie potrafiła wybaczyć mi moich słów, a ja nie miałam siły na nic. Całe dnie spędzałam w moim pokoju. Nie jadłam, nie wychodziłam nigdzie, z nikim nie rozmawiałam. Gdyby nie Karl, to pewnie bym się zagłodziła na śmierć. Przychodził z posiłkiem trzy razy dziennie i nie wychodził, dopóki nie zjadłam chociaż połowy. Bolało to, że własna matka przestała się mną interesować. Karl tłumaczył jej zachowanie przygotowaniami do ślubu, który był coraz bliżej, a który koniec końców się nie odbył.
To znaczy, no w sumie się odbył. Wszyscy goście siedzieli już w kościele, łącznie ze mną, odzianą w tą cholerną, żółtą sukienkę, którą miałam ochotę z siebie zedrzeć. Karl siedział obok mnie i chyba tylko dzięki niemu nie uciekłam stamtąd. On wiedział o wszystkim. Był przy mnie i wspierał. A Wellinger? Mignął mi gdzieś w kościele. Ubrany w doskonale skrojony garnitur wyglądał bardzo poważnie, normalnie moje serce wywróciło by fikołka, jednak wtedy zrobiło mi się niedobrze na jego widok. Szybko odwróciłam wzrok na sobie jego spojrzenie, a moje policzki spłonęły rumieńcem. Gdy w końcu para młoda weszła do kościoła skupiłam na nich swoją uwagę. Gdy miało paść sakramentalne „tak” wstrzymałam na chwilę oddech. Ku zaskoczeniu wszystkich zebranych do kościoła wpadli jacyś ludzie, skuli moją matkę kajdankami i wyprowadzili z kościoła bez słowa wyjaśnienia. Ludzie przyglądali się całej sytuacji z zaciekawieniem. Nikt nic nie mówił, nikt się nawet nie poruszył. Nikt poza mną. Wybiegłam stamtąd. Udałam się do domu Alexa, gdzie się szybko przebrałam, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam. Nikt nie przejął się zapłakaną dziewczyną, która z torbą podróżną na ramieniu wsiadła do pierwszego lepszego pociągu odjeżdżającego z dworca. Po kilku godzinach jazdy wysiadłam. Jak się okazało na dworcu dojechałam aż do Monachium. Później w jednej z gazet przeczytałam, że moja matka została skazana na kilka lat więzienia za przestępstwa finansowe. Podobno miała na sumieniu przekręty na sumę dwóch milionów euro. Zastanawia mnie tylko fakt, gdzie podziały się te pieniądze.
Początkowo nocowałam na dworcu. Z czasem musiałam zmienić moje miejsce pobytu, bo ludzie z obsługi dworca mnie przegonili. Tak właśnie wygląda moje obecne życie. Kiedyś zupełnie przypadkiem spotkałam na ulicy Karla. Był zaskoczony tym spotkaniem. Byłam brudna, przemarznięta i głodna. Zabrał mnie do jednego z pensjonatów. Mogłam się umyć, najeść i wyspać. Namawiał mnie, bym wróciła razem z nim. Nie zgodziłam się. Nie mam po co wracać. Nie mam dla kogo. Nie potrafiłabym go obdarzyć miłością. Nie chciałam go już ranić. Zjawia się od czasu do czasu, daje mi pieniądze, przynosi jedzenie. On nie wie, że zaczęłam ćpać. Nie zdaje sobie sprawy, ze to życie mnie przerasta. Czekam właśnie na niego. Chwilę temu zażyłam amfę. Czuję jak narkotyk zaczyna działać. Po jakimś czasie dostrzegam postać w żółtej kurtce. Podchodzi do mnie uśmiechnięty i całuje mnie w policzek.
-Schudłaś-mówi przyglądając mi się uważnie. Uśmiecham się do niego blado.
-A ty się nic nie zmieniłeś. Cały czas jesteś tym samym, upierdliwym Karlem.- śmieje się słysząc moje słowa. Przytulam się do niego. Jest zaskoczony moim gestem, ale po chwili odwzajemnia uścisk. -Co się dzieje?- pyta, gdy się od niego odsuwam.
-Nic-mówię odwracając wzrok. Chwyta mnie za podbródek i kieruje mój wzrok na swoją twarz.
-Widzę, że coś jest nie tak. -mówi spokojnie.
-Już się więcej nie zobaczymy.-patrzy na mnie z zaskoczeniem. Odwracam wzrok. Przytula mnie. Moje wargi odnajdują jego ciepłe usta i składam na nich nieśmiały pocałunek. Wiem, że łamię mu serce, ale ja muszę odejść.
-Proszę-zaczyna, ale ja mu przerywam kolejnym pocałunkiem.
-Nie Karl. Ja muszę odejść. Nie przychodź tu więcej. Mnie tu już nie będzie. Masz być szczęśliwy, rozumiesz? Odnosisz w końcu upragnione zwycięstwa, niedługo poznasz kobietę z którą stworzysz rodzinę. Zapomnij o mnie. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie poznał. Ja sobie poradzę. I ty też.
Jeszcze jedno. Przekaż mu to. -podaję mu złożoną kartkę, która jest pognieciona. Długo męczyłam się nad tym listem. -chłopak patrzy mi w oczy.
-Obiecaj mi coś.- kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzę na niego wyczekująco. -Masz być ostrożna, rozumiesz? -z łzami w oczach kiwam twierdząco głową. Składam ostatni pocałunek na jego ustach i odchodzę. Łzy już nie płyną. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nic już nie czuję. Narkotyk przejął całkowitą kontrolę nad moim ciałem. Śmieję się idąc ulicą. Ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Jak na bezdomną, która nie ma niczego. Mają rację. Nie mam nic. Ale czy kiedykolwiek zaciekawili się, dlaczego ktoś nie ma domu? Dlaczego mieszka na ulicy? Może życie go do tego zmusiło, przerosło tego kogoś. A może zwyczajnie tak było łatwiej. Nie każdy bezdomny to alkoholik czy ćpun. Są też tacy z wyboru. A ja? Do której grupy należę? Chyba do samobójców. Docieram na miejsce po kilku minutach. Nie jest mi zimno, pomimo ujemnej temperatury. Przywykłam już. Wchodzę na taflę lodu, którym jest pokryta rzeka. Idę po lodzie śmiejąc się. Wreszcie czuję się wolna i szczęśliwa. Chociaż przez chwilę. Ta wolność daje mi nadzieję. Nie wiem jak moje życie potoczy się dalej. I to jest w tym najpiękniejsze.

*****

„Andreasie
Wybaczam Ci. Już dawno Ci wybaczyłam. Nawet jeśli przez cały czas znajomości ze mną, robiłeś wszystko tylko po to, żeby się ze mną przespać, to ja Ci to wszystko wybaczam. I wiesz co? Nie żałuję. Cholernie bym chciała żałować tych wszystkich decyzji, ale nic takiego nie czuję. Nie czuję żalu. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. Życia, które już się skończyło. Zaczynam nowe. Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Dbaj o Karla. On potrzebuje przyjaciela. Potrzebuje wsparcia. A ja mu nie mogę tego zapewnić. Jeśli o mnie jeszcze nie zapomniałeś, to teraz to zrób. Traktuj mnie tak, jakbym w ogóle nie istniała.

Anna”


________________________________________

Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców.”

piątek, 7 marca 2014

19. "Niczym domino"



Rozdział ze specjalną dedykacją dla Cass.
Wybacz mi kochana, że nie wyrobiłam się na czas z prezentem urodzinowym, 
ale sama wiesz jak jest.
Także ten.
To okropne coś poniżej to dla Ciebie :*
Jeszcze raz 100 lat i spełnienia marzeń :*
(oraz tych innych rzeczy, których Ci wczoraj życzyłam)

*****

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY +18. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!



Opadłam zrezygnowana na krzesło i upiłam łyk gorącej herbaty. Zielona z maliną, taka jaką lubię najbardziej. Powinnam podziękować mamie, że włożyła ją do koszyka. Siedzę w ciszy delektując się chwilą, gdy nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Zerkam na wyświetlacz i widzę uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki. Naciskam zieloną ikonkę.
-No w końcu się odezwałaś. -mówię z ulgą w głosie. -Martwiłam się o ciebie. Co tam u Ciebie? Tęsknisz chociaż troszeczkę za mną?- paplam jak najęta, nie dając dojść do głosu mojej przyjaciółce.
-Okej. -odpowiada zdawkowo.
-A coś więcej?- pytam zaniepokojona. Coś się musi dziać. Maja zachowuje się zupełnie jak nie ona.
-Jeju, Anna wszystko jest okej. Po co dzwonisz? -pyta poirytowana.
-Myślałam, że mogę zadzwonić do mojej przyjaciółki pogadać, poplotkować, powiedzieć, że tęsknie. -zaczynam, ale ona mi przerywa.
-Przyjaciółki?- słyszę śmiech po drugiej stronie. -Ty jeszcze śmiesz nazywać się moją przyjaciółką? Po tym wszystkim?!- krzyczy, a ja nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi.
-O czym ty mówisz?- mówię łamiącym się głosem. Czy to możliwe, że ona ma mi za złe wyprowadzkę? Przecież to nie moja wina.
-O nim. On kocha ciebie, rozumiesz?-słyszę ból w jej głosie.
-Andreas? -pytam zbita z tropu. Wiem, że mnie kocha. Więc o co ta cała afera. Nie rozumiem już nic.
-Nie idiotko. Nie Andreas. Ta cała szopka.. To wszystko było tylko dlatego, że on się w tobie zakochał. A gdy chciał ci powiedzieć, ty pomyślałaś, że on się we mnie kocha. Jak mogłaś mi to zrobić? Dlaczego to zawsze ty musisz być tą lepszą? Dlaczego zawsze Anna, a ja muszę być tą drugą. Tą gorszą. Tą, którą nikt się nie zainteresuje. Nienawidzę Cię, wiesz? Nienawidzę!-krzyczy, a po moich policzkach spływają łzy. Jej słowa ranią. Czy to prawda, że Karl może coś do mnie czuć? To jest niemożliwe. Ale z drugiej strony.. To by wyjaśniało jego dziwne zachowanie.
-Maja. Ja nic o tym nie wiedziałam. Przykro mi. -Na moje słowa zaczyna się histerycznie śmiać.
-Przykro ci? Daruj sobie. Zapomnij o mnie. Nie jesteśmy już przyjaciółkami. Nie dzwoń, nie pisz, nie chcę cię znać, rozumiesz? -nie czekając na moją odpowiedź, kończy połączenie. Teraz nie powstrzymuję już łez. Siedzę, podpierając się łokciami o stół, z twarzą ukrytą w dłoniach i łkam. Właśnie straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Stop. Nie mogę płakać. To nie moja wina. Wstaję z krzesła, ocieram łzy wierzchem dłoni i stwierdzam, że muszę się odreagować. Wyglądam jak siedem nieszczęść, więc bieganie odpada. Nie chcę straszyć niewinnych ludzi na ulicy. Rozwalenie kilku zbędnych przedmiotów w mieszkaniu Richarda również odpada. Facet by mnie zabił, gdybym rozwaliła jedno z jego trofeów na przykład.. Lepiej nie ryzykować własnego życia. I zdrowia. Jedyne co mi przychodzi na myśl to.. Nie, nie powinnam. Ale to tylko jedno piwko. Nie zaszkodzi mi przecież. Richard się nie obrazi. A jeśli się przyczepi, to mu odkupię, co za problem. Podchodzę do lodówki i wyjmuję jedną z butelek. Otwieram ją i biorę kilka łyków. Smakuje okropnie. Nie lubię tego gorzkawego smaku. Wzdrygam się i upijam kolejne łyki trunku. Moją samotność z butelką piwa przerywa dźwięk dzwonka. Nie zwracając uwagi na mój wygląd, podchodzę do drzwi trzymając w ręku butelkę piwa i przekręcam zamek. Otwieram drzwi i widzę moją rodzicielkę, która patrzy na mnie ze zdezorientowaniem.
-Boże dziecko, jak ty wyglądasz?-mówi przykładając dłoń do ust. Patrzy na mnie zmartwiona. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienia, gdy widzi butelkę piwa w mojej dłoni. Zabiera mi ją i patrzy na mnie z pretensją. -Czyś ty oszalała?- krzyczy nie zważając, że zaraz sąsiedzi się zlecą, by zobaczyć co się dzieje.
-Wejdziesz, czy będziemy się tak na klatce przy sąsiadach kłóciły?- mówię i uchylam szerzej drzwi, zapraszając ją do środka. Wchodzi do mieszkania, kieruje swoje kroki do kuchni.
-Powiesz mi co się stało?- pyta siadając przy stole.
-Maja mnie nienawidzi.- mówię głosem wypranych z emocji. Posyła mi pytające spojrzenie. Wzdycham i siadam naprzeciwko niej. Opowiadam o rozmowie sprzed kilku chwil.
-Nie tak cię wychowałam. -mówi kręcąc głową z niedowierzaniem. Patrzę na nią zdziwiona. -Jesteś taka sama jak twój ojciec. Myślałam, że cię lepiej wychowałam, że czeka cię lepsza przyszłość.-zawiesza głos.
-Mój ojciec? Jaki on był?- w końcu po tylu latach mam odwagę zadać to pytanie. Patrzę na nią z wyczekiwaniem. Jej mina wyraża odrazę.
-Jaki był? Troskliwy, kochający, zabójczo przystojny. Tak było przed ślubem. Przynosił mi kwiaty w każdą niedziele, pamiętał o urodzinach, imieninach, rocznicy. Było cudownie. Przez pierwsze dwa lata. Później urodziłaś się ty, a on zaczął pić. Początkowo były to tylko wypady na piwko raz w tygodniu. Piątkowy wieczór z kolegami. Mogłam to zaakceptować. Później jednak wszystko się zmieniło. Nastały gorsze czasy.  Zaczęły się zwolnienia, kryzys na rynku pracy. Z problemami zaczęło się częstsze picie. Piątki przy piwie przeciągały się do weekendów. Później pił codziennie. I tak właśnie stoczył się na samo dno.
-Kłamiesz-słowo to wypowiadam łamiącym się głosem. Moje dziecięce wyobrażenia idealnego ojca zostały właśnie brutalnie zgniecione niczym robak przez okrutną prawdę.
-Mówię prawdę. Nigdy wcześniej ci o nim nie opowiadałam, bo nie chciałam, żebyś musiała się wstydzić ojca pijaka. -nerwowo bawi się moim kubkiem z niedopitą herbatą, jednocześnie unika mojego wzroku.
-Jak możesz myśleć, że mogłabym się wstydzić własnego ojca?!-krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
-Jesteś taka sama jak on!-krzyczy na mnie. Patrzę na nią z niedowierzaniem.-Jesteś słaba. Naiwna. On też taki był.
-Przestań!-krzyczę. Łzy spływają po moich policzkach. Nawet ich nie ścieram. Pozwalam im płynąć.-Nienawidzę cię.- krzyczę przez łzy. Wcale tak nie myślę. Nie wiem, czemu te słowa opuściły moje usta. Widzę ból w oczach matki. Czuję jak wymierza mi policzek. Dotykam dłonią miejsca, w które przed chwilą mnie uderzyła. Pojawia się więcej łez.
-Jesteś taka sama jak on. I skończysz tak samo.- mówi i wychodzi trzaskając drzwiami. Opieram się plecami o ścianę i się po niej osuwam. Siedzę tak na podłodze skulona w kłębek i łkam niczym zranione zwierze. Sama nie wiem ile tak trwałam. Kilka godzin? Pół dnia? Wieczność? Chyba jednak trochę przesadzam. Czuje w pewnym momencie, że ktoś mnie przytula. Tak najzwyczajniej w świecie. Czuję zapach jego perfum. Bije od niego ciepło. Wtulam  się w niego i trwamy tak przez jakiś czas.
-Chodźmy do ciebie, bo chyba nie chcesz, by Richi widział cię w takim stanie, co?- jego głos wyrywa mnie ze stanu osłupienia. Wstaję i kieruję się w stronę mojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi, siadam na łóżku, podkurczam nogi, oplatam rękoma kolana i wpatruję się w ścianę. Po chwili zjawia się i on. Siada obok mnie i milczy. Czuję na sobie jego wzrok. Wiem, że jego cierpliwość kiedyś się skończy. Wzdycham. Jestem świadoma, że on oczekuje wyjaśnień.
-Dlaczego to wszystko mnie spotyka?- mówię cicho. Mam nadzieję, że nie usłyszał. On nie odpowiada, tylko mnie do siebie przytula. Gładzi mnie po plecach, głaszcze moje włosy. Jest taki troskliwy. Jego usta odnajdują moje. Składa na nich delikatny pocałunek. Potrzebuję tej bliskości. Potrzebuję jego ciepła. Potrzebuję jego. Splatam palce w jego włosach i przyciągam go do siebie. Chcę by był on blisko mnie. Chcę poczuć bicie jego serca. Pocałunki, które na początki były delikatne, zmieniają się w bardziej namiętne. Czuję jak jego dłonie dostają się pod moją bluzkę i błądzą po mojej rozgrzanej skórze. Odrywam się na chwilę od niego, by zaczerpnąć powietrza. Jego usta wędrują po mojej szyi, co doprowadza mnie do szaleństwa. Z moich ust wydobywa się jęk. Pozbawia mnie bluzki. Wsuwam dłonie pod materiał jego koszulki i błądzę nimi po jego mięśniach. Zauważam, że dziwnie reaguje na mój dotyk. Jego oddech staje się szybszy. Wpija się w moje usta i zachłannie całuje. Szybkim ruchem ściągam jego koszulkę. Przyciąga mnie do siebie bliżej. Drażnię paznokciami skórę jego pleców. On siłuje się z zapięciem od stanika, które w końcu ulega jego zmaganiom. Przerywa pocałunek i swoje usta kieruje w kierunku moich piersi. Jego usta drażnią moją delikatną skórę. Zaczyna ssać moje sutki, czym doprowadza mnie do szaleństwa. Moje jęki zachęcają go do odważniejszych ruchów. Pozbawia mnie moich leginsów, sam pozbywając się swoich spodni. Błądzi dłonią pomiędzy moimi udami, na co mój oddech zdecydowanie przyspiesza. Drażni moje intymnie miejsca przez materiał moich majtek. Po chwili pozbywa się ich jednym, szybkim ruchem. Kładzie mnie na łóżku, rozsuwa moje kolana i usadawia się z głową pomiędzy moimi udami. Nie wiem co ten chłopak wyprawia, ale jest mi cholernie dobrze. Jeśli Richard jest w domu, to pewnie słyszy moje jęki. Sąsiedzi z resztą też muszą je słyszeć. Cóż. To chyba nic dziwnego, że z mieszkania Freitaga dochodzą takie odgłosy. Nagle moje ciało ogarniają skurcze i jest mi cholernie dobrze. Niech on nie przestaje. Nie wysłuchuje moich próśb, bo przerywa nagle. Patrzę na niego zamglonym wzrokiem i widzę, że pozbywa się ostatniej części swojej garderoby. Przełykam ślinę. Wiem co się zaraz stanie. Czy ja tego chce? Czy chcę go poczuć w sobie? Pewnie, że chcę. Chcę by był blisko mnie. Jak najbliżej się da. Chcę uprawiać z nim miłość. Tą w aspekcie czysto fizycznym. Patrzy na mnie jakby upewniając się, czy jestem gotowa. On zdaje sobie sprawę, że jest moim pierwszym facetem. Posyłam mu uśmiech. Odwzajemnia go. Jest delikatny. Stara się przysporzyć mi jak najmniej bólu. Zaciskam zęby, nie chcąc mu dać poznać, że mnie boli. Początkowy ból jest niczym w porównaniu z późniejszym uczuciem. Jego szybkie ruchy doprowadzają mnie go granic rozkoszy. Sama nie wiem ile czasu trwam w tym stanie błogości. W pewnej chwili oboje osiągamy szczyt. Opada spełniony obok mnie. Przytulam głowę do jego klatki piersiowej i zasypiam w jego objęciach. Zanim zasypiam szepczę tylko ciche - Kocham cię.






Czasami jedna sytuacja powoduje lawinę zdarzeń,
które niczym kostki domina burzą naszą małą stabilizację...
i już żadna siła nie cofnie tej pierwszej wprawionej w ruch...”


______________________________________________ 

Z racji takiej, że jutro Dzień Kobiet,
 chciałabym życzyć wszystkim moim czytelniczkom wszystkiego najlepszego :* 
Buziaki :** 

sobota, 1 marca 2014

Niespodzianka

Witajcie kochane. Nie, nie pojawi się dziś nowy rozdział. Ale nie martwcie się. Mam dla Was coś innego.
Ja chyba oszalałam.
Wiem, ankieta jeszcze się nie skończyła, a ja już mam prolog gotowy. Miał się kisić przez dwa tygodnie na laptopie, a ja go jednak dodałam. Jestem za dobra..
No ale nic. Mam nadzieję, że niespodzianka wam się spodoba i wybaczycie mi brak rozdziału w ten weekend tutaj, oraz na Peterze. Wybaczcie. Ten okropny dzień, kiedy dobiję do 18 wiosny zbliża się nieubłaganie a ja jestem głęboko w czarnej dupie.. Taka prawda..
A więc serdecznie was zapraszam tutaj:


Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Życzę Wam udanej niedzieli :)
Buziaki

sobota, 22 lutego 2014

18. "Jeszcze dwadzieścia minut i będzie równa godzina"

 Dla Dosi. 
Dziękuję za piątek, za wszystko, za to, że jesteś moją przyjaciółką.
Kocham <3

 
-Coś ty zrobiła z moimi zdjęciami- krzyczy na mnie Richard nie kryjąc gniewu.
-Nie sądziłeś chyba, że będę sobie spała w pokoju, w którym połowę ściany zajmują twoje zdjęcia. Teraz jakoś to wygląda. -spoglądam na niego z wyższością. -A o swoje zdjęcia się nie martw. Schowałam je. Zanim wrócę do domu, to ci je z powrotem odwieszę. Nie panikuj. -wyraz jego twarzy się zmienił. Nie był już poirytowany, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
-Nie podobam ci się, co? Wolisz Andiego.- stwierdza patrząc mi się w oczy. Czuję, że moje policzki zaczynają płonąć. Nie wiem jak mu odpowiedzieć na to. Próbuję na szybko wymyślić jakąś ciętą ripostę.
-Jeśli mam być szczera, to nawet Schustera bym wolała, niż ciebie. -jego twarz przybiera czerwony odcień, a chłopak się zapowietrza.
-Jeszcze tego pożałujesz.- rzuca przez zęby i wychodzi z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Siadam na łóżku i zaczynam się zastanawiać nad tym wszystkim. Czy właśnie tak ma wyglądać moje nowe życie? Sądziłam, że nie ma już na tym świecie gorszych typów niż Andreas Wellinger. Myliłam się. Jest jeden. Na imię mu Richard Freitag, ale równie dobrze mógłby się nazywać „Zaciągnę cię do łóżka, czy tego chcesz czy nie, bejbe”. Z racji takiej, że to jest trochę za długie, jego rodzicie nazwali go Richardem. Mam nadzieję, że mój pobyt tutaj nie potrwa zbyt długo, bo oszaleję z nim pod jednym dachem. Co z tego, że jest przystojny? Bardzo przystojny. I ma seksowne ciało. I te jego dołeczki.. Ziemia do Anny. To jest Freitag, nie mogę tak o nim myśleć, bo inaczej wskoczę mu do łóżka, zanim Wellinger zdąży mrugnąć. Moje rozmyślenia przerywa mi czyjeś chrząknięcie. Kieruje wzrok w stronę drzwi i dostrzegam Andiego stojącego w drzwiach, który przygląda mi się z rozbawianiem.
-O czym tak myślałaś? -pyta siadając obok mnie na łóżku. Przygląda mi się uważnie, a ja czuję, że moje policzki się czerwienią.
-O niczym.- odpowiadam nie chcąc ciągnąć tematu. Spuszczam wzrok, by nie wychwycił mojego spojrzenia.
-Jesteś pewna? Bo mi się wydaje, że o czymś jednak myślałaś. Ba. Jestem nawet przekonany. Swoją drogą to fajne robisz miny jak się nad czymś głęboko zastanawiasz.- zerknęłam na niego i dostrzegłam, że odległość pomiędzy nami się zmniejszyła. Poczułam coś dziwnego w okolicach mojego żołądka. Jakby wykręcał salto. Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się w moje, a moje tętno mimowolnie przyspieszyło.
-Przyszedłeś tylko po to, by się ze mną droczyć? -pytam przerywając nasz kontakt wzrokowy. Andreas jednak mi to uniemożliwia, gdyż po chwili unosi mój podbródek, by nasze spojrzenia znów się spotkały.
-Nie. Przyszedłem po coś zupełnie innego. -odpowiada tajemniczo. Pomiędzy nami dzieje się coś dziwnego. Jeśli pomiędzy dwojgiem ludzi może zaistnieć jakaś chemia, to właśnie tak jest w tym przypadku. Patrzę w niego jak zahipnotyzowana. Chcę to przerwać, ale nie mogę. Przecież to jest ten sam Wellinger, którego poznałam jakiś czas temu. Ten sam dupek, którego się brzydziłam. A co ja teraz robię?
-Można wiedzieć po co?- pytam, choć dobrze znam jego odpowiedź. Rozpływam się pod wpływem jego spojrzenia. On ma nade mną przewagę i bezczelnie to wykorzystuje. Wpija się w moje usta, a ja zachłannie oddaję jego pocałunki.
-Andi nie..- mówię pomiędzy kolejnymi pocałunkami, ale on ignoruje moją próbę sprzeciwu. To on tutaj dominuje. Nagle odsuwa się ode mnie. Śmieje się, widząc wyraz niezadowolenia na mojej twarzy.
-Chciałabyś pójść jutro z nami na trening?- pyta z entuzjazmem w głosie. Sądził pewnie, że po takim wstępie mu nie odmówię.
-Nie mogę. Muszę wpaść do domu i ustalić co z moim pokojem. Nie będę przecież wiecznie mieszkała u Freitaga. -dostrzegam, że posmutniał nieznacznie. Nie dał jednak po sobie poznać, że moja odmowa go zabolała.
-Dobrze, ale za to juto wieczorem wyciągam cię do klubu. Dziś pewnie jesteś zmęczona, więc obejrzymy sobie jakiś film. Co ty na to? -na jego twarzy znowu gości uśmiech.
-Dobrze, ale pod warunkiem, że to ja wybiorę film. -zakładam ręce na piersiach.
-Super, zapowiada się wieczór z jakimś babskim wyciskaczem łez.-rzucił pod nosem.
-Odezwał się ten, który ogląda brazylijskie telenowele.-odgryzam mu się, na co on zaczyna mnie łaskotać. Zaczynam się śmiać, próbując mu się wyrwać. Na nic jednak moje wysiłki, bo on przyciąga mnie do siebie i całuje. Znowu. A ja po raz kolejny się nie opieram.
-Gołąbeczki już skończyliście?-rzuca ironicznie Richard, a my momentalnie odsuwamy się od siebie. Śmieje się widząc nasze zachowanie i wychodzi. Tak po prostu. Nie rozumiem go.
-Wiesz co, przeszła mi cała ochota na film. Pójdę się umyć i się położę.- mówię wstając z łóżka i kierując się do komody po piżamę i świeżą bieliznę.
-Nie żartuj. Jest dopiero dziewiętnasta. -na jego twarzy pości ironiczny uśmieszek, a wzrokiem bacznie przygląda się moim poczynaniom.
-I co z tego? Dobranocka i spać. -mówię i wychodzę do łazienki. W łazience zakluczam drzwi, żeby przypadkiem komuś do głowy nie przyszło, żeby skorzystać z łazienki, albo coś jeszcze gorszego. Biorę szybki prysznic, myjąc się przy tym jedynym żelem pod prysznic jaki był w łazience, który oczywiście jest męski. No nic. Muszę zakupić coś jutro, bo nie przeżyję jeśli będę miała pachnieć jak facet. Spłukuję z siebie resztki żelu i wychodzę spod prysznica. Owijam się ręcznikiem i wyciskam wodę w włosów. Staję przed lustrem i bacznie się sobie przyglądam. Czy ja się zmieniłam? Nie widzę żadnej różnicy. Te same zielone oczy, co zawsze. Te same rude włosy. Nawet żaden dodatkowy pieg na moim nosie się nie pojawił. Coś jednak się zmieniło. Nie w wyglądzie, ale w środku. Nie poznaję już siebie.
-Długo jeszcze? Zajmujesz tą łazienkę od czterdziestu minut!- dobija się do drzwi Freitag. Mam ochotę mu dopiec.
-Cierpliwości księżniczko. Jeszcze dwadzieścia minut i będzie równa godzina. -śmieję się, w międzyczasie wyciskając pastę na szczoteczkę do zębów. Słyszę jeszcze jak klnie pod nosem i odchodzi. Myję zęby, zakładam na siebie bieliznę oraz luźną koszulkę i opuszczam łazienkę. W drodze do mojego pokoju mijam Richarda i doskonale zdaje sobie sprawę, że bezczelnie gapi się na mój tyłek.
-Masz racje, popatrz sobie na coś, co nigdy nie będzie twoje. -rzucam zerkając na niego przez ramię i znikam w moim tymczasowym pokoju. Za zamkniętymi drzwiami słyszę śmiech Andreasa i trzaśnięcie drzwi. Otulam się szczelnie kołdrą i przytulam twarz do poduszki. Próbuję zasnąć, ale nie mogę. Leżę, wiercąc się w pościeli do późnych godzin nocnych.


*****


Budzi mnie dzwoniący telefon. Zerkam na ekran i czyj numer widzę? Alex. Odbieram i przykładam telefon do ucha.
-Halo?- mówię zaspanym głosem.
-Obudziłem cię? -pyta, choć doskonale zna odpowiedź. Na potwierdzenie jego słów przeciągle ziewam. -Przepraszam. -mówi.- Skontaktowałem się z tą dekoratorką. Możesz wpaść za godzinkę? Ustalicie wszystko i po południu już się zjawi ekipa.
-Dobrze, będę za godzinę. -odparłam, po czym się rozłączyłam. Może nie byłam miła, ale nie powinno to wcale dziwić Alexa. Wygramoliłam się z łóżka, udałam się do łazienki na poranną toaletę, a później skierowałam się do kuchni. Zajrzałam do lodówki, która świeciła pustkami, oczywiście jeśli pominiemy tygodniowy zapas piwa. Z produktów spożywczych znajdował się w lodówce tylko karton mleka, sałata, kawałek sera, który zdążył już spleśnieć i przeterminowany od miesiąca jogurt. Wzięłam owy jogurt i wyrzuciłam do śmietnika. Podobnie zrobiłam z serem. Nalałam sobie szklankę wody, którą wypiłam duszkiem i wróciłam do pokoju, by się przebrać. Zjem coś u Alexa, a w drodze powrotnej zrobię zakupy. Ubrałam się w czarne leginsy i szarą bokserkę, na którą założyłam luźną, bordową bluzę. Do tego moje buty do biegania i już mogłam wyjść z domu. Zapomniałam o najważniejszym. Ja przecież nie mam kluczy do tego mieszkania. Jak mam wyjść nie mając kluczy? Jak zostawię otwarte mieszkanie, to oni mnie zabiją. W korytarzu przy drzwiach znajduję przyklejoną kartkę samoprzylepną pod wieszakiem, na którym wisiały różne klucze.
„Tak słodko spałaś, że nie chciałem cię budzić. Wrócimy z treningu o 14.
Pierwszy klucz po lewej. Miłego dnia :)
Andreas”
Uśmiecham się, biorę klucz i opuszczam mieszkanie. Idę w stronę domu Alexa. O dziwo pamiętam drogę i docieram na miejsce po trzech kwadransach. Wchodzę do domu i od razu wita mnie mama.
-Jak ci się spało córeczko?-pyta dając mi uprzednio całusa w policzek.
-Średnio. Spanie z dwoma facetami w jednym mieszkaniu nie jest szczytem moich marzeń. Tym bardziej, jeśli w obu buzują hormony i w głowie im tylko jedno. I wcale nie chodzi tutaj o skoki narciarskie.- moja mama się zaśmiała.
-Wiesz, jesteś już dorosła. To normalne, że mężczyźni tak na ciebie reagują. No wiesz. Tylko pamiętaj o..-nie zdążyła dokończyć, bo jej przerwałam.
-Mamo, proszę cię. Rozmowę o pszczółkach chcesz mi teraz urządzać? Nie pójdę z żadnym z nim do łóżka, rozumiesz? A nawet jeśli bym poszła, to wiem co to antykoncepcja. Nie zostaniesz babcią, no bynajmniej nie w najbliższym pięcioleciu. -zaśmiała się słysząc moje słowa.
-O Anna, jesteś już. -zjawił się Alex. -To jest pani Klein, zaprojektuje ci twój pokój, tym razem wedle twojego uznania.- kobieta uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam jej uśmiech. Obie udajemy się do salonu, gdzie ona przedstawia mi pomysł na pokój. Ustalamy, że ściany będą biało-szare, a meble i dodatki również będą utrzymane w tej kolorystyce. Pokazuje mi różne propozycje aranżacji w swoim laptopie, wspólnie wybieramy meble i tak kończy się nasze spotkanie. Jak się okazuje, za trzy dni będę mogła się wprowadzić. Podziękowałam jej, pożegnałam się, po czym poszła jeszcze uzgodnić coś z Alexem, pewnie kwestie finansowe.
-Mamo odwiozłabyś mnie do Richarda? -mówię wchodząc do kuchni, gdzie krząta się moja rodzicielka.
-Jasne, za dziesięć minut, dobrze?- uśmiecha się do mnie znad garnka z zupą, a mi zaczyna burczeć w brzuchu. -Słyszę, że jesteś głodna. Weź sobie coś z lodówki.- zachęca mnie rodzicielka. Za jej namową biorę z lodówki jogurt. Zjadam go szybko, po czym pochłaniam jeszcze banana i dwa ciastka. -Znów nie jadłaś śniadania, tak?- siada obok mnie i uważnie mi się przygląda.
-Nie moja wina, że Freitag ma pustą lodówkę. Tzn, nie jest pusta, bo jest w niej zapas piwa, ale jeśli chodzi o jedzenie, to nawet bakterie by się nie rzuciły. -mama znów się śmieje
-Możemy zrobić małe zakupy po drodze. -proponuje mi, a ja patrzę na nią z wdzięcznością.
-Raczej duże zakupy. -poprawiłam ją. -A i musimy kupić żel pod prysznic.-patrzy na mnie pytająco. Wzdycham. -No co, nie będę się myła męskim, bo później śmierdzę jak Freitag. -tym razem obie się zaśmiałyśmy, a do kuchni wszedł Karl.
-Ty nie na treningu?-zapytałam zaskoczona. Dosiadł się do stołu.
-Byłem. Ale trener kazał mi wrócić do domu. -odparł ponuro.
-Bo?-utkwiłam w nim moje spojrzenie. Zastanawiał się dłuższą chwilę, nerwowo bawiąc się telefonem.
-Bo jestem do dupy i psuje każdy skok.- mówi podenerwowany i wychodzi z kuchni.
Patrzymy na siebie z mamą pytająco, ale żadna nie wie, co go ugryzło. Karl nigdy nie odnosił jakiś spektakularnych sukcesów, jak się dowiedziałam z pomocą wujka google, no ale żeby psuć każdy skok? Coś się musi dziać.
-To co, jedziemy? pyta mama biorąc kluczyki do auta, jak się okazuje po wyjściu z domu, mojego auta. Obdarzam ją pytającym spojrzeniem.
-Nie patrz tak na mnie. Musisz się jakoś poruszać po mieście. Nie będziesz chodzić pieszo. Masz prawo jazdy przecież. -podaje mi kluczyki, a ja niechętnie wsiadam do auta. Mama siada na fotelu kierowcy i jest moim nawigatorem. Robimy zakupy, jedziemy do mieszkania Richarda, pomaga mi wnieść siatki do mieszkania, po czym żegna się i wychodzi. A ja znów zostaję sama. Rozpakowuję zakupy, chowam wszystko na odpowiednie miejsce, po czym zaparzam sobie kawę i siadam na parapecie okna. Wyjmuję telefon i wybieram dobrze znany mi numer. Jeden sygnał, drugi, piąty. Nic. Nie odbiera. Próbuję jeszcze kilka razy. Za każdym razem to samo. Czy właśnie tak kończy się nasza przyjaźń?
„Doskwiera ci samotność? Przyzwyczaj się do niej.
Ona będzie twoją jedyną przyjaciółką.”


_________________________________________________
Hej kochane.
Na wstępie chcę was przeprosić za ten rozdział. Nie chciał współpracować ze mną. Strasznie się nad nim męczyłam, ale pomimo mych męczarni powstał. 
Ostatni tydzień był dla mnie ciężki, nawet bardzo, więc wybaczcie mi, że nie zostawiałam u większości z was komentarzy pod rozdziałami. Przeczytałam wszystkie, najczęściej jednak czytałam w szkole na nudnej lekcji, lub w autobusie. Wybaczcie. 
Kolejna sprawa, która mnie bardzo cieszy, to wyniki ankiety. 
Jest was tu tak strasznie dużo. Szkoda, że nie wszyscy komentują (nawet nie połowa).
Ja nie gryzę, naprawdę. Coś wam się nie podoba- piszcie. 
Na koniec przepraszam za ewentualne błędy w tym rozdziale. 
Buziaki :**

piątek, 14 lutego 2014

17. "Nowe okoliczności"

 

-Ty musisz być Anna, tak? -zwraca się do mnie mężczyzna w średnim wieku. Karl coś wspominał, że masz się dziś wprowadzić do nich. -patrzę na niego pytająco. Skądś go znam, jednak nie mogę sobie przypomnieć skąd.
-Kim pan jest i skąd pan mnie zna? - pytam w końcu zirytowana tą sytuacją. W końcu to nie jest normalne, że zaczepia mnie na ulicy jakiś nieznajomy mężczyzna i twierdzi, że mnie zna.
-Jestem Werner. Werner Schuster. Dobry przyjaciel Alexa. Opowiadał mi o tobie i o Marii. Karl zresztą też dużo o tobie mówił.-tłumaczy.
-Dobrze, ale kim pan jest.- naciskam dalej, bo nie mogę sobie przypomnieć, skąd go kojarzę.
-Jestem trenerem niemieckiej kadry skoczków.- na jego twarzy pojawia się przyjazny uśmiech. Teraz już wiem, dlaczego ten głos wydał mi się znajomy. Znam go z telewizji. Z wywiadów. Przyglądam mu się uważnie. Nie poznałam go bez tej pomarańczowej czapki sponsora.
-Hm, a czego pan tak właściwie ode mnie chce? -pytam zniecierpliwiona.
-Właściwie to niczego nie chcę. Widziałem, że biegłaś podenerwowana, więc domyśliłem się, że to przez Alexa. Może chcesz porozmawiać? -proponuje mi, a później uśmiecha się zachęcająco.
-Jasne, a pan zaraz poleci do niego i mu wszystko powie. -mówię podenerwowana, odsuwam się od niego nieznacznie.
-Daj spokój. Wiem jaki jest Alex. Opowiadał mi, że nie przepadacie za sobą. Co zrobił tym razem? -pyta mnie patrząc na mnie w taki sposób, że zaczynam się przed nim otwierać.
-Pan wie, że ja mam osiemnaście lat, prawda? -patrzę mu w oczy, a on twierdząco kiwa głową. Robię głęboki wdech. -To niech mi pan wytłumaczy, dlaczego mój pokój jest urządzony jak dla małej dziewczynki?- patrzył na mnie zaskoczony, nie rozumiał chyba, co mam na myśli.- Czy to normalne, że osiemnastolatka dostaje pokój, w którym jest pełno różu i króluje Hello Kitty?
-Hello co?-pyta zaskoczony. Śmieję się pod nosem.
-Hello Kitty, taki biały, słodziaśny kotek z różową kokardką. I jak ja mam się nie denerwować na Alexa? No jak? -powiedziałam zrezygnowana.
-Wiesz, na pewno musiała zajść jakaś pomyłka. Przecież Alex nie zrobiłby czegoś takiego specjalnie.- zapewnia mnie o niewinności swojego przyjaciela.
-Tsa, jasne-mówię pod nosem tak, by nie usłyszał. -zerka na zegarek i na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia.
-Muszę już iść, bo za chwilę zaczyna się trening. -mówi, drapiąc się po brodzie.- Może chcesz iść ze mną na trening?- proponuje.
-No nie wiem.. -zaczynam, ale on mi przerywa.
-Spotkasz Karla. I Andreasa. -puszcza mi oko w tym momencie. On wie. Skąd? Alex..-Poznasz resztę drużyny. Będzie fajnie.- ulegam jego namowom.
-Dobrze, właściwie, to czemu nie. -mówię uśmiechając się blado do niego. Kierujemy się w stronę skoczni i po kilku minutach jesteśmy na terenie skoczni. -Idź do szatni, tam powinni być chłopcy, ja w tym czasie muszę iść coś załatwić. -wskazuje mi miejsce, do którego mam się udać, a sam gdzieś znika. Kieruję się we wskazanym kierunku, nie wiedząc właściwie po co tutaj idę.. Staję przed drzwiami i się zastanawiam, co zrobić. Pukam nieśmiało i naciskam klamkę. Gdy drzwi się już otworzyły stoję jak wryta, a przede mną w szatni siedzą sobie skoczkowie, z czego większość jest na samej bieliźnie i nikt nie zwraca na mnie uwagi. Chcę niezauważenie zamknąć drzwi i uciec jak najszybciej stamtąd, gdy nagle ktoś mnie łapie od tyłu. Odwracam głowę i widzę roześmianego szatyna, z uroczymi dołeczkami w policzkach, który podobnie jak reszta ma gołe górne partie ciała. Czuję, że na moich policzkach pojawił się rumieniec.
-Złapałem podglądaczkę- śmieje się szatyn, a oczy wszystkich skupiają się na mojej przerażonej twarzy.
-Anna!-krzyczy Karl i podbiega, żeby się przytulić. Reszta patrzy na nas pytająco.
-To jest Anna.- tłumaczy dobrze mi znany głos. -Od dziś będzie mieszkać u Karla.- dodaje, żeby wszyscy wiedzieli, skąd się wzięłam. Potem podchodzi do mnie, by również się przytulić.
-Tęskniłaś?- szepce mi do ucha, na co moje ciało drży. Sama już nie wiem czy jest to wywołane jego negliżem, czy tą bliskością. Odsuwa się ode mnie skrępowany, bo chłopaki dziwnie się na niego patrzą.
-Richard jestem- przedstawia mi się szatyn, który mnie przyłapał. Uśmiecha się do mnie tak słodko, że nogi pode mną miękną.
-Anna. -wypalam, gdy sobie przypominam, jak mam na imię. Słyszę chrząknięcie za mną i odwracam wzrok od szatyna. -To ten, nie będę wam przeszkadzać, wyjdę na zewnątrz, a wy będziecie mogli się na spokojnie ubrać. -wychodzę z szatni zanim którykolwiek zdążył się odezwać choćby słowem.
-Co, dali ci w kość? -koło mnie nagle znalazł się Schuster. Przygląda mi się uważnie, widząc rumieńce na mojej twarzy.
-Mógł pan ostrzec, że mam wejść do szatni pełnej półnagich facetów.- mówię z pretensją w głosie. On słysząc moje słowa zaczyna się śmiać. Patrzę na niego zdezorientowana.
-Więc to dlatego tak szybko uciekłaś. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale każda fanka będąca na twoim miejscu za żadne skarby nie wyszłaby z tej szatni, dopóki oni by tam byli. Nie jesteś fanką, mam rację?- kiwam twierdząco głową.- Tak myślałem. -śmieje się. -Uważaj na Freitaga, bo nie jednej on już w głowie zawrócił.- puszcza mi oczko i po raz kolejny zostawia mnie samą. Po chwili z szatni wychodzi Karl.
-Widziałaś już swój nowy pokój? -pyta zmieszany. Wzdycham.
-Kogo mam za to zabić? Ciebie czy Alexa?- zaśmiał się na moje słowa.
-Dekoratorkę wnętrz.- wyszczerzył się do mnie. -Ale nie przejmuj się. Nie później jak pojutrze zjawi się ekipa i przemaluje ci ten pokój. W tym czasie będziesz mieszkała gdzieś indziej.-zaczął tajemniczo Karl, a jego twarz nagle posmutniała.
-Niby gdzie? W hotelu? -pytam zaskoczona, bo Alex nic mi nie mówił. Właściwie, to może nie pozwoliłam mu dojść do słowa.
-U mnie.-odzywa się nagle ktoś za plecami Karla. Patrzę na Karla błagalnym wzrokiem, ale wzrusza tylko bezradnie ramionami.
-A nie macie tutaj jakiegoś hotelu, ja nie wiem, mogę nawet spać na kanapie. -próbuję wybrnąć jakoś z tej sytuacji.
-Daj spokój, te kilka dni możesz spać u mnie. Ja nie gryzę. -szatyn posyła w moją stronę znaczący uśmiech. Nie wiem czemu, ale przed oczami stanęła mi wizja jego i mnie, w jednoznacznej sytuacji, w jego łóżku. Boże broń. Fuj, nie. Bleee.
-Całe szczęście, że nie będziesz musiała być sam na sam z nim w jednym mieszkaniu.- odzywa się nagle Andreas. Posyłam mu pytające spojrzenie. -Bo wiesz, ja mieszkam razem z Rysiem. -tłumaczy mi, a w jego oczach pojawia się pewien błysk.
-Jedno zasadnicze pytanie, dostanę własny pokój?- założyłam ręce na piersiach i z wyczekiwaniem wpatruję się w szatyna.
-To nie chcesz ze mną dzielić mojego małżeńskiego łoża?- zrobił smutną minę, na co Andreas posłał mu gniewne spojrzenie.
-Eeee, raczej nie. -mówię zdecydowanym tonem. Patrzę tym razem na Andreasa.
-A może chcesz spać ze mną? -tym razem ożywia się niebieskooki. Posyłam mu mrożące spojrzenie.- No co, już ze mną spałaś, tak tylko pytam. -poczułam, że się czerwienię. Świetnie Wellinger, poniżaj mnie przy innych mówiąc, że już z tobą spałam. Może jeszcze im powiedz, że jestem w ciąży z tobą..
-To już chyba wolałabym spać z Freitagiem.- mówię z satysfakcją, wiedząc, że się wścieknie na moje słowa.
-Dostaniesz własny pokój, zadowolona?- mówi blondyn z niezadowoleniem. Ubiegł Ryśka, który już chciał coś powiedzieć. Odzywa się jednak po chwili.
-Ale wiesz, moja propozycja jest cały czas aktualna. Mam małżeńskie łóżko. I wiesz. Nie będziesz się ze mną nudzić. -porusza znacząco brwiami.
-Freitag, może ty na ostudzenie twojego popędu zrobisz piętnaście okrążeń wokoło budynku, w czasie gdy pozostali będą się rozgrzewać. -Głos zabiera trener, który pojawił się znikąd. Chłopaki słysząc jego słowa, rozchodzą się pospiesznie i zaczynają rozgrzewkę.
-Dziękuję. -mówię do mężczyzny, który uśmiecha się do mnie.
-Nie ma sprawy. Tylko wiesz, radziłbym zamknąć drzwi na klucz, bo nigdy nie wiadomo co takiemu Freitagowi strzeli do głowy. -zaśmiałam się na jego słowa, ale on miał poważną minę.
-Pan nie żartuje?- zapytałam zaskoczona. Pokręcił przecząco głową. -Dobrze, że to tylko kilka dni. Swoją drogą będzie tam też Andreas. -powiedziałam dodając sobie otuchy.
-Na niego też radziłbym ci uważać. -stwierdził tajemniczo. Chciałam już zapytać dlaczego, ale zjawili się chłopcy i nie miał już dla mnie czasu. Przyglądam się treningowi, nie mogąc się doczekać, aż się skończy. Siedzę na trybunach i przypatruję się skoczkom, jak oddając swoje treningowe skoki. Rozpoznaję Karla, który mi kiwa po udanym skoku. Odmachuję mu, żałując, że nie wzięłam ze sobą aparatu. Po jakiejś godzinie czekania, trening w końcu się kończy. Siedzę na trybunach i czekam, aż przyjdzie po mnie Karl. Jestem przekonana, że tak zrobi, a nie chcę iść znowu do szatni.
-Szukałem cię.- mówi siadając obok mnie.
-I znalazłeś.-mówię lakonicznie. Cały czas mam do niego żal, że się nie pożegnał z Mają. -Rozmawiałeś może z Mają?-pytam, a on spuszcza wzrok.
-Bo wiesz.. -zaczyna- to nie jest takie łatwe. Bo ja jej może już nigdy nie zobaczę. Cholernie nie lubię pożegnań. -tłumaczy mi się.
-Ale kochasz ją? -pytam patrząc mu w oczy. Widzę w nich coś dziwnego. Jakby cierpienie.
-Sam już nie wiem. -mówi kierując swój wzrok na swoje buty.
-No ej. Co się dzieje?- próbuję go wesprzeć jakoś.
-Nic. Wszystko w porządku. -wiem, że kłamie. Szanuję jego zdanie.
-Wiesz, że musisz jej to powiedzieć? -patrzę mu prosto w oczy. -Musisz jej powiedzieć, że jej nie kochasz, bo ona będzie cierpieć. Przecież widzę, że cierpisz. Że jej nie kochasz. Musisz jej to wyznać, bo to jest niezdrowe. Rozumiesz? -pokiwał twierdząco głową. Przytuliłam go, by dodać mu otuchy. Gdy tak trwałam w jego objęciach czułam się dobrze. Biło od niego dziwne ciepło, którego nie potrafię określić. Po dłuższej chwili odsuwam się od niego.
-Powinniśmy już iść. Chłopaki czekają na ciebie. -mówi wstając i kierując się w stronę wyjścia. Idę za nim. Przed skocznią czekają na nas Richard i Andreas. Wsiadamy do czerwonego Audi Richarda i jedziemy do domu Alexa. Podróż nie trwa długo, po jakichś dziesięciu minutach jesteśmy pod domem. Wysiadamy razem z Karlem, w czasie, gdy Andi i Richard czekają w aucie.
-To zajmie tylko chwilkę. -mówię chłopakom i udaję się w stronę domu.
-Ona już wie o wszystkim. Przyszła tylko po walizkę.-mówi Karl w stronę Alexa, ja tymczasem udałam się do tego różowego okropieństwa, po moje rzeczy.
-Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak wyszło.-Alex okazuje skruchę, gdy schodzę na dół z moją walizką.
-Jak się zjawi ta projektantka wnętrz, czy kogo ty do tego zatrudniasz, niech się ze mną skontaktuje. Bo na to różowe paskudztwo patrzeć nie mogę. -rzucam na odchodne i wychodzę z domu. Andi pomaga zapakować mi walizkę do bagażnika i jedziemy do mieszkania Richarda.
Jak się okazuje, Richie mieszka w bardzo ładnej dzielnicy na przedmieściach. Mieszkanie urządzone w nowoczesnym stylu. Od razu widać, że jest to mieszkanie faceta. Kolory ścian nie są jakoś idealnie dobrane, na podłodze jednak nie ma porozrzucanych skarpetek, a to się chwali. Duży, jasny salon z ogromną, czerwoną kanapą na środku i ogromnym telewizorem na ścianie znajduje się na lewo od wejścia.
-A to będzie twój pokój. -mówi Andi otwierając drzwi na prawo. Wchodzę do pomieszczenia, które jest stosunkowo małe, ściany pomalowane są na beżowo, a pod ścianą stoi łóżko. Pod oknem stoi biała komoda, a zaraz obok drzwi stoi biała szafa ubraniowa, w tym samym stylu co komoda. Pokój jest nawet przytulny. Nawet. Jedna rzecz mi tylko tu nie pasuje. Kilka poprawek i będzie znośnie.
Tylko kilka poprawek.





_________________________________________________
Witajcie kochane. 
Wybaczcie za ten rozdział, pisany na szybko.
(Tak Dosia, pisany na szybko, chociaż tyle czasu mi to zajęło..)
Taki mój prezent na walentynki dla was. 
Buziaki, przytulaski i wgle czego tam sobie chcecie. 

Cieszę się ogromnie, bo Michi wygrał kwalifikacje :D 
Awww.
Buziaki:***

poniedziałek, 10 lutego 2014

16. "Coś się zmienia.."

 

Budzę się wtulona w niego. Momentalnie się od niego odsuwam, niczym oparzona. Patrzy na mnie zdziwiony z lekko zaspanym wzrokiem. On też przysnął, a ja go obudziłam. Świetnie, po prostu świetnie. Zerkam na zegar. Jest już po 18, więc prawdopodobieństwo, że nikt nas nie widział, jest równe zeru. Wstaję szybko z kanapy i idę do kuchni, gdzie spodziewam się spotkać moją mamę. Krząta się po kuchni, przygotowując kolację. Siadam przy stole i się jej przyglądam z uwagą.
Zauważa mnie i przygląda mi się uważnie. Wiem co jej chodzi po głowie, ale nie ułatwię jej tego zadania.
-Czy ty i ten młody chłopak coś? -pyta w końcu, nie kryjąc speszenia.
-Co to znaczy „coś”? -udaję, że nie rozumiem o co jej chodzi. Niech się męczy.
-No wiesz. Czy to twój chłopak?-wypala w końcu moja rodzicielka. Jabłko, którym się dotychczas bawiłam spada na podłogę.
-Boże, mamo nie! Ja i on? No proszę cię.-śmieję się żałośnie. Wiem jak to mogło wyglądać, ale to była tylko chwila słabości. Cholerna chwila słabości. Nic więcej.
-Córeczko, ale ja was widziałam razem. I wyglądało to jakbyście byli parą. -wzdycham. Mama się uśmiecha przepraszająco. Ona nic nie rozumie i nie mam zamiaru jej tego tłumaczyć. Nie musi wiedzieć, jak bardzo przerasta mnie ta sytuacja.
-Może to tak wyglądało, ale tak nie jest. Zrozum. On się nie nadaje na kogoś z kim można utworzyć związek. Ale ty tego nie zrozumiesz..-ucinam w połowie zdania. Bo jak może to zrozumieć, skoro sama pakuje się w małżeństwo z facetem, który się do tego nie nadaje? Mama nie kontynuuje już rozmowy. Ja też się do tego nie palę. Podnoszę w końcu jabłko z podłogi i odkładam je na stół. Przyglądam się jeszcze chwilę mamie jak przygotowuje kolację i wychodzę z pomieszczenia. Muszę się przejść. Przemyśleć kilka spraw. W drzwiach mijam Karla, który znowu gdzieś się szlajał i nie wygląda najlepiej.
-Wychodzisz gdzieś?-rzuca w moją stronę. Raczej stwierdza niż pyta.
-Muszę się przejść.- tłumaczę chłopakowi i wychodzę. Kieruję się w stronę parku. Siadam na jednej z ławek i próbuję poukładać moje myśli. Co z moim życiem jest nie tak, że nagle zaczęło się tyle dziać? Najpierw Alex zjawia się nie wiadomo skąd, teraz Andreas. To nie jest normalne. Nie jest.
I jeszcze na dodatek to dziwne zachowanie Karla. Muszę z nim poważnie porozmawiać. Ale jak, skoro albo go nie ma w domu, albo siedzi z Andreasem. Widzę, że relacja pomiędzy nimi nie należy do przyjacielskich, tym bardziej nie rozumiem na jaką cholerę Karl go tutaj przywiózł. Nie uwierzę, że chce sobie pozwiedzać znów Berlin.. I jeszcze Alex. On coś knuje. Dziwne, że tym razem nie przyjechał, tylko przysłał Karla. To jest przecież logiczne, że to z inicjatywy Alexa oni się tutaj zjawili.. Nagle na ławkę dosiada się jeszcze ktoś. Ignoruję jednak tego osobnika, nawet nie patrząc na niego. Pewnie jakiś starszy pan się dosiadł, by mi powzdychać i poopowiadać o starych dobrych czasach. Może jeszcze mi tu Hitlera zaraz zacznie zachwalać. Boże uchowaj. Słyszę, że oddycha niespokojnie. Zastanawia się nad czymś. Może pokłócił się z żoną albo coś. Zerkam nieśmiało w jego stronę i zamiast spodziewanego staruszka widzę Wellingera. Śledzi mnie czy co? Podrywam się z ławki i odchodzę pośpiesznie.
-Anna zaczekaj!-woła za mną, podbiega do mnie i chwyta za ramię. Odwracam się w jego stronę i patrzę wyczekująco. -Chciałem porozmawiać.-mówi cały czas patrząc mi w oczy, jednocześnie ciągnąc mnie w stronę ławki. Poddaję się i siadam obok niego.
-O czym to niby chciałeś porozmawiać?-pytam nie ukrywając niechęci do chłopaka. Zastanawia się chwilę nad doborem odpowiednich słów. Myśli intensywnie, aż na jego czole pojawiła się żyłka.
-O naszej znajomości- zaczyna nieśmiało. No dobra, ten pyszałkowaty cham i nieśmiały ton? Coś mi tu śmierdzi. -Bo nasza znajomość nie zaczęła się tak, jakbym tego chciał.-prychnęłam. No tak. Nie zaciągnąłeś mnie do łózka, to się nie zaczęło tak, jakbyś chciał.-Bo wiesz, zachowałem się wtedy jak skończony cham i prostak.-kontynuował. No, no. Wellinger, kontynuuj. Zaczyna robić się ciekawie.- Bo wiesz, ja wtedy jak ciebie zobaczyłem, to.. -przerywa nagle. Zerkam na niego pytająco. Czy on się zaczerwienił? Nie, zdaje mi się.-spodobałaś mi się-wypala na wydechu.
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Jaja sobie ze mnie robi jak nic. Zaczynam się śmiać, ale on jest poważny. Natychmiast się uspokajam. On nie żartuje. Uśmiecham się przepraszająco.-Wiem, że mi nie wierzysz, nie dziwię ci się, ale taka jest prawda. Podobasz mi się i cholera jasna nawet nie wiesz jak bardzo. -widzę, że nerwowo bawi się palcami. -Przepraszam za wtedy. Zachowałem się jak gówniarz. -mimowolnie kąciki moich ust wędrują ku górze. Śmieję się cicho. Chwytam jego dłoń, patrzy w moje oczy. Czuję się niezręcznie, ale nie cofam mojej ręki.
-Już ci to wybaczyłam.- mówię z uśmiechem. On tylko kiwa głową na znak, że mnie rozumie.
-Jest jeszcze coś.- znowu jego wzrok ucieka gdzieś na bok. Patrzę na niego wyczekująco.-No bo wiesz, wyjeżdżamy dziś z Karlem i ten.. -przerywa. Patrzy mi nieśmiało w oczy.- dasz mi swój numer? -omal nie parsknęłam śmiechem. Patrzy na mnie wyczekująco, a jego mina wyraża podenerwowanie. Potrzymam go jeszcze w niepewności.
-No nie wiem, nie wiem. Chyba nie zasłużyłeś. -droczę się z nim. Teraz to on unosi brwi. Patrzy na mnie takim wzrokiem, że nie można nie ulec. Ten błękit jego oczu, ta ich głębia. I mój cały światopogląd legł w gruzach. Jakby mi powiedział, że świnie potrafią latać to bym mu uwierzyła. Albo nawet gdyby mi wciskał, że księżyc jest cały z czekolady, nawet bym się nie zawahała i przyznała mu rację. Czemu ten chłopak tak na mnie działa? Toż to jakiś szatański pomiot chyba, do piekła za nim bym nawet poszła bez mrugnięcia okiem.-Daj telefon, zapiszę ci.- wzdycham zrezygnowana a chłopak momentalnie podaje mi swój telefon. Patrzę na tapetę i parskam śmiechem. Kto normalny ustawia swoją sweet focie na tapetę? Patrzę na niego z kpiącym uśmieszkiem i kręcę głową z politowaniem. Wpisuję ciąg cyfr i oddaje mu telefon. Nim się orientuję, on robi mi zdjęcie. Co więcej. Nawet nie chce mi go pokazać, a jestem pewna, że wyglądam okropnie.
-Nie podobała ci się moja tapeta, tak? To co powiesz teraz? -pokazuje mi ekran swojego telefonu, a w moich oczach pojawia się żądza mordu.
-Usuń to-Krzyczę chcąc wyrwać mu telefon z ręki. Na nic się to nie zdaje, w końcu znudzony moim szarpaniem go, chwyta mnie za nadgarstki i wpija się w moje usta. Mój gniew gdzieś znika. Przerywa pocałunek, patrzy na mnie przez chwilę, jakby obawiając się mojej reakcji, jestem pewna, że zobaczył moją rozanieloną twarz.. i ponownie wpija się w moje usta, a moje serce bije jak szalone. Gdy brakuje mi powietrza odsuwam się od niego. Mruczy coś niezrozumiale, a ja oddycham głęboko. Obok nas przechodzi jakaś starsza para, uśmiecha się na nasz widok, a starszy mężczyzna otula swoją żonę ramieniem.
-Patrz kochanie, zupełnie jak my za dawnych czasów.-mówi do żony a ta się tylko śmieje. Jego słowa natychmiast przywróciły mnie na ziemię. Odsuwam się od niego tak gwałtownie, że omal nie spadłam z ławki. W ostatniej chwili mnie chwycił i uratował przed upadkiem.
-Przestaniesz w końcu ode mnie uciekać-szepce mi do ucha, na co ja czuję, że się czerwienię od cebulek boich włosów, aż po pięty. Czemu on tak na mnie działa.
-Przestanę, gdy ty będziesz grzeczny. -śmieje się słysząc moje słowa. Wstaje z ławki, chwyta moją dłoń i ciągnie mnie w stronę domu. Zerkam na niego zdezorientowana.
-Boję się, że znów mi uciekniesz. Przez cały czas będę musiał cię mieć na oku. -uśmiecha się, odsłaniając przy tym wszystkie swoje zęby. Gdy już jesteśmy przed domem zauważam Karla, który pakuje już swoje rzeczy do samochodu. Andreas zauważając go, wzmacnia swój uścisk, jakby chciał uniemożliwić mi zabranie dłoni. Uśmiecha się z wyższością do Karla, który stara się go ignorować.


Nie możesz przecież widzieć tego bólu, tej złości.
Nie wiesz, że wbiłaś mu nóż w serce.
Ty jesteś zaślepiona i tego nie widzisz.
A on cierpi.
Przez ciebie


*****


Siedzę sobie w moim pokoju i próbuję się nauczyć czegoś do szkoły. Niestety nic mi nie wchodzi. Cały czas moje myśli zaprząta mi niebieskooki blondyn. To już się robi chore, on sobie pojechał, a mi się zrobiło nagle jakoś tak pusto. Zaczynam wariować, jeszcze trochę i mnie mama do psychiatryka odda, jak nic, już siebie widzę w kaftanie bezpieczeństwa.
Bo miłość to choroba.
Kończę liczyć ostatnie zadanie z matematyki i zamykam zeszyt z wyrazem ulgi. Teraz mogę spakować się na następny dzień, dzięki Bogu, że jutro piątek. Biorę świeżą bieliznę, piżamę i idę wziąć prysznic. Ciepła woda spływająca po moim ciele, pozwala chociaż na chwilę mi się uspokoić. Wyłączam myślenie i relaksuję się pod wpływem zapachu brzoskwiniowego żelu pod prysznic. Wmasowuję pianę w moje ciało i pozwalam moim mięśniom się odprężyć. Uwielbiam takie chwile tylko dla siebie. Stoję jeszcze tak w strumieniu ciepłej wody kilka minut, nie mam najmniejszej ochoty przerywać tego zajęcia. Niestety kiedyś trzeba. Zakręcam kran, wyciskam z włosów wodę i owijam się puchatym, szarym ręcznikiem. Miękki materiał otula moje rozgrzane ciało. Zerkam na moje odbicie w lustrze i widzę jakieś dziwne ogniki w moich oczach, których wcześniej nie było. Nic więcej się chyba nie zmieniło. Wycieram się do sucha i ubieram na siebie piżamę. Myję zęby, przecieram twarz tonikiem i jestem gotowa by iść spać.
Zmęczona padam na łóżko, przytulam twarz do poduszki i mam ochotę zapaść w głęboki sen, gdy nagle słyszę dźwięk smsa. Niechętnie się podnoszę, szukam ręką telefonu, po chwili go znajduję i sprawdzam nadawcę. Czemu mnie to nie dziwi? Otwieram wiadomość i uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy. Zasypiam wpatrując się w ekran. W te dwa słowa, które mi wysłał.
Zasypiam z myślą o nim..
„Słodkich snów”

*****

Zakończenie roku szkolnego nadeszło zaskakująco szybko. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej ten czas minął w tak szybkim tempie. Ubrana w białą koszulę i czarną, rozkloszowaną spódnicę, czekam na odbiór świadectwa i pożegnanie się z dotychczasowym życiem.
Niestety dziś nadszedł ten dzień. Muszę wyjechać do Oberstdorfu. Z jednej strony się cieszę, bo zobaczę Andreasa, z którym to utrzymują kontakt smsowy. Jednak wcale nie uśmiecha mi się mieszkanie w jednym domu z Alexem. Nie chcę też zostawiać Mai, która ostatnim czasem chodzi jakaś przybita. Podobno Karl się nawet z nią nie pożegnał przed wyjazdem.. Biedna. Muszę z nim porozmawiać, bo chłopak ją ewidentnie rani, nawet jeśli bardzo się stara. No ale czego się można spodziewać, w końcu to facet.
-Anna Wolf.- wychowawczyni wyczytuje moje nazwisko, podchodzę do niej, odbieram świadectwo. Ona patrzy mi w oczy, ściska moją dłoń i klepie po ramieniu. Uśmiecham się do niej blado. -Będzie nam cię brakowała.- mówi do mnie, po czym siadam na miejsce. Jeszcze czworo uczniów dostaje swoje świadectwa, wychowawczyni mówi, że mamy na siebie uważać, nie przesadzać za bardzo z alkoholem w wakacje, na co wszyscy się śmieją, oraz, że mamy porządnie wypocząć. To tych słowach wszyscy się rozchodzą. Ja idę razem z Mają w stronę mojego domu. Idziemy w ciszy, żadna z nas nie lubi pożegnań. Zatrzymujemy się w końcu przed moim domem.
-Zobaczymy się na ślubie.- mówię pocieszając. Ona tylko kiwa twierdząco głową i mnie przytula. Stoimy tak przytulone przez kilka minut, po czym ona się ode mnie odsuwa i odchodzi. Bez słowa pożegnania, bez niczego. Jej zachowanie zabolało. Ja rozumiem, że jej też nie jest łatwo.
Wchodzę do domu, który jest już pusty. Ostatnie kartony wywieźli dziś rano. Przy drzwiach jeszcze tylko moja walizka, a na niej leżą przygotowane rzeczy na przebranie. Biorę je i idę do łazienki, by się przebrać. Ubrana już w białą bokserkę i szare szorty, idę by po raz ostatni zobaczyć mój pokój. Moja oaza teraz jest tylko czterema ścianami. Cztery ściany i podłoga. Nic więcej. Aż dreszcz przebiega mi po plecach na ten widok. Nie ma zdjęć, które zdobiły ścianę, nie ma łóżka, dywanu, nawet zasłonek. Jest pusto, smutno, przytłaczająco. Teraz tego miejsca nie można już nazywać domem. Teraz to już tylko budynek. Cała reszta jest przeszłością. Zostały tylko ściany, które znają tą historię, ale nikomu jej nie przekażą.. Ta historia nie zostanie nikomu opowiedziana. Z czasem o niej zapomną..
Biorę walizkę, pakuję ją do auta i czekam na mamę, która musiała jeszcze coś zrobić. Po chwili się zjawia, wsiada do auta, przekręca kluczyk, na co silnik reaguje głośnym rykiem.
Droga strasznie mi się dłuży. Do celu wcale nie jest blisko. Gdy w końcu dostrzegam góry w oddali wiem, że jesteśmy już niedaleko. Zajeżdżamy pod duży dom, który z zewnątrz wygląda bardzo nowocześnie. Domyślam się, że to dom Alexa. Wysiadam z auta czując ulgę, że w końcu mogę rozprostować nogi. Po chwili z domu wychodzi Alex, by nas przywitać. Wyjmuję moją walizkę z bagażnika i idę w stronę domu.
-Na piętrze, pierwszy po lewej!- krzyczy za mną Alex. Staram się go ignorować, jednak kieruję się zgodnie z jego wskazówkami. Otwieram drzwi do mojego nowego pokoju i aż puszczam rączkę walizki, która tępo huknęła o podłogę. Zbiegam po schodach i momentalnie znajduję się przy nim.
-Ty sobie ze mnie jaja robisz?!-Krzyczę nie kryjąc zdenerwowania. Patrzy na mnie zdezorientowany. Zajęło mu chwilę czasu, zanim zrozumiał o co mi chodzi.
-Zaszło pewne nieporozumienie.-próbuje się tłumaczyć.. Ta jasne. Nieporozumienie. Już to widzę.
Trzaskam drzwiami wyjściowymi i biegnę przed siebie, nie zważając na to, gdzie mnie nogi poniosą. Wpadam na kogoś, nie zważając na to uwagi biegnę dalej. Słyszę jednak za sobą znajomy głos. Odwracam się i stoi tam on..


_________________________________________________

Wybaczcie. Cztery dni się męczyłam nad tym gniotem.
I średnio mi to wyszło, no ale musiałam coś dodać.
Ten pokój wysysa ze mnie wenę.. Ja chcę do mojego..

Kamil wczoraj wygrał złoty medal i chyba właśnie to zmotywowało mnie do napisania czegoś w końcu.
No i Michi był piąty (ja wiem, że go stać na medal, no ale i tak nie jest źle).

Jak zdążyliście zauważyć trochę przeskoczyłam w czasie w tym opowiadaniu.
Zmierza ono ku końcowi. 
Nie wiem ile pojawi się jeszcze rozdziałów przed końcem, ale myślę, że w 20 rozdziałach je zamknę.
Epilog leży już gotowy.


Wiadomość dla Kasi:
Wiem, przesłodziłam, też rzygam tęczą, nie żałuj sobie.
Możesz rzucać mięsem, pozwalam :*

Buziaki :*

Enjoy your day!

Przypominam o moim nowym blogu
>>KLIK<<

CZYTAM=KOMENTUJĘ
(bo jak nie to wpierdol) 

środa, 5 lutego 2014

15."Ona jest jak kwiat, tylko od ciebie zależy czy zakwitnie"

Posłuchałam Blangie i wzięłam się za 'robienie czegoś pożytecznego'
Potwory moje kochane, zapraszam na 15. rozdział




Gdy wróciłam do domu, nikogo w nim nie było. Z jednej strony cieszyłam się z tego faktu, nie musiałam znosić tego idioty Andreasa i humorów Karla. Co jak co, ale Karl ostatnio zachowuje się gorzej niż baba. Z drugiej jednak strony nie chciałam być teraz sama. Chciałam żeby ktoś mnie przytulił, tak najzwyczajniej w świecie przytulił, pogłaskał po głowie i powiedział, że będzie dobrze. Usiadłam na kanapie w salonie, kolana przyciągnęłam sobie do klatki piersiowej i objęłam je rękoma. Tak strasznie będę tęsknić za tym miejscem. Łzy zaczęły cieknąć po moich policzkach. To boli, gdy musisz zostawiać coś, co kochasz. Gdy tam byłam udawałam, że jestem twarda, ale teraz nie potrafię. Nagle czuję, że ktoś siada obok mnie i mnie przytula. Czuję zapach jego perfum, normalnie bym się od niego momentalnie odsunęła, ale teraz nie mam siły. Łkam cicho, moje łzy rozmazują mi tusz i plamią jego białą koszulkę. Szczerze to mam to gdzieś. Gładzi mnie po placach. Wtulam się w niego jeszcze bardziej. Potrzebuję tej bliskości. Potrzebuję ciepła i zrozumienia, nawet jeśli to on ma mi je dać. Co z tego, że jest arogancki i chamski i tak bardzo mnie wkurza. Jest tutaj teraz przy mnie i czuję się z nim bezpieczna.

*****


Cały dzień chodziłem poirytowany. Zaczęło się oczywiście od pobudki. Kto normalny budzi kogoś zwalając go z łóżka?! No kto jak się pytam. Ona nie jest normalna, to już wiemy. Cały czas jeszcze mnie pośladki bolą od tego spotkania z podłogą. Czy ona musi mnie tak pociągać? Ja zaraz zwariuję. Jak się czuje facet, który ma urażoną dumę? Pewnie tak jak ja. Widziała mnie w różowych bokserkach. W innej sytuacji, z inną dziewczyną to pewnie zaraz zostałyby zdjęte, a ich kolor poszedłby w niepamięć. A co ona zrobiła? Wywaliła mnie z pokoju! No dobra, może moja wina, nie powinienem przychodzić do niej w nocy do łóżka. Nie powinienem, wiem, ale ta cholerna kanapa była taka niewygodna. Mogłem iść do Karla, wiem. Chociaż nie, nie jestem gejem, żeby spać z nim w jednym łóżku. Co to, to nie. Wcale nie żałuję, że poszedłem do niej. Była taka piękna jak spała. Taka bezbronna. Chciałem ją bronić przed całym światem. Chciałem.
Co ty pieprzysz Wellinger? Chcesz ją tylko przelecieć i tyle. Kolejna panienka do odhaczenia.
Ona nie jest jak tamte. Jest inna. No bo która by mi się oparła, po wypiciu takiej ilości alkoholu? No żadna. Zawsze lubiłem wyzwania i cholernie kręci mnie ta cała sytuacja. Wcale się nie dziwię Karlowi, że się w niej zakochał. Biedaczysko. Kocha jedną, a mizdrzy się do jej przyjaciółki. Tak nisko to nawet ja nie upadłem. Co ja się przejmuję Geigerem? Jego życie, jego sprawa. Ciekawe jakby zareagował, że spałem z Anną? Pewnie chciałby mnie zabić. Albo by się rozpłakał. Jeśli chodzi o Karla, to nigdy nie można być pewnym jak zareaguje. Kiedyś prawie mnie pobił jak wziąłem jego telefon i odinstalowałem mu Pou. No ale do cholery, jak można grać w tego ziemniaka? Przez dwa kolejne dni mi ryczał i marudził, że miał już sześćdziesiąty level. Dobrze, że przyszedł wtedy Wank i mu wytłumaczył, że może sobie go znowu ściągnąć i jak wpisze swojego maila, to będzie nadal miał ten swój sześćdziesiąty level. Naprawdę nie rozumiem fenomenu tego ziemniaka. Że Karl w to gra, to jeszcze jakoś zrozumiem, ale że Wank?! Raz mi się chwalił, pokazał mi to coś. Miało różowe włosy na Biebera i różowe wdzianko na 'motylka'. Z kim ja się zadaję.
No ale wracając do Anny. Gdyby ona wiedziała, że przez całą noc praktycznie nie spałem, tylko się jej przyglądałem jak miarowo oddycha. Zasnąłem dopiero nad ranem, a co ona zrobiła? Zrzuciła mnie z tego łóżka. Tak się nie robi. Mnie się przytula z samego rana, a nie z łóżka zrzuca. Powinna mi jeszcze śniadanie do łóżka przynieść. No i co się dziwić, że byłem niemiły. Mogłem sobie darować ten tekst o stringach. Co zrobić, jestem facetem, najpierw robię, później myślę. Spojrzałem na nią ostatni raz. Jej mina nie wróżyła nic dobrego, zaraz. Ona chyba nie myśli, że my coś ten, w tym łóżku razem. A może myśli? Uśmiechnąłem się do niej znacząco i wyszedłem.
Nie powinienem się jej dziwić, najpierw się budzi ze mną w swoim łóżku, chociaż nic nie pamięta, uświadamiam ją, że się całowaliśmy, więc mogła sobie co nieco pomyśleć. Co jak co, ale nie jestem aż takim skurwielem, żeby wykorzystywać pijaną dziewczynę, na trzeźwo jest dużo ciekawiej..
Nie miałem co robić, więc włączyłem telewizor. Leciała akurat jakaś telenowela brazylijska, akurat ta, którą namiętnie ogląda moja babcia i za każdym razem mi ją streszcza. Widząc, że ta głupia bohaterka daje się całować Huanowi. Czy ona nie widzi, że on jej nie kocha? Za bardzo się wczułem, bo moje myśli wypowiedziałem na głos. Całe szczęście, że wszyscy jeszcze śpią. Gdy telenowela się skończyła, zrobiło mi się szkoda głównej bohaterki. Jeśli tak o tym pomyśleć, to to dobra kobieta była. Trochę zagubiona i głupia, ale w sumie serce ma dobre. Zauważyłem, że obok salonu przeszła jakaś kobieta, pewnie matka Anny. Wypadałoby się przedstawić i poprosić o kawkę. Skierowałem się więc do kuchni. Nie potrafiłem ukryć zdziwienia, gdy zobaczyłem Anne siedzącą w kuchni. Musiała się przemknąć po cichu, tak że jej nie zauważyłem. Siedziała przy stole i rozmawiała o czymś z matką. Zaraz, one rozmawiają o mnie. I się ze mnie śmieją. Tak nie można! Miałem ochotę tupnąć nogą, wejść tam i zrobić im awanturę. Normalnie bym tak zrobił, ale muszę się dobrze zachowywać, czyż nie? Muszę zrobić dobre wrażenie. Robię dwa głębokie wdechy i wchodzę do kuchni z rozbrajającym uśmiechem.
-Czy byłaby pani tak miła i zrobiłaby mi kawkę?-Siadam niby od niechcenia obok Anny. Ona nie musi wcale wiedzieć, jak na mnie działa. Mama dziewczyny bez słowa robi mi kawę. Po chwili w pomieszczeniu zjawia się Karl. Wygląda koszmarnie, chociaż nic nie pił. Czyżby kacyk moralny?
W niezłe bagno się wpakowałeś Geiger, nie ma co. Upijam łyka gorącej kawy i od razu mój umysł trzeźwieje. Później jemy przygotowane przez panią Marię naleśniki z czekoladą. Objedzony takim śniadaniem, zasnąłem na kanapie. Gdy się obudziłem, w domu nikogo nie było. Pani Maria pewnie wyszła do pracy, a Karl? On zawsze gdzieś znika. Pewnie siedzi w barze i zalewa smutki. Albo poszedł do tej całej Mai. Której opcji by nie wybrał, żadna nie gwarantuje mu pocieszenia.
Korzystając z okazji, że jestem sam, rozglądam się po domu. Oczywiście najpierw kieruję się do jej pokoju. W nocy było ciemno, więc nie mogłem się rozejrzeć, a rano nie wypadało. Nieśmiało naciskam klamkę i wchodzę do jej pokoju. Pierwsze na co zwracam uwagę to mnóstwo zdjęć na ścianie. Są najróżniejsze, jedne przedstawiają ją w dzieciństwie, na innych są konie, są też takie, na których uwiecznione jest piękno natury. Moją uwagę zwraca jedno czarno-białe zdjęcie. Skocznia narciarska. Nie mam pojęcia co to za skocznia, ale zdjęcie musiało zrobione być dawno temu. Dlaczego trzyma je tutaj? Jest dla niej czymś ważnym, czy tylko traktuje je jako piękny widok. Większość ludzi, którzy przychodzą pod skocznie, pstryka setki niepotrzebnych zdjęć. Oni podziwiają ją jako dzieło architektury. Ja natomiast patrzę na nią z szacunkiem i uznaniem.
Jeśli spojrzeć na jej pokój, to poza tymi zdjęciami, niewiele się różni od pokoi moich sióstr. Różne nikomu niepotrzebne bzdety stoją sobie na półkach obok książek, na podłodze obok łóżka leży biały, puchaty dywan. Szkoda, że nie leży po tej stronie, po której ja spałem. Miałbym chociaż przyjemniejsze lądowanie.. Właściwie w tym pokoju nie ma nic nadzwyczajnego. Wychodząc z pokoju zauważyłem jednak coś, co mnie zaciekawiło. Spod poduszki wystawało coś czerwonego. Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem. Przecież od razu czerwona barwa rzucała się w oczy na białej pościeli. Podszedłem bliżej i wyciągnąłem ową rzecz spod poduszki. Pamiętnik. Na mojej twarzy pojawił się głupkowaty uśmieszek. Ona pisze pamiętnik?! Ona pisze pamiętnik.
Nie powinienem go czytać, tam są prywatne zapiski. Ona się nie dowie. Co jeśli mnie nakryje?
Nie nakryje, nie ma jej w domu, zapomniałeś? Dowiesz się o niej czegoś więcej. Otworzyłem pierwszą stronę i spojrzałem na datę. Sprzed miesiąca. Zacząłem czytać.
„Tak, to właśnie dziś kończę moje 18 urodziny. Czy czuję się jakoś inaczej? Dorosła, mądrzejsza, ładniejsza? Nie. Nic się nie zmieniło. Czuję się tak samo jak wczoraj, gdy miałam jeszcze 17 lat.
Wiek to tylko liczba, nic więcej. Muszę przyznać, że nie mam najmniejszej ochoty na wychodzenie dziś z łóżka. Niestety muszę. Mama by mnie zabiła, gdybym nie poszła do szkoły. To będzie ciężki dzień. Już to czuję.” Na tym skończył się pierwszy wpis. Przewróciłem kartkę. Kolejny wpis był dłuższy. Datowany na następny dzień. Rozsiadłem się wygodniej i zacząłem czytać.
„Oni się pobierają. On się jej oświadczył. Czy ktokolwiek mnie pytał o zdanie? Nie! No bo po co.
Tak bardzo go nienawidzę. I jeszcze on. Przyjeżdża sobie nie wiadomo w jakim celu. I się o mnie troszczy, jakby ktoś kazał mu mnie pocieszać. Jakbym kogokolwiek w ogóle obchodziła. I po co ta cała kolacja? Żeby zepsuć mi moje urodziny, które i tak były już koszmarne przez tego nadętego dupka. Pokażesz mu miasto, będzie fajnie. Tak. Byłoby fajnie, gdyby nie był kompletnym idiotą. A Maja zamiast mi dotrzymać towarzystwa, to zostawiła mnie samą. Idiota, debil, co z tego, że przystojny, skoro debil.” Jestem przystojny? Przekartkowałem pamiętnik do ostatniego wpisu. Z dzisiaj. Był krótki. Ale wywołał na mojej twarzy uśmiech.
„Całowałam się z nim?! Cholera jasna, ja się z nim całowałam.” Tyle. Nic więcej. Żadnej wzmianki, że jestem idiotą, debilem, chamem. Nic więcej, tylko tyle, że się ze mną całowała. Nawet nie wspomniała, że jestem zabójczo przystojny. Odłożyłem pamiętnik na swoje miejsce i wyszedłem z jej pokoju. Po cichu zszedłem po schodach i nagle zamarłem. Siedziała na kanapie skulona i płakała. Serce mi nagle zmiękło. Ona jest taka delikatna. Nie zastanawiając się dłużej, usiadłem obok niej i przytuliłem. Spodziewałem się, że mnie odepchnie, ale to nie nastąpiło. Wtuliła się jeszcze bardziej we mnie. Łzy rozmazały jej cały makijaż, który spływał teraz na moją koszulkę. Nawet teraz z rozmazanym makijażem była piękna. Gładziłem ją po plecach. Z czasem jej łkanie cichło a oddech się wyrównywał, by w końcu stał się równomierny. Cholera. Zasnęła. Zasnęła w moich ramionach. Niczym małe dziecko. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna tak przy mnie nie zasnęła. Co się ze mną dzieje?! Poprawiłem jej kosmyk włosów, który jej opadł na oczy. Delikatnie gładziłem jej policzek. Mamrotała coś przez sen, ale nie zrozumiałem zbyt wiele.
Udało mi się zrozumieć tylko „Nie”. Nic więcej. Wcale nie przeszkadzało mi to, że zasnęła. Było mi dobrze, mogłem w końcu być blisko niej. Mogłem wdychać jej zapach, czuć ciepło jej skóry i być przy niej. Moje ciało zawsze wariowało, gdy ona tylko była w pobliżu. Miałem ochotę wpić się w te jej gorące usta i nie przestawać całować. Miałem ochotę, ale nie mogę. Ona nie jest taka jak tamte. Ona jest inna. Delikatna. Jest jak kwiat. Zależy tylko od ciebie, czy uda mu się zakwitnąć, czy zwiędnie. Nie możesz pozwolić mu zwiędnąć. Niestety czasami nadchodzi burza, która zmienia się w ulewę i niszczy wszystko. I kwiat o którego tak dbałeś więdnie..
Kątem oka dostrzegłem bluzę Karla i po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.

Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Byli tylko on i ona. Czyli oni.
Tak bardzo różni, a jednak podobni.
On i ona.




_______________________________________________________
Nie bijcie, okej.
Jest krótko. Ciężko mi było pisać z perspektywy Andreasa prawie cały rozdział. 
Dałam jednak radę. To jest chyba rozdział, nad którym najbardziej się męczyłam.
I mam nadzieję, że jeszcze bardziej wam wszystko pomotałam.

Bardzo się cieszę, że tyle was tu jest i czytacie te moje wypociny.
Na chwilę obecną, aż 30 osób to czyta.
Taki wynik przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Martwi mnie jednak, że ponad połowa czytających nie komentuje. Ja nie wiem, robię coś źle, czy jak?

Yh i kolejna sprawa. Jak pewnie zauważyłyście (lub nie)
u góry pojawiła się zadładka do mojego nowego bloga.
Tak, oszalałam i nudzę się w ferie.
W każdym bądź razie zapraszam >>TUTAJ<< 
Buziaki :*

poniedziałek, 3 lutego 2014

14. "Pożegnania są trudne"

Witajcie. 
Chyba oszalałam, bo napisałam ten rozdział w jakieś dwie godziny. 

Dla schnaiderowa_95
Stara dupa z ciebie, 19 lat już masz ty dinozaurze ;)
Życzę ci dużo weny do tworzenia nowych, świetnych rozdziałów i opowiadań, 
romansu z Austriakami <Michiego i Morgiego nie oddam, musisz się obyć bez nich >
wymarzonych prezentów urodzinowych i czego tam sobie jeszcze życzysz. 
100 lat, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń itp, itd, etc, etc. 


Odepchnęłam go od siebie. Popatrzył na mnie skołowany. -Ja nie chcę.- powiedziałam cicho. Na co on ponownie przyciągnął mnie do siebie. Znów zatopił te swoje gorące usta w moich. Czy czułam coś? Chyba tylko alkohol szumiący mi w głowie. Początkowo byłam bierna na jego pocałunki, ale z czasem zaczęłam je odwzajemniać. Sama nie wiem co mi strzeliło do głowy. No dobra, jest przystojny, to chyba to. Ale on jest chamem. Przystojnym, ale chamem, ale jednak.-Dość.-powiedziałam już bardziej zdecydowanym głosem, odsuwając się na znaczną odległość od niego.
-Przecież wiem, że na mnie lecisz.-powiedział z tym samym głupkowatym uśmieszkiem co zawsze. Nie zastanawiałam się długo, momentalnie wymierzyłam mu policzek. Nie spodziewał się tego. Odwróciłam się od niego i rozejrzałam się za moją przyjaciółką. Tak jak się tego spodziewałam, tańczyła z Karlem. Okej, czegoś tutaj nie rozumiem. Co ten Geiger wyprawia? Podeszłam do nich, moja przyjaciółka była w podobnym stanie co ja. Karl natomiast był trzeźwy niczym niemowlę.
-Czemu się nie bawisz?-krzyknęła mi do ucha, próbując przekrzyczeć grającą muzykę.
-No proszę cię. Z nim?-wskazałam palcem na idącego w naszym kierunku Wellingera. Po jaką cholerę on tu znowu idzie?
-No z tego co widziałam, to całkiem nieźle się z nim bawiłaś.- puściła mi oko. Poczułam, że na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. I kto mi to mówi? -No powiedz, tak dobrze całuje jak wygląda?-zaśmiałam się na jej słowa.
-Szału nie robi.- zaśmiałam się. Wiedziałam, że on to wszystko słyszy. Wyszczerzyłam się w uśmiechu do przyjaciółki. -Ja mam już dość, wracamy do domu? -zapytałam błagalnym tonem przyjaciółki. Dobrze ją znam i wiedziałam, że jej jest jeszcze mało.
-No proszę cię, już wymiękasz? Ja się dopiero rozkręcam. -spojrzałam błagalnie na Karla, mając nadzieję, że on coś wskóra.
-Andi cię odprowadzi.-powiedział lekko się uśmiechając w moją stronę. Miałam ochotę go udusić. Już miałam się odezwać, ale ktoś mnie uprzedził.
-No więc chodź księżniczko. -powiedział do mnie. Pociągnął mnie za rękę i ciągnął w stronę wyjścia. Posłałam Geigerowi zabójcze spojrzenie i zniknęłam gdzieś, ciągnięta przez Andreasa. Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Pożałowałam, że tak cienko się ubrałam, bo było strasznie zimno. On widząc to, objął mnie ramieniem i prowadził w stronę domu. Dzięki Bogu do domu nie miałam daleko. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Po cichu zdjęłam buty i udałam się do mojego pokoju. Zdjęłam z siebie dzisiejszy strój, pozostawiając jedynie bieliznę i założyłam na siebie luźną koszulkę. Poszłam jeszcze do łazienki zmyć makijaż i już po chwili leżałam w łóżku i zapadałam w objęcia krainy Morfeusza.

*****


Kto zdobędzie nagrodę w kategorii Idiota Roku? Oczywiście, że ja. Najpierw stchórzyłem i nie zjawiłem się na randce. Najzwyczajniej w świecie stchórzyłem. Patrzyłem przez okno jak siedziała przy stoliku i na mnie czekała. Ale co ja za to mogę, że nie chciałem jej zranić? I co zrobiłem, zraniłem ją. Weź tu się człowieku staraj. Co byś nie zrobił, to jest źle. No i co zrobiłem zamiast jej kulturalnie wyjaśnić, że ja nie chcę jej zranić i to nie ma sensu, bo kocham inną? Pocałowałem ją. Tak. Nagroda Idiota Roku zdecydowanie należy się właśnie mi. Dlaczego ja zawszę myślę kryteriami co zrobić, by to ktoś inny był szczęśliwy? No dlaczego? Czemu nie mogę się sprzeciwić Alexowi i wyznać Annie co do niej czuję.. Tak bardzo bym chciał jej powiedzieć, ale nie mogę. Muszę tkwić w tym dziwnym układzie. I po co ja się pakuję w związek z Mają? Przecież dobrze wiem jak to się skończy. Czy ja aż tak wiele wymagam od życia, że chcę być szczęśliwy? Czy to jest naprawdę aż tak dużo? Czy nie mogę być jak Wellinger, że myśli tylko o sobie, szczęście innych go nie obchodzi? Co ja poradzę, że jestem kompletnym jego przeciwieństwem. On nie pchał by się w związek, który nie ma przyszłości, tylko po to, żeby nie ranić tej drugiej osoby. A ja po prostu chciałbym, żeby ona mnie kochała. Teraz wiem jak się czuli bohaterowie tragiczni w dramatach antycznych. Czego byś nie zrobił jest źle. Przeznaczenia nie zmienisz. A tej historii widocznie nie jest pisany happy end.
-O czym myślisz skarbie?-zapytała uśmiechnięta, obdarzając mnie całusem w policzek.
-O niczym konkretnym. Zastanawiam się, czy Ania i Andi się nie pozabijali po drodze. -skłamałem. Serce mi się łamie, że ten związek właśnie tak będzie wyglądał. Jego fundamentami będą kłamstwa. A jak powszechnie wiadomo: kłamstwo jak oliwa, zawsze na wierzch wypływa.
Składam na jej ustach delikatny pocałunek, wyobrażam sobie, że nie całuję właśnie ją.
Gdy się od niej osuwam widzę w jej niebieskich oczach żarzące się ogniki. I po raz kolejny cios prosto w śledzionę. Ona coś do ciebie czuje kretynie. Wycofaj się póki jeszcze możesz..

Ale ja nie chcę..

*****

Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy. Tak moi drodzy. Kac. Przekręciłam się na bok i omal nie krzyknęłam. Obok mnie spał sobie w najlepsze Wellinger. Zaraz, co on tutaj robi? W moim łóżku?! Nie wiele myśląc odepchnęłam go od siebie, bo był za blisko, nawet gdy spał. Spadł na podłogę. Podniósł się, rozmasowując głowę i spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Co ty do cholery jasnej tutaj robisz? -prawie krzyknęłam. Pożałowałam, bo głowa momentalnie bardziej mnie rozbolała. Uśmiechnął się głupkowato do mnie.
-A na co ci to wygląda? Siedzę sobie na podłodze. -zaśmiał się. Miałam ochotę go walnąć.
-No co ty Sherlocku. Naprawdę? Chodzi mi o to, co robisz w tym pokoju i dlaczego spałeś w moim łóżku?-powiedziałam unosząc do góry brew. Podniósł się, więc mogłam zobaczyć, że spał w samych bokserkach, które były różowe. No, no. Seksowne, nie ma co..
-Sama mi to zaproponowałaś.- powiedział z kpiącym uśmiechem pakując się pod kołdrę.
-Nie sądzisz chyba, że ci uwierzę.-założyłam ręce na piersiach i mierzyłam go wzrokiem.
-To może mi jeszcze powiesz, że się nie całowaliśmy?- teraz to on założył ręce na piersiach. Cholera. Nie pamiętam tego. Niewiele pamiętam z wczorajszego wieczoru. A co jeśli ja i on? W jednym łóżku? Coś ten tego?!
-Z tobą miałabym się całować? Nigdy w życiu, już wolałabym całować psa. -zaśmiał się słysząc moje słowa.
-Wczoraj jakoś nie byłaś taka niedostępna.- przysunął się bliżej. Był niebezpiecznie blisko. Czułam jego oddech na mojej skórze. -I wiesz co, cholernie mi się podobają te twoje stringi, ale wolałbym ciebie bez nich.-szepnął mi na ucho. Nie wytrzymałam. Zdzieliłam go w twarz. Odsunął się momentalnie pocierając piekący policzek.
-Wyjdziesz stąd sam, czy mam zacząć krzyczeć?- powiedziałam nieźle wkurzona. Wstał z łóżka i skierował się do drzwi. Obrócił się jeszcze przodem do mnie, jakbym myśląc, że jeszcze zmienię zdanie i wyszedł. Cholera. Czy on musi być taki przystojny? I jeszcze ta jago klata. Oddychaj. Wyszłam z łóżka i omal nie krzyknęłam. Skąd on wiedział, że mam na sobie stringi? Nawet ja nie pamiętałam jaką bieliznę mam na sobie. Czy on mnie w nocy podglądał? Wygrzebałam szorty w szufladzie i ubrałam się w nie. Nie chciałam paradować po domu z tyłkiem na wierzchu, tym bardziej jeśli znajduje się w nim ten kretyn. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Wiedziałam, że właśnie tam znajdę Aspirynę. Ku mojemu zdziwieniu Andreas leżał sobie na kanapie, w pełni ubrany i oglądał jakiś brazylijski serial. O zgrozo, czy on na serio to ogląda?
-Nie Marija, nie całuj go, on cie nie kocha!-krzyknął do telewizora, podnosząc się nagle. Przeszłam niezauważenie do kuchni. Wolałam nie ujawniać mu swojej obecności. Nie miałam ochotę na żadne kontakty z tym chłopakiem. Po co oni tak właściwie przyjechali. Może mama coś będzie wiedziała.
Nalałam sobie wody do szklanki i poszukałam Aspiryny. Połknęłam tabletkę i popiłam sporą ilością wody. Popatrzyłam na zegarek. Wskazywał ósmą trzydzieści. Lepiej będzie jak sobie odpuszczę dziś szkołę. Po chwili do kuchni weszła mama. Zaskoczyła mnie, bo zwykle o tej porze jej już nie było. Popatrzyła na mnie zmartwiona.
-Jak się czujesz?-zapytała z troską. Upiłam jeszcze kilka łyków wody.
-Koszmarnie. -wyznałam. Rodzicielka pokręciła tylko głową i zaczęła się krzątać po kuchni. Wyjmowała z lodówki różne produkty i wlewała je do miksera. Po chwili zmiksowała wszystko i postawiła przede mną dziwnie wyglądający koktajl.
-Pij. Po tym będzie ci lepiej. -uśmiechnęła się zachęcająco. Przysunęłam szklankę bliżej i powąchałam zawartość. Koszmarnie śmierdziało, od razu miałam odruch wymiotny. Zacisnęłam oczy i wlałam sobie do gardła owy specyfik. Smakował koszmarnie. -Córciu, to za młody mężczyzna, siedzący u nas na kanapie i wyjący w poduszkę, że jakaś tam Marija całowała się z Huanem bo Diego jej nie kocha? -zaśmiałam się, omal nie wypluwając koktajlu.
-To jest kolega Karla.-powiedziałam, gdy udało mi się opanować śmiech.- Biedaczek, ja nie wiem jak Marija tak mogła, całować się z Huanem skoro go nie kocha. Toż to katastrofa. -zaśmiałyśmy się obie. Po chwili do kuchni wszedł Andreas. Włosy miał rozczochrane i oczy jakieś zaszklone. No bez jaj, nie mów, że się poryczałeś oglądając brazylijską telenowelę. Zaśmiałam się widząc jego przygaszoną minę.
-Czy byłaby pani tak miła i zrobiła mi kawkę? -uśmiechnął się swoim firmowym uśmiechem do mojej mamy. Mama oczywiście będąc pod wrażeniem, od razu wzięła się za robienie kawy. Usiadł obok mnie i mi się zaczął przyglądać.
-I co? Marija wyznała już Huanowi, że go kocha? -zachichotałam. Zrobił obrażoną minę
-Nie, ale Diego ma nową kochankę-powiedział, jakby sądził, że mnie tym zainteresuje.
-Aha.-skwitowałam jego wypowiedź i dopiłam resztki tego ohydztwa. Mama postawiła przed nim kawę. Przyglądała nam się przez chwilę.
-Na co masz ochotę na śniadanie? Naleśniki? -zapytała. Pokiwałam tylko twierdząco głową. Wzięła się za przygotowywanie śniadania dla nas. Po chwili do kuchni zawitał i Karl. Wyglądał jeszcze gorzej niż ja. Uśmiechnął się blado i usiadł naprzeciwko mnie. Chwila, przecież on nic nie pił.
Mama postawiła przed nim gorącą herbatę, na co chłopak uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
-Oj dzieciaki, puścić was gdzieś na imprezę samych. -pokręciła głową z politowaniem. -Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby wracać z imprezy w takim stanie.-zaśmiała się.
-Tak, jasne. Teraz tak mówisz, a jak byłaś w moim wieku to pewnie jeszcze bardziej balowałaś -mama tylko tajemniczo uśmiechnęła się na moje słowa i przekręciła kolejnego naleśnika na patelni. Po zjedzeniu śniadania, przebrałam się w żółte szorty i białą bluzkę. Wzięłam aparat i wyszłam z domu niezauważona. Mama była w pracy a Karl i Andreas wcale nie musieli wiedzieć, gdzie wychodzę. Do mojej przeprowadzki zostało już niewiele czasu, jakieś trzy tygodnie, szybko zleci. Zaczęłam więc robić zdjęcia miejsc, które najbardziej kocham w tym mieście. Czekała mnie też ostatnia wizyta w stadninie. Czas się pożegnać. Czas zakończyć pewien rozdział mojego życia. Podróż minęła mi zadziwiająco szybko. Ludzie przyglądali mi się ze zdziwieniem, widząc że fotografuje widoki za oknem. Gdy moja podróż dobiegła końca chwilę zastanawiałam się, jak będzie wyglądało moje nowe życie. Co ja teraz będę robić? Pstryknęłam kilka zdjęć koniom na wybiegu i skierowałam się w stronę stajni. Tak jak się spodziewałam spotkałam tam Jasepha.
Uśmiechnął się na mój widok i mnie mocno przytulił.
-Myślałem, że już cię nie zobaczę.-powiedział. Westchnęłam tylko.
-Nie mogłabym wyjechać bez pożegnania, wiesz? -zaśmiałam się lekko. Było mi ciężko. Nie chciałam się żegnać.
-Co cie tutaj sprowadza? -zapytał, gdy już wyswobodził mnie ze swojego niedźwiedziego uścisku.
-Chyba już czas, żeby się pożegnać. -powiedziałam smutno. Objął mnie ramieniem dodając otuchy.
-Nie przejmuj się, nawet jak wyjedziesz, to dla mnie zawsze będziesz moim małym rudzielcem. I jeśli tylko będziesz w okolicy, to obowiązkowo masz mnie odwiedzić.- uśmiechał się. W jego oczach było widać jednak smutek. Był dla mnie niczym dziadek. -Pewnie chcesz się jeszcze z kimś pożegnać, co? -zapytał a jak tylko pokiwałam twierdząco głową. -Co powiesz na mały spacer? Staruszek ostatnio trochę kaprysi, ale na spacer z tobą pewnie się zgodzi. -oboje podeszliśmy do dobrze mi znanego boksu. Poprawiłam Duke'owi grzywę, która mu wchodziła w oczy i pogłaskałam po pysku. Po chwili spacerowałam razem z nim po wybiegu. Już teraz wiedziałam, że bardo będzie mi tego brakować. W moich oczach nagle pojawiły się łzy. Nie hamowałam ich. Pozwoliłam im płynąć. Pożegnania są trudne, tym bardziej jeśli musisz rezygnować z czegoś, co kochałaś przez całe życie. Pogłaskałam konia po jego czarnym łbie i spojrzałam w jego brązowe oczy. -Będę tęsknić staruszku. -szepnęłam tylko.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. 



______________________________________________________________
Dobra, wybaczcie mi ten okropny rozdział. 
Jestem kompletnym beztalenciem, wszystko mnie boli i nawet wieloryb z pozytywną energią nie pomógł.
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie komentarze, bo jesteście po prostu świetne.
To dzięki wam się zmotywowałam i powstał rozdział.
<No dobra, są jeszcze inne powody, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć>
Jeśli wam się ten rozdział nie spodoba, to wcale się wam nie będę dziwić.
Mi się to kompletnie nie podoba.
To nie tak miało być.
Przypominam o głosowaniu w ankiecie. 

CZYTAM=KOMENTUJĘ

Pozdrawiam was cieplutko.
I łączę się w bólu z tymi, którzy musieli iść dziś do szkoły.
A i jeszcze jedno.
Uzupełniłam zakładkę bohaterowie i zmieniłam nieco wygląd bloga.
Jak wam się podoba?