piątek, 31 stycznia 2014

13. "Miłość niszczy"

 

Alex i Karl wyjechali wieczorem. Cieszyłam się z tego faktu bardzo, bo na kilka dni znów będzie panował spokój. Kolejnym powodem do radości był fakt, że niedługo zdejmą mi gips. Karl ze mną nie rozmawia odkąd wybiegł wtedy z domu. Nie rozumiem tego chłopaka. Załatwiłam mu tą randkę. I nawet nie powie jak było. Maja też do mnie nawet nie zadzwoniła. Normalnie to by zaraz po skończonej randce zadzwoniła, cała w skowronkach i by mi przez pół godziny nawijała jak było. Tym razem jednak nic. Zero odzewu. Może randka się nie udała? Nie, to niemożliwe. Oboje przecież ślinią się na swój widok. Co więc mogło się nie udać? Wybrałam numer do koleżanki. Odebrała po trzecim sygnale.
-Cześć. I jak się udała randka? -zapytałam nie kryjąc rozradowania.
-To ty nic nie wiesz? Nie przyszedł. Najzwyczajniej w świecie mnie wystawił, rozumiesz? Czekałam na niego pół godziny i nic. An, czy ze mną jest coś nie tak, czy co? Ja już nie wiem.- żaliła mi się do słuchawki. Było mi jej szkoda. Cholera, co ten Geiger wyczynia. Najpierw mnie prosi, bym go umówiła na randkę, później się nie zjawia. I nawet nic nie powiedział.
-Skarbie, naprawdę mi przykro. Nie wiem czemu się nie zjawił. Sam przecież przyszedł do mnie, żebym cię z nim umówiła. Pewnie mu coś wypadło. -próbowałam go usprawiedliwić. Kogo ja chcę oszukać. To jasne, że w to nie wierzę. Stchórzył pewnie i tyle.-Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży.-próbowałam podnieść ją na duchu. -Wiesz co, mam pomysł. To na pewno poprawi ci humor. Wiesz, że we wtorek zdejmują mi gips.-powiedziałam radośnie.
-Tak, wiem. I co w związku z tym? -powiedziała przygaszona. Cholera Geiger. Niech cię tylko na oczy zobaczę a zabiję.
-A to, że w środę wieczorem wyciągam cię do klubu. -tak, ja naprawdę to powiedziałam.
-Chyba się przesłyszałam. -moja przyjaciółka zażartowała ze mnie.
-Nie przesłyszałaś się. Idziemy razem do klubu. W tą środę. -no to się wkopałam. Co zrobić, nie miałam lepszego pomysłu. Może nie będzie aż tak źle?

Wierzysz w to?

Czas do środy minął bardzo szybko. W poniedziałek moja przyjaciółka miała jeszcze trochę zły humor, wywołany przez Karla. Wcale się jej nie dziwię, w końcu chłopak wystawił ją do wiatru. I cały czas nie daje żadnego znaku życia. Nich on tylko się tu zjawi, a już ja mu pokażę kobiecą solidarność, ot co. Nie będzie bezkarnie wystawiał mojej przyjaciółki do wiatru. Dziś jest już dużo lepiej, od rana Maja ma świetny humor i mówi tylko o wypadzie do klubu. A ja? Szczerze, to wcale nie chcę tam iść. Nie lubię takich miejsc. Wczoraj zdjęli mi gips, z czego się bardzo cieszę, ale bez przesady. To był zły pomysł. Moja przyjaciółka jest innego zdania. Już od pierwszej lekcji ciągle mi gada, jak bardzo się cieszy. Przez nią mumia znów mnie pytała. Jakimś cudem udało mi się wyjść z tej sytuacji obronną ręką. Jej okres bycia miłą w stosunku do mojej osoby się skończył. Teraz znów jest tą samą, wredną babą, którą ktoś w życiu nieźle zranił. To przykre, jak bardzo takie doświadczenia zmieniają człowieka. Ofiara zmienia się w oprawcę. Zraniona owca nagle staje się wilkiem. Może przesadzam, ale czy aby na pewno? Gdzie się podziała tamta zawsze uśmiechnięta i miła kobieta, którą znałam kilka lat temu? Zniknęła gdzieś. Zniknęła, bo ktoś zabił w niej miłość i zaufanie. Ktoś zabrał jej to, co było najważniejsze. Widzę w jej oczach smutek. Widzę go, chociaż ona stara się go ukrywać pod maską obojętności i surowości. I to wszystko przez co? Przez miłość.
Miłość niszczy. Ona nie buduje. Ona rani, spala wszystko, pozostaje tylko popiół. Martwe szczątki, które są tylko cieniem tego, co było wcześniej.
Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko usłyszałam dzwonek, kończący moją ostatnią lekcję. Razem z Mają czekałyśmy pod szkołą na mamę, która miała nas odebrać. Po kilku minutach zajechał na szkolny parking fioletowy Ford mojej mamy. Wsiadłyśmy z Mają szybko do auta i w ciszy jechałyśmy do domu. Mama nie była do końca zadowolona z faktu, że wybieramy się w środku tygodnia do klubu i że zawalimy dzień szkoły. Nic jednak nie mówiła, wiedziała, że i tak zrobię co będę chciała. Taka właśnie byłam. Nie wiem po kim miałam charakterek, ale jak na coś się uwzięłam, to nie było zmiłuj. Dobrze, że naprawdę rzadko zdarzały mi się takie sytuacje.
Po kilkunastu minutach byłyśmy w domu. Włączyłam głośno muzykę w mieszkaniu i razem z Mają zaczęłyśmy przygotowywać się do imprezy. Dzięki Bogu, mamy nie było, więc nikt nie marudził na zbyt głośno grającą muzykę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie mam co na siebie włożyć.
-Maja. -zwróciłam się do mojej przyjaciółki, która robiła nam po drinku. Przecież trzeba się odstresować przed imprezą? Spojrzała na mnie pytająco.- Nie mam co na siebie ubrać.-zaśmiała się na moje słowa. Podeszła do swojego plecaka i wyciągnęła z niego reklamówkę.
-Masz. -rzuciła we mnie ową reklamówką. -Skąd ja wiedziałam, że będziesz miała taki problem.
Zajrzałam do reklamówki i wytrzeszczyłam oczy.
-Nie założę tego.-zapiszczałam. Byłam poirytowana i wzburzona. No do cholery, zgodziłam się iść do klubu, ale to nie znaczy, że mam się ubierać jak jakaś tania lafirynda.
-Założysz, założysz. To tylko top-zaśmiała się. Dobrze powiedziane. Tylko top. Szkoda tylko, że taki krótki i odsłaniający tak wiele. -No nie patrz tak na mnie, tylko się przebieraj. No już.-powiedziała przyglądając mi się uważnie. Niechętnie ściągnęłam bluzkę i chciałam założyć top na stanik.- Stanik ci nie będzie potrzebny.-rzuciła nieźle rozbawiona. Przełknęłam głośno ślinę. Ściągnęłam i stanik. Nie czułam się skrępowana obecnością przyjaciółki, w końcu była dla mnie jak siostra. Bardziej krępowała mnie myśl, że mam się w tym czymś pokazać ludziom. Wciągnęłam na siebie ową część garderoby, na co Maja szeroko się uśmiechnęła.-Wiedziałam, że będzie idealny. Zaraz znajdę ci pasującą spódnicę, no i jeszcze gdzieś muszę znaleźć tą twoją kurteczkę z dżinsu. Patrzyłam jak moja przyjaciółka znika na schodach i upiłam spory łyk drinka. Nie wyjdę z tego domu trzeźwa w takim stroju. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto to może być? Mama w pracy, a nikt inny nie przychodzi mi do głowy.

*****

Wcale nie uśmiechał mi się pomysł Alexa. Nie wiem co ten facet znów kombinuje. Cholerny gliniarz, nie dość, że w swoją pracę wciąga Karla, to jeszcze i mnie. Znając życie, to każe mi się mizdrzyć to jakiegoś paszteta. Ile bym dał, żebym mógł się sprzeciwić i go po prostu olać. Niestety to on tutaj rozdaje karty, nie ja. Dobrze wiem, że jedno jego słowo i moja kariera byłaby skończona. Karl też to wie. Ale on jest słaby, on już się łamie. Biedactwo. On chyba się zakochał w tej dziewczynie. To mu złamie serce. Czy jest mi z tym źle, że mam przelecieć dziewczynę, w której kocha się mój kumpel? Nie. Ani trochę. Skoro on nie mógł się tym zająć, to ja muszę. I jeszcze to jego gadanie „jak ją zranisz, to cię zabiję”. Jasne. Będziesz musiał zabić mnie, Alexa i siebie. Biedny, naiwny Karl. On chyba jeszcze wierzy, że ta historia może skończyć się happy endem. Nagle wybucham niepohamowanym śmiechem. Nie obchodzi mnie fakt, że ludzie wokół patrzą się na mnie jak na wariata. Nie obchodzi mnie ich opinia. Odkąd stałem się osobą publiczną to, no cóż, nie przejmuję się opinią innych. Jestem na szczycie, korzystam z życia ile wlezie. Kto wie, czy to kiedyś się nie skończy. Czuję wibracje mojego telefonu w kieszeni. MMS od Karla. Przysłał mi zdjęcia mojej niczego jeszcze nieświadomej ofiary. Otwieram wiadomość i nie mogę się pozbyć tego głupiego uśmiechu z mojej twarzy. No, no ruda, znowu się spotkamy. To chyba przeznaczenie.
Wpatruję się jeszcze przez jakiś czas w zdjęcie rudowłosej, zrobione było z ukrycia. Karl-przyczajony tygrys. Widać na nim, że jest szczęśliwa, zajada się lodami. I tak nie pójdzie w cycki. Widzę, że jej oczy błyszczą. Jest szczęśliwa. Jaka szkoda, że już niedługo cały jej świat legnie w gruzach. Ale co ja się tym będę przejmować. Nie moja sprawa. Ja rob tylko to, co karzą. Ja tu jestem tylko pionkiem. Nie zależy mi. Chcą zniszczyć jej życie proszę bardzo. Ja chcę tylko udowodnić jej, że jednak będzie moja. Że skończy tak samo jak wszystkie inne. W moim łóżku. I będzie jej cholernie dobrze. I rano nawet sobie pomyśli, że ją kocham.
Kobiety to jednak naiwne istoty. Bardzo naiwne..

-Geiger, to kiedy zaczynamy?-rzuciłem do słuchawki nie kryjąc podekscytowania w głosie, gdy tylko mój kolega odebrał.
-Już niedługo.-odparł tajemniczo.- Zadzwonię do ciebie i podam ci wszystkie szczegóły. -rzucił tylko i się rozłączył. Tak się nie robi Geiger. Mamusia cię nie wychowała? No tak, zapomniałem. Nie zdążyła. Przecież ona nie żyje. To był wypadek. Biedny, naiwny Karl.
*****

Otworzyłam drzwi i zamarłam. Przede mną stał Karl, a obok niego był on. Szczerzył się do mnie, na co uświadomiłam sobie, w co jestem ubrana. Zasłoniłam mój dekolt rękoma i patrzyłam wyczekująco na moich 'gości'. Staliśmy tak w drzwiach, mierząc się wzrokiem, gdy nagle wróciła Maja. -W tym będziesz wyglądać bombowo.- szła ubrana w króciutką, czarną sukienkę, która prawdę mówiąc, więcej odsłaniała niż zasłaniała, a w ręku miała moją spódnicę z eko-skóry i krótką, dżinsową kurteczkę. Wszystko byłoby okej, gdyby nie czarne, koronkowe stringi, które również przyniosła. Spiorunowałam ją wzrokiem. Wolałabym, żeby ta część garderoby, pozostała w mojej szufladzie z bielizną i nie oglądała nigdy światła dziennego. Co więcej. Żeby tych dwóch osobników płci męskiej nie musiało oglądać tych części mojej garderoby. Spłonęłam rumieńcem.
-Wybieracie się gdzieś? -odezwał się nieźle skołowany Karl. Patrzył on cały czas na Maję.
-Do klubu.-powiedziała moja przyjaciółka. Odniosłam wrażenie, jakby chciała rzucić mu wyzwanie. Pokazać, że nie on, to inny. Olałam moich gości, wzięłam od przyjaciółki mój strój na dzisiejszy wieczór i zniknęłam w łazience. Upokorzenia na dziś już wystarczy. Szybko przebrałam się w to, co przygotowała mi Maja. Później ją opieprzę za te stringi. Oj oberwie jej się. Gdy już byłam ubrana i stwierdziłam, że wyglądam całkiem okej, nadszedł czas na zrobienie makijażu. Nałożyłam na twarz podkład, przypudrowałam się ładnie, żeby się nie świeciło i zrobiłam sobie czarne kreski eyelinerem. Usta przejechałam czerwoną szminką i już byłam prawie gotowa. Pozostawało jeszcze skropić się perfumami i lekko podkręcić lokówką włosy. Gdy po kilku minutach wyszłam z łazienki zobaczyłam siedzącego na kanapie Andreasa. Gapił się bezczelnie na mnie z prostackim uśmieszkiem. Miałam najzwyczajniej w świecie ochotę mu przywalić w tą jego, jakże uroczą buźkę. Zignorowałam go i poszłam do mojego pokoju szukać butów, co nie było dobrym pomysłem, bo trafiłam na całujących się Karla i Maję. Zawstydzona zabrałam tylko moje czarne lity i zostawiłam gołąbeczki razem, mówiąc tylko, że daję jej dwadzieścia minut. Zeszłam na dół, założyłam buty, dopiłam duszkiem mojego drinka i popatrzyłam wyzywająco na Wellingera.
-Twój przyjaciel właśnie przepadł. -zaśmiałam się głupio. Popatrzył na mnie przenikliwie. Zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim policzku. Zaczął mnie nią po nim gładzić, patrząc cały czas w moje oczy. Były takie błękitne. Magiczne wręcz. Po prostu piękne. Czułam, że się w nich zatapiam. Pokręciłam tylko przecząco głową. Odsunęłam się od niego, na co on spojrzał na mnie pytająco. Zaśmiałam się. Nie będę twoją kolejną zdobyczą. Odwróciłam się do niego plecami i poszłam zrobić sobie kolejnego drinka.

*****

W klubie było tłoczno. Nie lubiłam takich miejsc. Wokoło rozchodził się odór alkoholu i wymieszanych ze sobą najróżniejszych perfum. Było zdecydowanie za ciasno, muzyka była za głośna, a w mojej krwi zdecydowanie za mało alkoholu krążyło.
-Skocz mi po drinka.- rzuciłam do niego. Skoro mam już spędzać ten wieczór w jego towarzystwie, to chociaż będę się dobrze bawić. Zniknął, gdy tylko usłyszał moje słowa. Zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Nie przejmowałam się ludźmi, którzy mnie otaczali. Wyobrażałam sobie, że ich wszystkich tu nie ma. Byłam tylko ja. Ja i muzyka. Moją 'samotność' jednak przerwał on. Zjawił się z dwoma drinkami i tym samym zawadiackim uśmiechem na twarzy.
-Tęskniłaś? -zapytał i potrząsnął znacząco brwiami. Zaśmiałam się tylko i zabrałam od niego drinka, którego szybko opróżniłam. Patrzył na mnie zaskoczony. Zupełnie nieświadomie ułatwiałam mu zadanie. Oddałam mu szklankę i zaczęłam znów tańczyć. Moje ciało poruszało się w rytm muzyki, a on mi się tylko przyglądał. Odstawił szklanki i dołączył do mnie. Nasze ciała poruszały się w jednym rytmie. Piosenka jednak się skończyła i zaczęła się nowa. Spokojniejsza. Nadająca się bardziej do tańczenia przytulanych. Zanim się zorientowałam, on już objął mnie w pasie i zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki. Przez wypity alkohol zaczęło mi się kręcić w głowie. Poczułam nagle, że jego dłonie wędrują na mój tyłek. Poprawiłam je z powrotem na właściwą pozycję. Zaskoczyła go moja reakcja.
-Zgrywamy niedostępną, tak? -szepnął mi do ucha. Był bardzo blisko. Doskonale czułam jego perfumy, które tak bardzo mnie pociągały. Nagle jego usta znalazły się na moich. A świat zawirował.



______________________________________________________________
Wybaczcie mi za ten rozdział. 
Jest okropnie. I wiecie co. Potrzebuję przerwy.
Nie wiem kiedy będzie nowy. Muszę odpocząć. Wiem, mam  teraz ferie, ale potrzebuję odpoczynku.
Muszę wszystko sobie poukładać.
Tak więc nie wiem, kiedy kolejny.

No i jest jeszcze taka sprawa.
Jeśli ktoś chce być informowany, lub chce mnie po prostu poznać,
to możecie do mnie napisać gg: 3813017

Pozdrawiam was gorąco :*

CZYTAM= KOMENTUJĘ


sobota, 25 stycznia 2014

12. "Nie pozwolę, by ktokolwiek zepsuł relację między nami"

Dla Kasi. 
Za dziś, za jutro i za to, że mnie wspierasz.



Nie wiedziałam jak się zachować. Zareagować, czy nie? Doszłam jednak do wniosku, że lepiej udać, że nic nie słyszałam. Nie znaczy to jednak, że zapomnę o tym. Co to, to nie. Co więcej, będę im się baczniej przyglądać. Alex coś knuje. Jakie dowody do cholery? Co on z policji, czy jak? Sama już nie wiem, co myśleć o tej sytuacji. Muszę porozmawiać o tym z mamą, gdy tylko wyjadą. Podobno mają wyjechać dziś wieczorem. Jakoś przeboleję te kilka godzin. Oglądałam program śniadaniowy, jednak nie przywiązywałam większej uwagi do tego, co się właśnie działo w studiu. Co jeśli Alex jest kimś innym, niż za kogo się podaje? Nagle obok mnie na kanapie pojawił się Karl. Czego ten chłopak ode mnie chce.
-I jak ci się spało? -zapytał jakby od niechcenia. Spojrzałam na niego. Do twarzy miał przyklejony uśmiech. Co z tym chłopakiem jest nie tak?
-Czy ja wyglądam jakbym dobrze spała? -zapytałam ironicznie. Nie wyglądałam aż tak bardzo koszmarnie, bo zaraz po przebudzeniu doprowadziłam się do jako takiego porządku i dopiero wtedy zeszłam na dół. Jednak doskonale wiedziałam, że jestem blada jak ściana, mam podkrążone oczy, a moje włosy zebrane w niedbały kok na czubku głowy wyglądają najzwyczajniej w świecie komicznie. O moim stroju nie wspominając. Stare leginsy, z dziurą na kolanie i za duża koszulka.
-Hm. Wyglądasz pięknie, więc tak. Wyglądasz jakbyś grzecznie sobie spała przez całą noc.- patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Co on sobie jaja robi, czy jak?
-Dla twojej informacji spałam zaledwie kilka godzin.- powiedziałam zrezygnowana. Chyba zaskoczyła go moja odpowiedź. -Myślałam o tym, co mi wczoraj powiedziałeś. Mogę cię umówić z Mają. To co, mam do niej zadzwonić i powiedzieć, że chcesz się z nią spotkać? -zapytałam. Zaskoczyły go moje słowa. Ba. Wydawał się być zdezorientowany.
-A no tak. Pewnie. Chętnie się z nią umówię. -mówił do mnie, choć dobrze wiedziałam, że myślami był zupełnie gdzieś indziej. Nie wiem po co on chce się pakować w związek na odległość. Ale to jest jego sprawa, nie moja.
-To co, o 14, w tej włoskiej lodziarni w centrum, gdzie ostatnio jedliśmy lody? -zapytałam chłopaka, który tylko kiwnął mi twierdząco głową. -No dobra. Daj mi chwilę, tylko do niej zadzwonię.- zostawiłam go samego, udając się do mojego pokoju, gdzie zostawiłam mój telefon.
Wybrałam numer dziewczyny, odebrała po drugim sygnale. Streściłam jej całą sytuację, na co zapiszczała podekscytowana i odparła, że się zgadza. Nie podzielałam jej entuzjazmu. Miałam złe przeczucia. Pożegnałam się z przyjaciółką i się rozłączyłam. Stałam tak jeszcze kilka minut w bezruchu i się zastanawiałam, czy aby na pewno dobrze robię. Karl i Alex coś ukrywają. Nie jestem pewna, czy aby na pewno są tymi, za kogo się podają. Wzięłam mojego laptopa, włączyłam go i wpisałam w google hasło: Karl Geiger. Wyniki wyszukiwania mnie zaskoczyły. Okazało się, że jest on skoczkiem narciarskim. Zaraz? On chyba nie wspominał nic, czym się zajmuje. Ale nie podejrzewałabym, że on jest skoczkiem. Zaraz, czy ten cały, jak on miał, Andreas <?> nie jest przypadkiem też skoczkiem? To by nawet wiele wyjaśniało, czemu Karl od razu przełączył ten program telewizyjny wtedy. No dobra. Wiem chociaż kim jest Karl. Ciekawe czy Maja wie. Co więcej, ciekawe czy on jej powie. Mi nie powiedział. Chyba powinnam zejść już na dół i mu przekazać, że Maja się zgodziła z nim spotkać. Zeszłam po schodach na dół, siedział w salonie na kanapie i oglądał jakiś film. Mama siedziała w fotelu i czytała książkę. Obecności Alexa nigdzie nie odnotowałam. -Rozmawiałam z Mają, zgodziła się. Radziłabym ci się nie spóźniać. Moja przyjaciółka jest bardzo punktualna. -zaśmiałam się. Zwrócił on wzrok na mnie, chyba przerwałam mu oglądanie filmu, bo wydawał się być zły.
-Super, dziękuję. -rzucił siląc się na spokój. Dało się jednak słyszeć drżenie w jego głosie. O co on się na mnie wściekał? Przecież zrobiłam to, czego chciał. Kocha się w mojej przyjaciółce, więc go z nią umówiłam. Wstał nagle z kanapy, wziął klucze i wyszedł. Nie wspomnę już, że trzasnął za sobą drzwiami. Co tu się do cholery dzieje? Zerknęłam na mamę. Oderwała na chwile wzrok znad książki. Spojrzała na mnie, wzruszyła tylko ramionami i wróciła do czytania. I podobno to kobiety są nieznośne w TE dni. Więc jak można wytłumaczyć zachowanie Karla? Nie jest kobietą, nie można uzasadnić jego wybuchu szalejącymi hormonami, czy okresem. Coś z tym chłopakiem jest nie tak. I ja się tego dowiem. W końcu nazywam się Anna Wolf.

Odkryję prawdę o tobie, czy tego chcesz, czy nie.


*****

Wybiegłem stamtąd najszybciej jak tylko potrafiłem. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak to musiało wyglądać. Co sobie Anna o mnie pomyśli? Najpierw mówię jej, że się kocham w jej przyjaciółce, a gdy ona mi mówi, że mnie z nią umówiła, to wybiegam z domu jak szalony. Dziwne, że jeszcze nic nie podejrzewa. A może ona już wie? Nie. Niemożliwe. Ona nie może się dowiedzieć, że coś do niej czuje. Nie chcę, by to, że coś do niej czuję, zniechęciło ją do mnie. Albo co gorsza, nie chcę, by ona też do mnie coś poczuła. Mogło by to ją jeszcze bardziej zranić. Zrobię wszystko, żeby oszczędzić jej cierpienia. Zdaję sobie sprawę, że pewnie po wszystkim mnie znienawidzi. I jeszcze ten cholerny Wellinger. Nie ma to jak wspaniałe pomysły Alexa. Wejść w układ z Wellingerem, żeby odwrócić uwagę Anny od całej sytuacji? Jak na moje oko, to już jest za późno na to. Gdyby Alex nie był taki głupi i ostrożniejszy, to nie byłby potrzebny Wellinger. I jeszcze ta podsłuchana rozmowa dziś. Alex twierdzi, że ona nic nie usłyszała. Ja jednak sądzę inaczej. I jeszcze wczoraj nakryła mnie w swoim pokoju. Teraz to już nie ma wyjścia, musi do akcji wkroczyć on. Anna nie odpuści, ona nie jest głupia, jak uważa Alex. Dużo łatwiej by było, gdyby to wszystko nie musiało odbywać się w tajemnicy. Gdyby mnie Alex nie wtajemniczył, nigdy nie podejrzewałbym Marii o takie coś. To była bardzo miła kobieta. Spokojna, skromna. Kto by pomyślał? Jak to mówią cicha woda brzegi rwie. Denerwuje mnie to, że Alex aż tak bardzo się poświęca dla pracy. Czasami bym wolał, żeby był zwykłym biznesmenem, za którego się podaje. Ale nie. On musi być tajniakiem. Czasami mam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Ten człowiek nie ma życia, ciągle tylko praca, śledztwo i kolejna sprawa do rozpracowania. Tym razem jednak nie jest tak łatwo jak sądził. Dowodów brak. Więc co zrobił jakże inteligentny komisarz Alex Neuner? Oświadczył się kobiecie, która jest główną podejrzaną w śledztwie. Ten człowiek chyba oszalał. Co jeśli do czasu ślubu nic nie znajdą? Ożeni się z nią? Czy może zostawi przed ołtarzem? Tak by było łatwiej. Poczułem wibracje mojego telefonu w kieszeni. Wyciągnąłem go i zerknąłem na wyświetlacz. Wellinger. Jeszcze jego do szczęścia mi potrzeba.
-Halo?- rzuciłem nie kryjąc mojego zdenerwowania.
-Geiger, co z tobą? Laska cię zostawiła, czy co? A nie. Zapomniałem. Przecież ty nie masz dziewczyny.- w jego głosie dało się słyszeć kpinę.
-Gorzej. Idę na randkę- powiedziałem przyciszonym głosem,który jednak usłyszał, bo zachichotał. -A tak właściwie, to czego chcesz?-zapytałem niby od niechcenia. No bo raczej nie dzwoni, żeby posłuchać o moich rozterkach sercowych.
-Chciałem żebyś podesłał mi kilka zdjęć mojej kolejnej ofiary. Mam nadzieje, że nie jest to żaden pasztet, chociaż z drugiej strony z taką byłoby łatwiej.-zamyślił się na chwilę. Westchnąłem.
-Sam jesteś pasztet.-prychnął- Ona jest piękna. I weź ją zrań, a cię zabiję, czaisz? I wcale nie bedziesz miał tak łatwo. Nie wskoczy ci do łóżka po pierwszej randce.- te słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Na samą myśl, że on ma ją dotykać coś się we mnie gotowało. A o sytuacji, gdzie on i ona, w jednym łóżku, ten tego.. Nie, nie mogę nawet o tym myśleć. Od razu serce mi się łamie na samą myśl.
-Jeszcze żadna mi się nie oparła- w jego głosie dało się słyszeć drżenie. Chyba jednak jakaś musiała się oprzeć, skoro. głos ci drży. Oj Wellinger, nie jesteś pępkiem świata. Zrozum to wreszcie.
-Kiedyś musi się pojawić ta pierwsza.- zaśmiałem się tylko. Czułem się okropnie. Wystawiam Annę jako nową zdobycz dla Wellingera. Im będzie trudniej, tym lepiej on się będzie bawił.


*****

-Mamo, musimy o czymś poważnie porozmawiać.- podniosła wzrok znad książki. Spojrzała na mnie wyczekująco.-Chodzi o Alexa-westchnęła. Zamknęła książkę i usiadła obok mnie na kanapie.
-Skarbie, ja rozumiem, że nie przepadasz za Alexem, ale zrozum, ja go kocham.-zaczęła łagodnie. Zrobiło mi się jej szkoda. Dobrze wiem, że mama po tylu latach samotnego wychowywania mnie zasługuje na miłość.
-Mamo, czy ty jesteś pewna, że dobrze znasz mężczyznę, którego darzysz miłością? -ostatnie słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Czy tak naprawdę wygląda miłość? Czy miłość objawia się przeszukiwaniem komuś mieszkania? Tak bardzo chciałam powiedzieć jej o rozmowie, którą rano usłyszałam. Raczej strzępku rozmowy. Wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, nie mając żadnych dowodów. Alex od razu by się wykręcił, że kłamię. Co więcej. By nastawił mamę przeciwko mnie. A to ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję.
-Skarbie, czy ty chcesz mi może o czymś powiedzieć?- patrzyła na mnie pytająco. Poczułam się strasznie źle, bo muszę ją okłamać.
-Nie mamo. Kocham cię, wiesz?- przytuliłam ją mocno. Była zaskoczona moim zachowaniem.-Najmocniej na świecie.- szepnęłam.
Nie pozwolę, by on zepsuł tą relację między nami..


Ale to nie on ją popsuje. To twoja własna słabość ją zniszczy.. Ale co ty teraz możesz o tym wiedzieć. Masz zaledwie osiemnaście lat. I stracisz wszystko


_______________________________________________________________
Wybaczcie mi kochane za ten rozdział.
Jest beznadziejny, wiem.
Wszystko mnie boli. Tak bardzo uwielbiam być chora.
Nie ma to jak zrobić z siebie idiotkę.
Trudno. Bycie blondynką zobowiązuje.
Przypominam o ankiecie i zachęcam do komentowania.
Kocham was robaczki.
Buziaki :*

piątek, 24 stycznia 2014

11."Podejrzana rozmowa"

Dla Emi. 
W końcu jestem twoim światełkiem w tunelu. 
No i dla wszystkich chorych.
Wszyscy chorzy łączmy się. 


*****


W nocy nie mogłam spać. Cały czas wierciłam się w pościeli, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Dręczyło mnie przeczucie, że gdy tylko zasnę, ktoś znowu tu przyjdzie. Jak to możliwe, że on się tak zwyczajnie wdarł do mojej oazy spokoju? Co jeśli ja najzwyczajniej w świecie przesadzam? Może on mówił prawdę, a ja jestem za bardzo podejrzliwa? Ja już nic nie wiem, niczego już nie jestem pewna. No może poza jednym. Nie ufam facetom. Pomogę Karlowi z Mają. Będę dobrą przyjaciółką, nawet jeśli dla mnie ta cała sytuacja jest chora. Miłość od pierwszego wejrzenia? Ci ludzie powariowali. Niech on ją tylko zrani, a zabiję gościa. Sama już nie wiem, dlaczego tym wszystkim tak bardzo się przejmuję. Powinnam się cieszyć, że za trzy dni w końcu zdejmą mi ten cholerny gips. Tak. Czas strasznie szybko leci. Za szybko. Niedługo skończy się semestr. Pierwszy raz w życiu nie chce, żeby się kończył. Nie chcę się przeprowadzać. Tutaj mi dobrze. Rozumiem mamę, znalazła swoją 'miłość'. Nie wiem jak można po zaledwie pół roku znajomości, twierdzić, że się kogoś kocha i wychodzić za niego za mąż. Nigdy nie zrozumiem tego uczucia. Najbardziej boli mnie to, że przez jej miłość, to właśnie ja najbardziej cierpię. Muszę zostawić tutaj wszystko to, co kocham. Maję, Josepha, Duke'a.. Berlin to miejsce, w którym się wychowałam. To właśnie tutaj, w tym domu straciłam mojego pierwszego zęba, to właśnie w tym domu wypłakiwałam się mamie, że koledzy ciągną mnie za warkocza. I to właśnie tu panikowałam, gdy dostałam pierwszej miesiączki. Wiele wspomnień łączy się z tym domem, z tym miastem. Nie chcę tego tak po prostu zostawić. Ten dom to więcej niż tylko budynek. To setki wspomnień, mnóstwo szczęśliwych chwil, jak i również tych smutnych. Spałam niespokojnie. Śniło mi się, że stoję na dachu jakiegoś wieżowca. I nie. Wcale nie byłam tam sama. Byłam tu z NIM. Dlaczego akurat on? Nie wiem. Stał za mną. Obejmował mnie w pasie. Staliśmy na skraju dachu. Jeden krok i byśmy spadli. Do ziemi było bardzo daleko. Zakręciło mi się w głowie. On jednak cały czas mnie trzymał. Jego uścisk był mocny. Jakby się bał, że zaraz mu się wyślizgnę z rąk. Nic nie mówił. Słyszałam tylko jego przyspieszony oddech. Coś było nie tak. Stresował się czymś. Wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy na wszystkie strony. Smagał moje policzki zimnem, drżałam. Nagle jego uścisk zelżał. Odwróciłam twarz w jego stronę. Nasze spojrzenia spotkały się na sekundę. I właśnie wtedy poczułam mocne pchnięcie. Poleciałam do przodu. W ostatnim momencie chwycił mnie za rękę. Zwisałam z dachu wieżowca. Jedynym moim ratunkiem był ON. Ten sam, który przed chwilą mnie popchnął. Patrzyłam w jego oczy i widziałam w nich ból. Ból i rozdarcie.



-Anna ja przepraszam.-szeptał do mnie. Czułam, że moja dłoń wyślizguje się z jego. On cierpiał. Cierpiał z mojego powodu. Cierpiał, bo musi zadać ból właśnie mi. Próbował wciągnąć mnie z powrotem na dach. Było to bezcelowe, bo moja dłoń coraz bardziej się wyślizgała. W końcu nasze, jakże rozpaczliwe połączenie zostało przerwane. Widziałam łzy płynące z jego oczu. Były to łzy bezradności. Łzy bólu. Był on bezradny na zło tego świata. Był zrozpaczony, bo nie mógł już nic zrobić. Spadałam na dno. A on pozostał tam, na szczycie. On płakał. Ja się uśmiechałam. Choć przez chwilę leciałam. Przez chwilę byłam wolna. Króciutką chwilę. Później była już tylko ciemność. Nawet nie bolało. Tylko ciemność..


On na szczycie, ja na dnie..



*****

Obudziłam się zlana potem. Nie rozumiałam tego snu. Był to bardzo dziwny sen. Bardzo realny. Tylko dlaczego śnił mi się właśnie Karl? Chyba wariuję. Ja po prostu, najnormalniej w świecie oszalałam. Już nawet nic normalnego mi się nie śni. Wstałam z łóżka, zerknęłam na zegar. Wskazywał dopiero siódmą. Spałam zaledwie kilka godzin. Wcale się nie dziwie, że czuję się jak zoombie. Zwlokłam się z łóżka, poczłapałam do łazienki, by się trochę odświeżyć i zeszłam na dół. Nie spodziewałam się nikogo na dole o takiej porze, w niedzielny poranek. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Alexa stojącego w salonie, twarzą zwróconego do okna. Stał tak sobie w dżinsach i koszuli, rozmawiając z kimś przez telefon. Jego głos był przyciszony, jakby nie chciał, by ktokolwiek go usłyszał.


-Słuchaj, nic nie znalazłem. Musimy szukać gdzieś indziej. -mówił do telefonu. Pewnie rozmawia z kimś z firmy. Yh biznesmeni. Przeszłam po cichu kierując się w stronę kuchni. -Jak to mam szukać dokładniej? Co mam jej cały dom przetrząsnąć? Mówię ci, nic tutaj nie znajdziemy. Żadnych dowodów, dom jest czysty. -nagle stanęłam jak wryta. Co on właśnie powiedział? Jakich dowodów? Na co? Kim on do cholery jest. Nagle usłyszałam, że ktoś przekręca klucz w zamku. Alex odwrócił się i zobaczył mnie stojącą na środku salonu, wpatrującą się w drzwi. Miałam nadzieję, że to może mama. Jakże się zawiodłam, gdy do domu wszedł Karl. Kto mu dał klucze do cholery?! Przecież ci ludzie są jacyś podejrzani. Stałam cały czas w tym samym miejscu czując palący wzrok Alexa na moich plecach i zaskoczone spojrzenie Karla. Zerkałam co chwilę to na jednego, to na drugiego. Nie wiedziałam co zrobić. Chciałam uciec. Jak najdalej. Kim on był? Może to jakiś przestępca? Cholera go wie. Jedno jest pewne. On tutaj czegoś szuka. I wczorajsza wizyta Karla w moim pokoju, to wcale nie był przypadek.


-Ktoś ma ochotę na owsiankę? -wypaliłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Ruszyłam w stronę kuchni, omijając Karla i zostawiłam ich samych. Słyszałam jeszcze jakieś przytłumione głosy z salonu, ale były za ciche, bym cokolwiek usłyszała. Wyciągnęłam garnek z szafki i nalałam do niego mleka. Gdy mleko się już zagotowało, dodałam do niego cukru i wsypałam płatków owsianych. Po chwili obaj zjawili się w kuchni. Czekali na śniadanie. Typowi faceci, tylko czekają na gotowe. W pomieszczeniu panowała przejmująca cisza. Czułam się strasznie niezręcznie. Niewiele brakowało, a przypaliłabym owsiankę. Wyłączyłam kuchenkę i nałożyłam tą dziwną breję, którą ludzie zwą owsianką, do miseczek. Alex i Karl od razu wzięli się za jedzenie. Ja chwyciłam moją porcję i najzwyczajniej w świecie poszłam sobie do salonu. Nie zniosłabym  ani chwili dłużej w jednym pomieszczeniu z nimi dwoma. Coś mi tu nieźle śmierdziało. I bynajmniej nie był to zapach owsianki.





_________________________________________________________________
No hej robaczki moje kochane.
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze, to bardzo miłe.
Wasze miłe słowa dają mi motywacje do pisania.
I wiecie co? Ten rozdział by się dziś nie pojawił, gdyby nie to,
że pod poprzednim rozdziałem było tyle komentarzy.
Nie wstydźcie się, komentujcie, możecie nawet rzucać mięsem, tak Kasiu, to było do ciebie. 


Wybaczcie mi, że tak krótko. To nie moja wina. Z pretensjami to ja zapraszam do moich braci, okienko obok xD
Przypominam o ankiecie. 
Kocham was. Buziak :*

wtorek, 21 stycznia 2014

10. "Nocne odwiedziny"


Haha. Musiałam.
Lawciu.
Moja najdroższa, najukochańsza, 
najmądrzejsza i najbardziej cierpliwa do mnie, 
moja koleżanko z ławki na matmie 
i na innych jakże interesujących przedmiotach,
typy historia i społeczeństwo.
Ten rozdział jest właśnie dla ciebie.
I wiesz ty jeszcze co?
Wszystkiego najlepszego misiaku!
Stara dupa z ciebie, no w końcu masz już 18 lat :D
No helołłł, możesz już legalnie pójść do monopolowego i poprosić o żubrówkę, czy żołądkową.
Życzę ci duuuuuuużo zdrowia, szczęścia, pieniędzy, uśmiechu na twarzy, liczenia delty,
wygrania w totka, jazdy na jednorożcu, lotu balonem, siódemki z niemca,
szalonej osiemnastkowej imprezy, którą będziesz miała dzięki naszemu towarzystwu,
miłości, jeszcze więcej szalonych <albo i nie szalonych przyjaciół> takich jak my
< a zwłaszcza ja,ale nie przesadzaj z ich ilością, bo będę zazdrosna>, życzę ci gorącego romansu z jakimś hiszpańskim przystojniakiem, więcej matematycznych songów śpiewanych przez Filipa,
by Kasia nie była już głodna, żebyś nie musiała nigdy słuchać mojego wycia pod prysznicem, 
albo bez prysznica też no i żeby moje rozdziały nie były dla ciebie za długie.
Właśnie tego wszystkiego Ci życzę kochana. 
Wiem, wiem. To cały czas za mało.
Ale ja ci po prostu chce życzyć wszystkiego najlepszego :*
Jeszcze raz 100 lat <3

A teraz zapraszam do czytania rozdziału,
który specjalnie dla solenizantki jest dziś krótki. :*
Specjalnie dla Ciebie.
______________________________________________________________________________




Wszyscy ucierpią, nikt nie wyjdzie z tego cało.”


Znalazł się i Karl. Wrócił do mieszkania późno. Był jakiś podenerwowany. Nic nie mówiąc poszedł do swojego pokoju. Nie zaprzątałam sobie nim dłużej głowy i wróciłam do oglądania filmu. Siedziałam przytulona do mamy i było mi tak dobrze. Czułam się przy niej bezpieczna. Wiedziałam,że przy niej nic mi nie grozi. Była moim aniołem stróżem. Nie wiem czy świadomie, czy też nie, ale bawiła się moimi włosami. Dla jednych nic nieznaczący gest. Dla mnie znaczył on bardzo dużo. Uwielbiałam, gdy spędzałyśmy razem czas. Ostatnio nie zdarzało się to zbyt często, a wszystko przez Alexa. Ciekawe jak często będą miały miejsce takie sytuacje już po ślubie. Nawet nie zauważyłam kiedy film się skończył. Wstałam z kanapy i poszłam do siebie. Wzięłam z pokoju piżamę i poszłam się umyć. Gdy już wyszłam z łazienki udałam się do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i próbowałam zasnąć. Bezskutecznie. Wierciłam się w łóżku przez długi czas, aż w końcu zrezygnowałam i wstałam z łóżka, by usiąść na parapecie. Wpatrywałam się w tętniące życiem miasto. Pomimo późnej godziny na ulicy dało się widzieć dużo ludzi. No tak. Sobota. Większość z nich albo wraca, albo dopiero się wybiera na imprezę. Przyglądałam im się z zaciekawieniem. Byli tacy beztroscy. Czasami chciałabym móc tak jak oni. Wyjść sobie z domu i się bawić. Szaleć przez całą noc, by wrócić do domu nad ranem i spać następnego dnia do południa. Chciałabym. Naprawdę. Bardzo bym chciała. Ale się boję. Nie chce zawieść mamy. Chcę być dobrą córką, nie chce by się o mnie niepotrzebnie martwiła. Tak właściwie, to czy ja jestem dobrą córką? Sama już nie wiem. Po ostatnim zdarzeniach chyba nie. Nic nie potrafię poradzić na to, że ja po prostu nie toleruję Alexa. Dobra. Jest jakiś progres. Mały ale jest. Ten progres jednak wcale nie znaczy, że od razu go będę nazywać ojcem. Póki co go akceptuję. Nie powinni oczekiwać więcej ode mnie. To wszystko, to dla mnie za wiele. Ja nie daję rady. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Ja mam dopiero osiemnaście lat. Nagle usłyszałam, że ktoś nacisnął na klamkę i drzwi się uchylają. Zważając na późną godzinę, ten ktoś pewnie myślał, że śpię. Co więcej, pewnie właśnie tego oczekiwał. Po chwili do mojego pokoju wpakował się nie kto inny jak Karl. Stąpał cicho, nie chcąc mnie obudzić. Może miałam racje odnośnie jego osoby? Podgląda mnie jak śpię? Wiedziałam, że z nim jest coś nie tak.
-Czego tu szukasz? -zapytałam niezbyt przyjaznym głosem. Popatrzył na mnie zaskoczony. Na jego twarzy malował się wyraz zakłopotania. Przyłapałam go.
-Ja tylko... -zaczął, ale nie wiedział co ma powiedzieć.
-Chciałeś pewnie poszperać w moich rzeczach, co? -przełknął głośno ślinę. -Jeśli cię aż tak bardzo interesuje, to szafka z moją bielizną jest tam. -wskazałam pacem na jedną z szuflad. Chłopak popatrzył na mnie jak na idiotkę. No co do cholery? Jednak nie jest zboczeńcem? Skoro nie to, to co? Może złodziejem?
-Żartujesz sobie ze mnie? Niby na co mi twoja bielizna. -teraz to mi się zrobiło głupio. Poczułam, że płonę rumieńcem.
-Nie ważne. Zapomnij.-powiedziałam nieźle skrępowana. -A teraz słuchaj, po jaką cholerę przyłazisz do mojego pokoju o pierwszej w nocy?- myślał, że uda mu się zmienić temat.
-Ja przyszedłem bo chciałem z tobą porozmawiać. -kłamiesz Geiger. Kłamiesz, aż nos ci rośnie.
-O pierwszej w nocy? Nie pieprz Geiger. Gadaj co naprawdę tutaj robisz? -mój ton nie był już taki przyjazny. On coś ukrywał. Zaczynałam się bać tego chłopaka.
-Miałem nadzieję, że nie śpisz. Chciałem pogadać o tej twojej przyjaciółce. -zaczął niepewnie. Zastanawiał się czy połknę haczyk. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale mam cię na oku koleś. Nie myśl sobie za dużo.
-Oh, tak? O Mai chciałeś porozmawiać? Co, oświadczyny planujesz, czy może podróż poślubną, że przychodzisz o tym gadać o takiej porze?- zaśmiałam się z własnych słów. Coraz bardziej nie pasowała mi ta cała sytuacja. Początkowo myślałam, że on jest normalny. Ale nie jest.
-Ja się po prostu zakochałem. Ale ona o tym nie wie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, nie chcę jej zranić, a wiem, że nie możemy być razem. Usycham z miłości do niej. -Oj Romeo. No to żeś pojechał. Nie no. Brawo. Gra aktorska na 5+. Szkoda tylko, że na mnie to nie działa.
-Czy ty na pewno mówisz o Mai? Ona gdy cię widzi, to palpitacji serca dostaje. I ciągle o tobie gadała, od czasu twojego wyjazdu. Musisz się z nią umówić. -rzuciłam dobrodusznie. No dobra. Mogę pomóc chłopakowi. Znajcie moją litość. Tylko czemu posmutniał na moje słowa? Teraz już nic nie rozumiem. Faceci no. Po co oni nam są potrzebni? Chyba tylko do odkręcania słoików. Jednak jak spojrzeć na to z perspektywy XXI wieku, to nawet do tego, nie są potrzebni. Technologia idzie do przodu. Świat się zmienia. Tylko ludzie zostają tacy sami.


Ale czy na pewno?


*****




Cholera. Prawie mnie przyłapała. Ja tak nie mogę. Nie potrafię. Muszę się w końcu sprzeciwić Alexowi. To jego robota, nie moja. I co z tego, że znów mi zagrozi wycofaniem się sponsorów. Ciągłe jego gadanie, że to wszystko co mam, to dzięki niemu. Wszyscy ci sponsorzy, powołanie do kadry. Tylko do cholery jasnej kto musi skakać na nartach? Ja czy on? No właśnie kurwa mać. Sponsorzy są, bo moje skoki są na wysokim poziomie. Bo są? Tym razem przegiął. Po cholerę kazał mi się zakradać do jej pokoju? Czy on naprawdę sądzi, że uda mi się tutaj znaleźć jakieś informacje? Przeszukał cały dom, poza tym pokojem i nic nie znalazł. Może tu po prostu nic nie ma. Może to wszystko jest gdzieś indziej i szuka w złym miejscu. A może Alex po prostu tym razem się pomylił. Jak dobrze, że łyknęła haczyk. Myśli, że kocham się w jej przyjaciółce. I dobrze. Niech tak uważa. Przecież wcale nie musi wiedzieć, że to w niej się zakochałem. Nie musi o tym wiedzieć? Prawda?

I kogo ty chcesz oszukać?
Ją?
Cały świat?
Czy samego siebie?

________________________________________________________________
Jest krótko. To nawet nie ma większego sensu. Wnosi niewiele do całego opowiadania.
Z drugiej jednak strony. Tak musi być i już.
Dziękuję wszystkim, którzy czytają.
Mam jednak prośbę, jeśli nie chcecie komentować (jest mi smutno, że tak mało komentarzy)
to zagłosujcie w ankiecie. U góry po prawej stronie. :) Chcę po prostu wiedzieć ilu was jest.
A teraz wszyscy razem, głośno i z sercem, gorące 100 lat dla naszej solenizantki:
100 lat, 100 lat, niech żyje, żyje nam!!
100 lat, 100 lat, nie żyje, żyje nam!
I jeszcze jeden i jeszcze raz!

A kto z nami nie wypije... 
ten pod stołem zaśnie ;)

sobota, 18 stycznia 2014

9. "Nowe światło na sytuację"

 "Miłości nie ma, jest rozszerzona matma"

Dla Dosi i Mendy.
Kocham was. 
Głowa do góry misiaki.
Everything will be alright.

 *****
 

-No to gdzie chcesz jechać?-zapytał po kilku minutach jazdy. Zerkał na mnie odrywając na chwile wzrok od jezdni. Uśmiechnęłam się.
-Na pewno nie do domu.- odparłam szczerze, na co on się zaśmiał. Chyba spodziewał się tej odpowiedzi, bo nie kierowaliśmy się wcale w kierunku mojego domu. Wręcz przeciwnie, kierowaliśmy się na przedmieścia. Karl przyspieszył nieznacznie, duży ruch na drodze uniemożliwiał mu rozwinięcie pełnej prędkości. W każdym bądź razie jazda była całkiem przyjemna. Nagle włączył radio i w aucie rozległy się kolejne takty piosenki Happy-Pharela Williamsa. Uwielbiam tą piosenkę. Moje ciało zaczęło podrygiwać w rytmie piosenki a na twarzy pojawił się od razu niewymuszony uśmiech. Karl zerknął na mnie przelotnie i cicho się zaśmiał. Wcale nie krępowała mnie jego obecność, czułam się przy nim swobodnie, był inny niż inni. Może dlatego, że był do mnie w jakimś stopniu podobny? Ku mojemu zaskoczeniu zaczął śpiewać refren piosenki.
-Because I'm happy- zaczął fałszować na cały głos. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Zapomniałam już o całej mojej złości na mamę, na Alexa i na cały świat.
-Jesteś niemożliwy. -starałam się, by mój głos brzmiał poważnie. -Nie mam pojęcia jak to możliwe, że jesteście z Alexem rodziną. Byli zupełnie do siebie nie podobni. A przecież jakieś tam geny dziedziczy się w rodzinie, co nie? No ale wracając do Karla i jego cudownego auta, które w taki wspaniały sposób sunęło po czarnej tafli asfaltu. Mówiłam już, że kocham to auto? Nie? To teraz to mówię. Oczywiście nie powiem mu tego.
-Tak. Jestem niemożliwy, ale za to mnie lubisz.-odparł z zaskakującą mnie pewnością siebie.
-A kto tu powiedział, że cię lubię? Nie za dużo sobie wyobrażasz przypadkiem?-spojrzałam na niego z pełną powagą, zakładając ręce na piersiach. On nagle wcisnął hamulec i auto się zatrzymało. Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Wysiadaj!- rozkazał. Patrzyłam na niego zbita z tropu. Byliśmy na jakimś pustkowiu. Nawet nie wiem gdzie jestem. -No na co czekasz? -ponaglił mnie. Wkurzona odpięłam pas i wygramoliłam się z auta. Zdążyłam wziąć kulę i po chwili odjechał z piskiem opon.
-Cholera jasna, niech cie szlag trafi Geiger!- krzyknęłam za odjeżdżającym autem. Co ten chłopak sobie myśli? W co on sobie pogrywa? Zostawił mnie na jakimś pustkowiu? W dodatku z nogą w gipsie? Taa. Oni się na pewno chcą mnie pozbyć. Chcą mnie wyeliminować. Przecież jestem tylko problemem. No bo po co ja im? Będą beze mnie szczęśliwsi. Oh żegnaj okrutny świecie. Nie będę tęsknić. No dobra. Może troszkę. Odrobinkę. Za czekoladą będę tęsknić. I za tymi śmiesznymi pieskami w ubrankach. Nigdy nie ogarniałam po co ludzie je ubierają? No dobra, były słodkie, okej. Ale gdzie w tym sens? Albo gdzie jest sens w liczeniu delty na matematyce? Raczej nie ma sensu. Ewentualnie jest, ale ja go nie dostrzegam. Trudno. Zginę w nieświadomości. Nieświadomi śpią spokojniej? Coś mi się obiło o uszy. Nieistotne. Czy mi się zdaje, czy on tu wraca? No ma tupet chłopak, nie ma co. Zatrzymuje się obok mnie i uchyla szybę.
-To jak? Zastanowiłaś się czy mnie lubisz? -zapytał jak gdyby nigdy nic. Zaczęło się we mnie gotować. Chyba nie był świadomy mojego stanu emocjonalnego, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Czy ty jesteś do jasnej cholery normalny? Nie, nie jesteś kurwa mać! Zostawiać mnie w jakiejś dziurze, nie wiadomo gdzie, z dala od świata?!! Geiger, weź ty się lecz! A teraz weź mnie zawieź do domu, bo mam cię już serdecznie dość. I nie. Nie lubię cię. Jasne? -wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Uśmiech z jego twarzy gdzieś zniknął. Wsiadłam do auta z niemałymi problemami. Czemu sportowe auta muszą być takie niskie i niewygodne do wsiadania dla osób z nogą w gipsie. Czy nikt tu nie myśli o kalekach? Cholera Anna. Nie kompromituj się. Zachowujesz się jakbyś była niezrównoważona emocjonalnie. On jest po prostu facetem. Faceta nie zrozumiesz. Oni są z innej planety. Próbować zrozumieć faceta, to jak czytać instrukcję do pilota w języku chińskim. Wcale nie jest ci to do niczego potrzebne, a nawet jeśli się uprzesz, to ci się nie uda. Ba. Będziesz wiedział jeszcze mniej niż przedtem. Ot co. Faceta nie zrozumiesz..
Nim dotarliśmy do domu zaczęłam się śmiać. Tak po prostu. Z całej tej sytuacji. Karl popatrzył na mnie jak na wariatkę. A ja się nadal śmiałam. Jeszcze głośniej. Z całej tej popieprzonej sytuacji. Z mojego chorego życia. Kogo ja chce oszukać? Nikt mnie nie pyta o zdanie. Ja mam tylko posłusznie robić to, czego się ode mnie oczekuje. Mam być przykładną córką, którą będą mogli się chwalić.
-Dobrze cie czujesz?- zapytał zatroskany. Ha. Pewnie biedaczek myśli, że mam 'te' dni. A niech sobie myśli. Jego problem, nie mój.
-Tak. Wszystko jest dobrze. Naprawdę. Ja tylko sobie właśnie uświadomiłam, że straciłam kontrolę nad własnym życiem. Jestem tylko marionetką. Ale wiesz co, ty też nią jesteś. Nie jestem sama.- uśmiechnęłam się do niego szyderczo. -Ty siedzisz w tym bagnie razem ze mną.- śmiałam się żałośnie, chociaż w środku czułam ogromną pustkę. Czułam, że coś mnie rozwala od środka. W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Nie mogę jednak sobie pozwolić na kolejne łzy w jego towarzystwie. Ja po prostu zwariowałam. To wszystko wokół mnie ty tylko wymysł mojej chorej wyobraźni. Zaraz zamknę oczy i to zniknie. Znów będę tylko ja i mama. I będziemy szczęśliwe, tak jak dawniej. Zamykam oczy. Skupiam się i otwieram je z nadzieją, że tego wszystkiego nie ma. Ale to jest prawdziwe, to nie są moje wymysły. Tak wygląda moje życie.



*****


Weszłam do domu i od razu skierowałam swoje kroki do swojego pokoju. Mamy na pewno nie ma, skoro miała coś ważniejszego na głowie, niż wybieranie sukni ślubnej. Kątem oka dostrzegłam Alexa siedzącego w salonie na kanapie. Oglądał jakiś program informacyjny o notowaniach giełdy. Mruknęłam tylko oschłe -Cześć- w jego stronę i skierowałam się do schodów. Byłam wykończona. Cieszyłam się, że zaczyna się weekend. W tym momencie miałam tylko ochotę na sen.
-Anna poczekaj. -usłyszałam za sobą jego głos. Po chwili znalazł się obok mnie. Coś go gryzło. Byłam o tym przekonana. Patrzyłam na niego wyczekująco. -Chciałem cię przeprosić. Nasza relacja źle się zaczęła. Wybacz mi moje zachowanie. Ja naprawdę kocham twoją matkę. Nie chcę by ona cierpiała przez to, że nie potrafimy się dogadać. Naprawdę chcę, żebyście obie były szczęśliwe. To co, między nami wszystko okej? -wyciągnął dłoń w moją stronę na znak zawarcia pokoju. Cóż mogę zrobić. Widzę, że mu zależy na mamie. Może to już czas, żeby zakopać topór wojenny.
-Tak. -podałam mu dłoń. -Ale nie będę cię nazywała ojcem, jasne?-uniósł lekko brwi i się zaśmiał.
-Ty się nigdy nie zmienisz.-uśmiechnął się do mnie. -Starczy, że będziesz mówiła do mnie Alex. Ja naprawdę nie chcę żadnych konfliktów między nami. -czułam, że jest ze mną szczery. -Przepraszam, że zepsułem wasze dzisiejsze plany, ale musieliśmy z Marią załatwić ważne papiery.
Do salonu sukni ślubnych wybierzecie się jutro z Karlem. -moja mina musiała wyrażać zdziwienie, bo zaraz wyjaśnił. -Nie martw się, Karl z wami pojedzie, bo ktoś musi robić za tragarza. -zaśmiał się.- Ja przecież nie mogę zobaczyć sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha. A właśnie. Jak tam było w szkole? Chyba jesteś zmęczona, co? -przyglądał mi się uważnie.
-Dziękuję. W szkole wszystko dobrze. Trochę nas cisną, bo do końca roku już niedaleko. Masz rację, padam z nóg. Chyba się zdrzemnę. -na potwierdzenie moich słów ziewnęłam.
-Może najpierw coś zjesz, pewnie jesteś głodna. Twoja mama przygotowała dziś pomidorową.
-To chyba dobry pomysł. Pomidorową to ja zawsze i wszędzie. -zaśmiał się słysząc moje słowa. Skierowałam się do kuchni. Zatrzymałam się jednak po kilku krokach.-Alex? -spojrzał na mnie zaskoczony. -Przepraszam za wszystko. -uśmiechnął się do mnie i machnął ręką, na znak, że to wszystko jest już nieważne. Poszłam do kuchni i podgrzałam sobie zupę. Po chwili w domu pojawił się Karl. Zajrzał do kuchni i widząc mnie, usiadł przy stole.
-Pewnie jesteś głodny, co? -zapytałam go wyciągając dwa talerze z szafki.
-Jak wilk. -zaśmiał się. Napełniłam talerze zupą i postawiłam je na stole. Poszukałam łyżek i wzięliśmy się za jedzenie. Zupa była pyszna, jak zawsze. Do szczęścia nigdy nie było mi wiele potrzeba. Z reguły wystarczał talerz zupy pomidorowej. Tak jak teraz.
-Słyszałam, że wybierasz się z nami do salonu sukien ślubnych. -zagadałam w końcu do niego. Nie lubiłam jeść w ciszy obiadów ani kolacji. Śniadanie to co innego.
-Tsa. Alex mnie zmusił. Stwierdził, że musicie się godnie prezentować, cokolwiek to znaczy.
-Zaraz, jak to my? Kupujemy suknię dla mamy, nie dla mnie.-patrzyłam na niego zbita z tropu.
-Masz być druhną. Więc też musimy ci kupić sukienkę. Musisz się dobrze prezentować. Alex nasprasza dużo ważnych ludzi. Sama rozumiesz. Mi też się to nie uśmiecha. Nie lubię chodzić w garniaku. No i jeszcze muchę mi każą założyć. Ale jeśli ja to przeżyję, to ty też.-wyszczerzył się w moją stronę. Już to widzę. Wystroją mnie w jakąś landrynkowo-różową sukienkę i będę miała tak się przed wszystkimi tymi ludźmi paradować. Nie ma opcji. No way.
-Dobra. Ale żadnego różu. -zaśmiał się słysząc mój warunek. Nic nie powiedział, tylko pokiwał twierdząco głową. Najadłam się i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i po kilku minutach byłam już w krainie Morfeusza.


*****



-Jak ci poszło? -zapytał mnie Alex. Cholera. Czy ten facet naprawdę jest ze mną spokrewniony? Może podmienili go w szpitalu po porodzie. Albo mnie. Niemożliwe, że mamy tych samych przodków. No bynajmniej częściowo.
-Nijak. -odparłem nieźle znudzony całą tą sytuacją. Jak mam się z nią niby zaprzyjaźnić? Przecież to jest niemożliwe. Ta dziewczyna jest niezrównoważona psychicznie. No dobra, przesadzam. Ale jest dziwna. Zagubiona. Chciałbym ją ochronić przed tym całym popieprzonym światem. Niestety nie potrafię.
-Co to znaczy nijak? Miałeś się do niej zbliżyć. Karl, czy ty nie rozumiesz, że to jest bardzo ważne?
Wiesz, że dopóki nie zdobędziemy jej pełnego zaufania, to wszystko się nie uda? -wiem. Cholera. Dobrze to wiem. Ale ja tak nie potrafię. Wbijać komuś nóż w plecy. Może i Alex tak potrafi ale nie ja. Nie chce być taki jak on. Po co ja się dałem w to wciągnąć.
-Po prostu ona nie chce dopuścić mnie bliżej. Jest bardzo nieufna. Rozumiesz? To, że udało ci się zamydlić oczy Mari, wcale nie znaczy, że i ona na to pójdzie. Ona nie jest głupia.- wpatrywał się we mnie tymi swoimi stalowymi oczami, które jak zawsze były chłodne. Myślał nad czymś. Nie spodobał mi się ten uśmieszek, który nagle pojawił się na jego twarzy.
-Skoro nie da się jej podejść z tej strony, spróbujemy z innej. -zaczął. Palcami drapał się po brodzie. Myślał nad czymś bardzo intensywnie. Jaka szkoda, że starał się tak bardzo tylko wtedy, jeśli chodziło o pieniądze. Biedna Anna, nie chcę żeby cierpiała. Z drugiej strony wiem, że będzie. I to przeze mnie. Czasami się tak bardzo nienawidzę. Karl. Jesteś zerem. -Co najlepiej odwróci jej uwagę ode mnie? To nastolatka. Starczy, że jakiś chłopak zawróci jej w głowie. I już nawet wiem kto. Musimy zadzwonić do twojego przyjaciela. -był zadowolony ze swojego planu. A mi on się tak cholernie nie podobał. Nie chciałem niszczyć nikomu życia. Ale co ja mogę? Ja jestem tylko pionkiem. Marionetką, którą kieruje Alex. Anna ma rację. Siedzę w tym bagnie razem z nią. Tylko ona jeszcze nie wie, że tylko ona utonie.



*****



-No pokaż się nam. -nalegała mama. Nie chciałam wyjść z tej cholernej przymierzalni w tym różowym czymś na sobie. Mówiłam, prosiłam żadnego różu, a tu co? Różowe coś z jakimiś falbankami. Wyglądam koszmarnie. Wychodzę z przymierzalni z miną cierpiętnicy. Usłyszałam zduszony chichot Karla.
-Wygląsz...-zaczeła mama.
-..koszmarnie. Wiem. -dokończyłam. -Mówiłam wam, żadnego różu! Co ja, lalka Barbie? -popatrzyłam na nich z wyrzutem. Ekspedientka zrobiła urażoną minę i poszła po kolejne sukienki.
Wróciłam do przymierzalni, by przymierzyć kolejną. Tym razem jakąś taką pomarańczowo-różową. Coś w ten deser. Trochę taka Calineczka. Zrezygnowana założyłam ją na siebie. Było odrobinę lepiej. Odrobinkę. Pokazałam się mamie i Karlowi.
-Wyglądasz uroczo.- uśmiechnął się zawadiacko. Miałam ochotę mu zdzielić. Jaka szkoda, że mi nie dali torebki do zestawu, bo bym z niej zrobiła użytek.
-Nie ma mowy. Nie moja bajka. -wróciłam do przymierzalni. Kolejna sukienka była śliczna. Bardzo w moim stylu. Miętowa, odważna. Podkreślająca moje atuty i ukrywająca mój nieszczęsny tyłek.
Założyłam na siebie to miętowe cudo i pokazałam się im po raz kolejny.
-Mi się podoba. -wypalił Karl. -Weź się obkręć. -wykonałam jego polecenie. -I jeszcze raz.
-Nie. Ta sukienka nie pasuje. Za mało strojna. -skrytykowała moja rodzicielka. Wróciłam do przymierzalni po kolejną. Tym razem w kolorze cytrynowym. Podobało mi się to, że nie eksponuje dekoltu. Ale z drugiej strony.. Taka trochę za bardzo cukierkowa jak na moje oko. Założyłam ją na siebie i po chwili znów stałam przed mamą i Karlem. Teraz już wiem jak się czują te biedne zwierzęta w zoo. Lustrowali mnie od góry do dołu. Karl zacmokał kilka razy.
-Wyglądasz pięknie. -stwierdziła mama.- Pięknie ci w tym kolorze.
-No czy ja wiem. Kolor ładny, fakt. Ale sukienka? Wygląda jak taki kopciuszek. Nie. To nie dla niej. Ma pani może coś w tym kolorze, ale inny fason? Mniej księżniczkową? -zwrócił się do ekspedientki. Ona gdzieś zniknęła i po chwili wróciła z inną suknią w tym samym kolorze. Ta była odważniejsza.Przepasana czarną kokardą w biodrach. Była elegancka, ale bez przesady. Doskonale na mnie leżała. Sukienka idealna. Ciekawe co mama i Karl powiedzą.
-No i tego właśnie szukaliśmy!-stwierdził Karl, gdy tylko mnie zobaczył. Zerknęłam na mamę. W jej oczach dostrzegłam łzy wzruszenia. Zdziwiło mnie to, ale okej. Wybaczę jej.
-Wyglądasz pięknie kochanie. -powiedziała. -Karl ma racje. To właśnie ta sukienka.- odetchnęłam z ulgą. Miałam już dość tych zakupów. Najpierw siedzenie i oglądanie mamy w trzydziestu sukniach, z których jednak ta pierwsza okazała się tą jedyną. I ja się pytam, po co oglądaliśmy te kolejne 29? Ja nie wiem. Jeśli ktoś wie niech odpowie mi teraz lub zamilknie na wieki. Dzięki Bogu, że chociaż jakoś będę wyglądać na tym całym ślubie. Naprawdę się bałam, że wystroją mnie w różowe coś, co przymierzałam jako pierwsze. Wróciłam przebieralni by się przebrać w moje ubrania. Podałam sukienkę ekspedientce, która ją zapakowała. Otworzyłam usta ze zdziwienia jak się okazało, że kosztowała pięćset euro. Mama bez słowa podała ekspedientce kartę i wpisała pin. Od kiedy moja mama bez najmniejszego problemu wydaje 500 euro na sukienkę. Może płaci pieniędzmi Alexa. Nie ważne. Ich sprawa. Nic mi do tego. Po zakupach poszliśmy jeszcze na lody. Ja zamówiłam oczywiście pistacjowe. Lody jak zawsze były pyszne. Warto było się męczyć tyle czasu na tych zakupach, chociażby tylko dla tych pysznych lodów.
Gdy wróciliśmy do domu było już późne popołudnie. Trochę czasu nam zeszło na tych zakupach. Rozsiadłam się w salonie na kanapie i oglądałam jakiś film. Mama dołączyła do mnie. Zdziwiło mnie to, że Alexa z nami nie było. Podobno pracował w pokoju u góry. Jakieś ważne dokumenty musiał przygotować na spotkanie biznesowe. Nie wnikam. Im mniej wiem, tym lepiej. Film okazał się całkiem fajny. Komedia. Śmiałam się razem z mamą z poczynań głównego bohatera. Nawet nie zauważyłam gdzie zniknął Karl. Byłam zbyt zajęta oglądaniem filmu z mamą. Ten wieczór był taki idealny. Pomału zaczynałam wierzyć, że jednak może nasze nowe życie nie będzie takie złe.


Gdybym tylko wiedziała..


*****


-Hej stary. Mam do ciebie sprawę. -rzuciłem do telefonu. Musiałem wyjść z domu, żeby nikt nie słyszał mojej rozmowy.-A raczej Alex ma sprawę.
-No słucham.-odparł zniecierpliwiony. Czy mi się zdaje, czy w czymś mu przeszkadzam? Jak kocha to poczeka. Tsa. Na pewno kocha.
-Jest taka jedna dziewczyna i.. -zacząłem niepewnie.
-Mam się nią zająć, tak?-zaśmiał się do słuchawki.
-Słuchaj Wellinger. Masz tylko odwrócić jej uwagę, jasne? Jeśli ją skrzywdzisz, to cię zabiję. Rozumiesz?-mój głos brzmiał groźnie. On się tylko znów zaśmiał.
-Nie mów mi, że coś do niej czujesz. Oh to złamie ci serce. I jej też. Dobra. To kiedy mam się nią zająć? -zapytał zniecierpliwiony. Ta rozmowa trwała zbyt długo.
-Później ustalimy szczegóły. Ale nie prędzej jak za miesiąc. -odpowiedziałem mu.
-Jeśli to wszystko, to ja już kończę. -znów to zniecierpliwienie w jego głosie. Młody, głupi, naiwny.
-To wszystko. Baw się dobrze. -rzuciłem do telefonu i się rozłączyłem.
Dlaczego życie zmusza nad do robienia rzeczy, których nie chcemy robić? Dlaczego muszę wbić jej nóż w plecy? Czy ona mało się już wycierpiała? Czy musi cierpieć jeszcze tyle? Geiger nie bądź mięczakiem. Mięczaki nie trafiają na szczyt. A ty właśnie się tam znajdziesz..

Już niedługo.



___________________________________________________________________
Przepraszam was za to coś powyżej. 
Wiem, jestem złą kobietą.  Zniszczyłam idealny wizerunek Karla. 
Wybaczycie mi to. Ja to wiem. 
Robaczki kochane moje.
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze (jak będą nie miłe to też się będę cieszyć)
Jesteście kochani. Podziwiam was. Czytacie te brednie.
Ja na to patrzeć nie mogę.
Wybaczcie mi błędy i brak przecinków.
Wybaczcie, że Anna jest niezrównoważona psychicznie.
Nie ma ludzi idealnych.


Bądźcie zdrowi i kochajcie się. 

Życiowych mądrości ciąg dalszy. Specjalnie dla Ciebie :*
Kiss.
 Na koniec jeszcze cytat:

"Na­wet jeśli cza­sem trochę się skarżę - mówiło ser­ce - to tyl­ko dla­tego, że jes­tem ser­cem ludzkim, 
a one są właśnie ta­kie.
 Oba­wiają się sięgnąć po swo­je naj­wyższe marze­nia, po­nieważ wy­daje im się że nie są ich god­ne, 
al­bo że nig­dy im się to nie uda.
 My, ser­ca, umiera­my na samą myśl o miłościach, które prze­padły na zaw­sze, o chwi­lach, 
które mogły być piękne, a nie były, o skar­bach, które mogły być od­kry­te, 
ale po­zos­tają na zaw­sze niewi­doczne pod pias­kiem.
 Gdy tak się dzieje, zaw­sze na ko­niec cier­pi­my straszli­we męki."

poniedziałek, 13 stycznia 2014

8. "Jest cudownie"

 
Czułam jak alkohol rozgrzewa mnie od środka, na kilka chwil sprawił, że zapomniałam o tym wszystkim. Tylko kilka chwil, ale jakich pięknych. Później z mają wpałaszowałyśmy popcorn i całe pudełko lodów czekoladowych. Nie wiadomo kiedy czerwony trunek, przez większość nazywany winem, się skończył. Objedzone i szczęśliwe obejrzałyśmy jeszcze „Forest Gump” i zasnęłyśmy wykończone na kanapie. Przez taki krótki czas byłam szczęśliwa. Śniłam sobie, że latam. Nie tak jak ptak. Nie. To było piękniejsze. Latałam na moim białym pegazie. Leciałam nad szczytami górskimi i rozkoszowałam się przepięknymi widokami. Choć przez chwilę czułam się wolna. Czułam, że mogę wszystko. Czułam, że żyję. I nagle trach. Wszystko pękło niczym bańka mydlana. Ktoś mnie obudził. Poprawka. Nie ktoś, tylko mama. I wcale nie była w siódmym niebie. W ręce trzymała butelkę po winie, a jej mina nie wróżyła nic dobrego.
-Możesz mi wytłumaczyć, co to ma znaczyć młoda panno?- zapytała siląc się na spokój. Dobrze wiedziałam, że gdyby nie obecność Mai, zareagowałaby gwałtowniej.
-Jak to co? Myśli, że już wszystko jej wolno, ot co. Taki wiek. Skończy osiemnaście lat i od razu w piórka obrasta!-nie wiadomo skąd pojawił się Alex. Czemu wcale nie dziwi mnie jego zachowanie? Czy on sobie myśli, że może mi ojcować? Już nawet miałam zaakceptować ich związek a on naprawdę musi wszystko psuć?
-Oszczędź sobie.-powiedziałam znudzona. -Nie jesteś moim ojcem i nigdy nim nie będziesz. I wiesz co? Nienawidzę cię. -wpatrywał się we mnie, a jego oczy zrobiły się nagle większe. Był nieźle zaskoczony moją reakcją. Żadnych krzyków, żadnego płaczu. Jedno dosadne „nienawidzę cię” zrobiło na nim większe wrażenie, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
-Masz szlaban młoda panno.- mama zareagowała klasyczną zagrywką. Jakby mnie to mogło coś obchodzić. Z domu przecież nie wyjdę nigdzie,no bo gdzie z nogą w gipsie mam się szlajać? No bez przesady.
-Może ja już lepiej pójdę. -odezwała się w końcu Maja. Całkowicie o niej zapomniałam. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i odprowadziłam wzrokiem do drzwi.-Dobranoc państwu.- wyszeptała cicho. Jej wzrok zawiesił się na kilka sekund gdzieś w przestrzeni. Najprawdopodobniej na Karlu, bo jej kąciki ust drgnęły lekko do góry. Chociaż go nie widziałam, to dam sobie rękę uciąć, że znowu uśmiecha się do niej w ten sposób. Maja wyszła cicho zamykając za sobą drzwi.
-Żeby mi to było ostatni raz.-wzięła się za sprzątanie małego bałaganu, który po nas pozostał.- Alex i Karl po kolacji wyjeżdżają. -odetchnęłam z ulgą. Chociaż będę miała spokój. Podniosłam kulę z podłogi i próbowałam wstać. Lekko zakręciło mi się w głowie. Wstałam i wspierając się na kuli poczłapałam w stronę schodów.
-A ty gdzie się wybierasz? -zapytał Alex cały czas jakby zamyślony. Chyba nie przejął się moimi słowami? Nie. To na pewno nie to.
-Do siebie. Nie mam ochoty dłużej tu siedzieć. Tłoczno się zrobiło. -po drodze spotkałam spojrzenie Karla. Patrzył na mnie przepraszająco? Okej. Teraz to już mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nie ogarniam tego chłopaka. Pomału, stopień po stopniu, dotarłam w końcu do mojego pokoju. Weszłam do środka i zapaliłam światło. Westchnęłam tylko, patrząc po raz kolejny, na te same zdjęcia wiszące na ścianach. Było ich mnóstwo. Zdjęcia z dzieciństwa, pierwsza jazda na koniu, pierwszy dzień w szkole. Wszystkie moje życiowe sukcesy, jak i porażki umieszczone na papierze. Kawałki mojego życia, które zostały zapisane na kliszy i później przeniesione na papier. Mama początkowo nie była zadowolona faktem, że „tapetuję” swój pokój zdjęciami. Natknęłam się na jedno. Jedyne, które było czarno-białe. Jedyne, którego mama tak bardzo unikała. To jedno, jedyne, najcenniejsze dla mnie. Jedyne moje zdjęcie z ojcem. Nie pamiętam go, a to jedyne co mi o nim przypomina. Mama mówi, że odszedł od nas, gdy byłam mała. Że nas zostawił. Zawsze gdy o tym mówiła, widziałam w jej oczach ból. Więc nigdy nie pytałam o więcej. Nie wiem nawet kim był mój ojciec. Gdy byłam młodsza zawsze go sobie wyobrażałam jako pilota. Pilotował ogromne samoloty i latał do najróżniejszych miejsc na całym świecie. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie ruszyłam się ani o milimetr. Nie obejrzałam się. Nie powiedziałam „proszę”. Wiedziałam, że i tak wejdzie. Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Po chwili usiadł koło mnie na łóżku i milczał. Doskonale słyszałam jego oddech, taki spokojny, miarowy. Siedzieliśmy tak w ciszy przez dobre kilka minut, aż w końcu ta cisza zaczęła mi ciążyć. Nie odrywając wzroku od zdjęcia, w końcu postanowiłam się odezwać.
-No słucham Geiger, czego chcesz tym razem?- mój głos brzmiał przyjaźnie. O dziwo. Nawet mnie zaskakują zmiany mojego nastroju. I nie. Wcale nie jestem w ciąży, czy coś. Niepokalane poczęcie było tylko raz i wystarczy. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmiech.
-Chciałem się pożegnać. -mówił bardzo cicho. Spojrzałam na niego. Coś go gryzło.
-Ah tak. Pożegnać się mówisz? A nie przyszedłeś przypadkiem, żeby dowiedzieć się czegoś o Mai? Bo wiesz, wzrok jeszcze mam dobry i widziałam jak się na nią patrzyłeś. -zaśmiałam się. Na jego twarzy momentalnie pojawił się rumieniec. Muszę przyznać, że wyglądał doprawdy uroczo. Jak taki mały, nieśmiały chłopiec. -Więc jak? Przytulić cię na pożegnanie i już cie tu nie ma?- spojrzał na mnie zawstydzony. Wiedziałam. Chodzi mu o Maję. Kurde. Nie rozumiem tego uczucia. Dwoje ludzi tak po prostu ten teges i już? Te całe motylki w brzuchu, ta cała chemia, to niby naprawdę? O matulu, powiedzcie mi jeszcze, że to miłość od pierwszego wejrzenia? Nie. Zaraz. Stop. Miłości nie ma. Co ty Anna? Zapomniałaś już? MIŁOŚĆ NIE ISTNIEJE. Jest tylko seks, pieniądze i przywiązanie. No i czasami bywają też dzieci. Biedne te dzieci. W sumie to ja też jestem takim dzieckiem. Owoc miłości, jak to mówią niektórzy. Owoc? No dobra, to by jeszcze pasowało, ale miłości? No proszę, litości. Po prostu wypadek przy pracy. Tak. I ja też jestem takim wypadkiem przy pracy. Trudno. Trzeba żyć dalej z taką świadomością.
-Masz rację. -przerwał mi moje rozmyślania.-Chyba się zakochałem. -wyszeptał.
-Nie pieprz Geiger. Lecisz na nią i tyle. -zaśmiałam się gorzko. Chłopak popatrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
-Ktoś cię kiedyś zranił czy co?- brawo. 10 punktów dla Karla za odwagę. Prychnęłam pod nosem.
-Nie. Ja po prostu nie wierzę w miłość. Nie bierz tego do siebie. Ja nie czekam na księcia z bajki na białym rumaku. No dobra, rumaka biorę, ale bez księcia. -teraz to nawet i on się zaśmiał.
-Kto to jest? -wypalił nagle jak Filip z konopi. Palcem wskazywał na jedno ze zdjęć. Na to jedyne. Wyjątkowe. Przez chwilę patrzyłam na tą małą dziewczynkę, z dwoma warkoczami i wielkim misiem pod pachą, siedzącą na kolanach jasnowłosego mężczyzny, który się uśmiechał do aparatu. Jeśli by nie wziąć pod uwagę zmarszczek mimicznych, które pojawiły się w kącikach jego oczu, to był bardzo przystojny i charyzmatyczny.
-Mój tata. Miałam wtedy podobno trzy lata. Moje trzecie urodziny. Moja pierwsza wizyta u fotografa. Pierwsze i jedyne zdjęcie z moim ojcem.- zamilkłam. On też. Ponownie mogłam słyszeć jego oddech. Byłam wdzięczna, że nie drąży tematu.
-Czy to ten sam miś?-wskazał tym razem na czarnego misia, z miedzianymi oczami, który leżał na najwyższej półce regału.
-Tak. To Alfred.- popatrzył na mnie z niedowierzaniem. -No co, miałam 3 lata, tak? Nie moja wina, że nie wpadłam na nic bardziej kreatywnego. A teraz po tylu latach, nie będę zmieniać mu imienia. -Nie. Alfred to naprawdę urocze imię. Dla misia.- zaśmiał się. Kąciki ust znów lekko uniosły mi się w górę. -Dobra, chyba będę musiał już iść, bo niedługo musimy jechać. -podniósł się z łóżka i pomógł mi wstać. -No to ten, tego. Cześć? -wyciągnął rękę w moją stronę.
-No co ty, serio? -zaśmiałam się i przytuliłam się do niego. -Skoro masz być moim kuzynem, to już musisz się chyba przyzwyczajać, co? W końcu, nie każdemu się trafia taka stuknięta kuzynka.- zażartowałam. Znów się zaśmiał. Po alkoholu wszystko było łatwiejsze. Czy tak nie może być już zawsze.
-Uważaj na siebie, kaleko. -trzepnęłam go lekko w łokieć. -I nie przesadzaj z tym winkiem, okej? Bo później będzie na mnie, że cię rozpijam. -zaśmiałam się. Mogłoby być już tak zawsze. -Trzymaj się. -puścił mnie. Skierował się w stronę wyjścia.
-Ty też jej się podobasz. -wypaliłam, gdy miał już zamknąć drzwi za sobą. Odwrócił się w moją stronę, by zobaczyć, czy sobie z niego nie żartuje. Gdy już upewnił się, że nie w jego oczach pojawiły się takie jakby ogniki a na ustach pojawił się ten wyjątkowy uśmiech.
-Dziękuję. -powiedział tylko tyle i zniknął. Tylko? Może aż tyle. Nie wiem. Nie znam się. Nie jestem dobra w doborze słów, nigdy nie wiedziałam co, gdzie, kiedy powiedzieć. Ale czułam, że te słowa były prosto z serca. Były szczere. A to się ceni.
*****

Kolejne dni wyglądały tak samo. O dziwo pogodziłam się z mamą. Bez Alexa wszystko było łatwiejsze. Było tak jak wcześniej. Tylko ja i ona. Codziennie odwoziła mnie do szkoły i z niej odbierała. Początkowo nie pasował mi ten układ, ale z nogą w gipsie nie było wcale komfortowo się poruszać. A i moje autko urodzinowe gdzieś zniknęło. Podejrzewam, że to Alex je zabrał. Nie pytałam. Wolę nie pytać, bo jeszcze sobie pomyśli, że mi zależy. A wcale tak nie jest. Z mojej prezentacji z historii dostałam piątkę. Mumia jest ostatnio dla mnie zadziwiająco miła. Może coś dobrego ją ostatnio spotkało? No nie wiem, udany seks z rana czy coś? Nie wnikam. Jej życie, jej sprawa. Maja ostatnio chodzi cały czas uśmiechnięta. Nawet zaczęła się malować do szkoły, czego wcześniej nie robiła i nosi obcasy. Można powiedzieć, że role się odwróciły. Teraz wyglądam przy niej jak szara myszka. Nie to, żebym czuła się z tym źle. Zamiast moich ukochanych litów i spódniczek, stawiam na wygodę. Leginsy, luźny t-shirt i trampek na moją zdrową nogę. Brak makijażu wcale nie był taki zły. W takie upały, jakie panowały od kilku dni, makijaż wcale nie był dobrą opcją, bo po kilku minutach wszystko spływało, a efekt był gorszy, niż brak makijażu.
-Przeprowadzamy się, gdy tylko skończy się rok szkolny. -poinformowała mnie mama, pewnego razu przy śniadaniu. Nie kłóciłam się, nie zadławiłam się owsianką, nie wybuchnęłam płaczem. Przyjęłam tą informację do siebie. -Ślub weźmiemy we wrześniu. Pomożesz mi z wyborem sukienki? -wiedziałam, że wcześniej, czy później mnie to czeka. Wolałam później. Ale co zrobić.
-Dobrze mamo. -powiedziałam wypranym z jakichkolwiek uczuć tonem.
-Skarbie, ja wiem, że to jest dla ciebie trudny okres. -położyła mi dłoń na ramieniu.
-Mamo. Nie przejmuj się mną, chcę, żebyś była szczęśliwa. Naprawdę. Przepraszam. Po prostu dla mnie to wszystko dzieje się za szybko. -uśmiechnęłam się lekko do niej.- Jeśli naprawdę kochasz (?) Aleksa i będziesz z nim szczęśliwa, to i ja będę (?).
Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Od wyjazdu Alexa i Karla ponad dwa tygodnie. I wcale mi ich nie brakuje. Martwi mnie tylko to, że za chwilę się zacznie czerwiec. Dziś mam z mamą wybrać się do salonu sukien ślubnych. Za jakie grzechy? No dobra, lepsze to, niż siedzenie na matematyce, gdzie właśnie jestem i czekanie na dzwonek. Czy to normalne, że wskazówki od zegara tak wolno się poruszają? Tik, tak, tik, tak. Usilnie przepisuję wszystko z tablicy. Działam jak automat, już nie myślę. Jest za ciepło na zewnątrz. Mózg mi się przegrzał. I w końcu zabrzmiał dzwonek. Tak bardzo oczekiwany, tak bardzo kochany dźwięk. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą z klasy i powoli wstałam z krzesła. Samobójczynią nie jestem, nie dam się stratować, co to, to nie. Pomału dotarłam do drzwi wyjściowych szkoły i rozejrzałam się po parkingu. Nigdzie nie dostrzegłam fioletowego Forda mojej mamy. Zapomniała o mnie, czy co? A może musiała zostać dłużej w pracy? Nie. Nie możliwe. Przecież od trzech dni nawija tylko o tym, że miałyśmy właśnie w ten piątek rozejrzeć się za suknią. Co z tego, że to tylko ślub cywilny? Ona chce białą suknię z welonem i nie przetłumaczysz jej.
-Anna! -ktoś krzyczał moje imię. Rozejrzałam się i dostrzegłam biegnącego w moją stronę Karla. Co on tu robi? Przecież miał być w Oberstdorfie? Mama miała mnie przecież odebrać. Czy w to wszystko znowu jest wplątany Alex? -Maria kazała mi cię odebrać. Ona musiała pojechać z Alexem pozałatwiać różne rzeczy potrzebne do ślubu. Zdaje się, że zaproszenia. Ale nie dam sobie głowy uciąć. -westchnęłam. Podałam mu moją torbę, którą bez słowa wziął ode mnie i poprowadził w stronę auta.
-Jaja sobie ze mnie robisz? -zapytałam nie mogąc domknąć ust z wrażenia. Dobra Anna, oddychaj. To tylko auto. Ale jakie piękne. I jak się błyszczy. I jest czerwone. Ojej. Audi R8. I ja mam do niego wsiąść? Oddychaj. To nie jest auto, to jest po prostu cudeńko na kółkach.
-Nie podoba ci się moje autko? -zrobił zaskoczoną minę, otwierając mi drzwi od strony pasażera. Z jego pomocą jakoś udało mi się wgramolić do środka, ale łatwo nie było. Wnętrze też robiło wrażenie. Dobra. Przyznaję to otwarcie. Od teraz jestem blacharą. Ziemia do Anny. Wracamy, wracamy, planeta Ziemia wzywa.
-Jest świetne. -wypaliłam najpłytsze zdanie, które przyszło mi w tym momencie do głowy.- zrobimy małą rundkę?-zapytałam patrząc na niego błagalnie.
-Już się bałem, że nie poprosisz. -zaśmiał się i odpalił silnik. Och. Co za dźwięk. Muzyka dla mych uszu. Odjechał z piskiem ze szkolnego parkingu. W lusterku dostrzegłam zaskoczone twarze gapiów. Zaśmiałam się. Rozkoszowałam się jazdą. Było tak cudownie. Dosłownie.



_________________________________________________________________
Misiaki proszę bardzo. Jest i rozdział. Dziś zadziwiająco łatwo mi się pisało.
Przepraszam za błędy, ale i tak mnie kochacie. Ja to wiem.
Zmykam liczyć matmę.
Tak bardzo kocham deltę. xD
Równania kwadratowe śnią mi się po nocach.
Ah. Przepraszam. Poniosło mnie, ale to dlatego, że jestem głodna.
Zmykam na 5 posiłek.
Odżywiajcie się zdrowo! ;P
 Kiss :*

sobota, 11 stycznia 2014

7. "Przyjaciel jest darem od Boga.."

Z dedykacją dla Mendy.
"Bo jesteś"
 Dziękuję za wczoraj, za dziś i za to, że miałam tyle szczęścia, że Cię poznałam.

*****

Nigdy nie lubiłem wywiadów na żywo. Co więcej. Wywiadów emitowanych w telewizji śniadaniowej. Wszystko musiało być tutaj perfekcyjne. Makijaż, te koszmarne ubrania z naszywkami sponsora, kamery dookoła ciebie. Czujesz się osaczony. Nie twierdzę, że mi się nie podoba, to całe zainteresowanie mną. Jeśli o to chodzi, to jest całkiem okej. Jednak blask fleszy czasami mnie męczy. I właśnie dziś jest taki dzień. Nie wiem po co, ciotka budziła mnie dziś punkt szósta rano. Nienawidzę wstawać tak wcześnie w niedziele. Nawet jeśli jest sezon, to wstawanie o tak wczesnej porze nie wchodzi w grę. Teraz siedząc w tym cholernym studiu muszę być dla wszystkich miły. Co więcej. Muszę odpowiadać na jakieś kretyńskie pytania. No chociażby takie :”Na jakimś skoczku narciarskim się wzorujesz?”. Wszystkie oczy wpatrują się w ciebie i co masz odpowiedzieć?
-Mylę, że największą inspiracją dla mnie jest Gregor Schlierenzauer. -odpowiadam w ten sposób, bo wiem, że właśnie tej odpowiedzi oczekują ode mnie. -Schlebia mi również to, że jestem określany mianem niemieckiego Schlierenzauera. -Wolałbym być Wellingerem ale przecież nie tego ode mnie oczekują. -Bardzo podziwiam Gregora. Pomimo swojego młodego wieku tyle ociągnął. Jest już legendą, pomimo tak młodego wieku.- Co ja mówię? Cholera. Aż tak ze mną źle? On i legenda? Tak bardzo nienawidzę tego pyszałkowatego gnojka. Nie mogę jednak powiedzieć tego w telewizji. Od razu wywołałbym skandal. Szum medialny wobec mojej osoby jest nie mały, a takim wyznaniem zdecydowanie bym wszystko pogorszył.
-Andi, a jak z twoim życiem prywatnym? Wielu skoczków ma swoje wybranki, które trzymają za nich kciuki i wspierają w tej trudnej sytuacji.-żeńska część widowni jakby wstrzymała oddech na kilka chwil. Uśmiechnąłem się moim firmowym uśmiechem.
-Trener zabrania mi wszelkich kontaktów z dziewczynami. Twierdzi, że to by mogło przeszkodzić mi w karierze. Szczerze mówiąc, zgadzam się z nim w stu procentach.-Gówno prawda! Co ten stary dziad może o tym wiedzieć. On myśli, że jestem grzeczny na każdym zgrupowaniu, nie mam życia towarzyskiego i dlatego osiągam dobre wyniki. Pewnie gdyby wiedział, że nawet z jego córką się przespałem, to by mnie zabił. Ale się nie dowie. Ona mu nie powie, bo się go boi. Ja mu nie powiem, bo nie jestem głupi.
-Jak się układa twoja współpraca z trenerem Schusterem?-kolejne pytanie, na które odpowiedź już dawno miałem przygotowaną. Wyprostowałem się na fotelu, spojrzałem prosto w kamerę i uśmiechnąłem się pewny siebie.
-Trener Schuster jest świetnym fachowcem i doskonale wie, co robi. -Ta, jasne.-Nasza współpraca jest bardzo owocna i darzę go szczerą sympatią. -kolejny dobrze wyćwiczony uśmiech. Kolejne tyle razy przećwiczone kłamstwo. Nie, ja ich wcale nie oszukuje. Mówię im tylko to, co chcą usłyszeć. Cóż mogę poradzić. Jestem świetnym aktorem. Możliwe, że po zakończeniu kariery zostanę gwiazdą filmową?
-Co sądzisz o rosnącej formie Karla Geigera? Myślisz, że jest w stanie dorównać ci swoim poziomem? -prychnąłem cicho pod nosem.
-Cieszy mnie to, że Karl skacze coraz lepiej, ale nie czuję się zagrożony. On jest zbyt słaby, łatwo go złamać. Można powiedzieć, że jest nieudacznikiem.- nagle w studiu zrobiło się strasznie cicho. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczonym wzrokiem. Co ja..? Kurde. Pieprzony Geiger.
-Proszę państwa, Andreas Wellinger. -prezenter wskazał na mnie, więc wstałem i się uśmiechnąłem do kamery. Wiedziałem już, że moimi słowami wywołałem kolejny skandal. Odetchnąłem z ulgą, że już po wszystkim. Mam nadzieję, że Geiger tego nie oglądał.

*****


Karl wpatrywał się w telewizor i widziałam rosnącą w nim złość. Zrobił się cały czerwony, a żyłka na jego czole zaczęła pulsować. Zacisnął dłonie w pięści i wpatrywał się ze złością w ten cholerny telewizor. Nie mogłam go zrozumieć. Jak można przeżywać tak jakiś głupi mecz piłki nożnej.
-Nie przesadzasz trochę? To tylko jeden głupi mecz. Ten przegrali, następny wygrają. -poklepałam go po ramieniu. Spojrzał na mnie z rządzą mordu w oczach.
-Jeden głupi mecz? Kobieto, czy ty wiesz co ty w ogóle mówisz? To jest finał ligi mistrzów! To nie jest jakiś tak zwykły mecz! -wydzierał się na mnie jakby mu odbiło. Faceci. No bo jak inaczej można to skomentować? Poniosło go? Nie. On po prostu przesadza. I że ja mam niby z nim i Aleksem w jednym domu mieszkać? Toć ja tam zginę. Zginę stłamszona przez dwójkę samców alfa, którzy będą tak przeżywać każdy mecz w telewizji. Już mogę wybierać sobie trumnę.
-Napił bym się piwa. Masz może jakieś w lodówce? -zapytał, gdy już lekko ochłonął.
-Żartujesz sobie ze mnie, tak?- spiorunowałam go wzrokiem. -Jestem od kilku dni pełnoletnia, a moja mama nie pija piwa. Więc nie znajdziesz go w tym domu. Jeśli odczuwasz aż takie pragnienie, to proszę bardzo. Monopolowy jest na końcu ulicy. -uśmiechnęłam się chytrze. -A. Zapomniałabym. Jeśli już idziesz po piwo, to kup mi butelkę wina i wiaderko lodów czekoladowych.- zrobił niezadowoloną minę i wstał z kanapy. Westchnął dwa razy i wyszedł z domu. Zerknęłam na zegarek. Za kwadrans czternasta. Za chwilę powinna się zjawić Maja. Rozejrzałam się po salonie. Nie było aż tak źle. Moja przyjaciółka widywała tu gorszy bałagan. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam zmieniać kanały w telewizorze. W końcu natrafiłam na jakiś w miarę fajny film. Wpatrywałam się w ekran, nie zwracając jednak szczególnej uwagi na to, co się tam dzieje. Myślami błądziłam zupełnie gdzieś indziej. Kim on do cholery jest? Skoczek narciarski tak? Ale czemu robią aż takie zamieszanie wokół jego osoby? Co on primadonna, czy co? Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Maja.
-Otwarte!-krzyknęłam z salonu i po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Po chwili do salonu wparowała Maja z wypchaną torbą. Od razu zauważyłam szeroki uśmiech na twarzy blondynki*. Coś mi tu nie pasowało. -No mów co się stało, bo widzę, że coś się musiało stać.- usiadła obok mnie na kanapie, stawiając torbę na szklanym stoliku.
-No bo wiesz, jak do ciebie szłam, to po drodze spotkałam takiego jednego przystojniaka. I wiesz co?! Uśmiechnął się do mnie! Po prostu padłam na zawał. To było takie piękne. Kurde. Chyba się zakochałam. -moja przyjaciółka nawijała z szybkością stu słów na minutę. Już dawno nie widziałam jej takiej uradowanej.-Ale co jeśli już więcej go nie zobaczę? -momentalnie posmutniała. Kurde. Nie wiem co jej powiedzieć. Jak pomóc. Jak zareagować. Nie wiem co to miłość. Jeszcze nigdy nie kochałam. Chyba nie potrafię kochać.
-Skarbie, będzie dobrze. Jeszcze zatańczę na waszym ślubie, później mi dokładniej opowiesz jak on wyglądał i może się okaże, że to jakiś mój nowy sąsiad, albo coś? -na jej twarzy pojawił się uśmiech. -A teraz pokazuj mi, to tam ze sobą przyniosłaś.-uśmiechnęłam się do niej. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, tym razem mogłam dokładnie widzieć jej równe zęby. Wzięła torbę ze stolika i zaczęła w niej szperać.
-Przyniosłam kilka filmów, bo nie wiedziałam na co masz ochotę. Może „Titanic”? -na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Posłałam jej zabójcze spojrzenie.
-Nie, nie i nie! Ile razy mam ci powtarzać, że nie znoszę tego filmu? Za dużo miłości. To nie dla mnie. Masz coś mniej, no nie wiem, tandetnego? -uniosła brwi i zaczęła grzebać w torbie.
-Może „Twój na zawsze”, albo „Szkoła uczuć”? No chyba, że wolisz „Smerfy 2”? -zaśmiała się.
-Dobra. Oglądamy „Smerfy”. -zadecydowałam biorąc od niej płytę i wstałam z kanapy.
-Zostaw, ja to zrobię.- zabrała mi płytę. Usiadłam. Nie podoba mi się to, że traktują mnie jak kalekę. To tylko gips. Dałabym sobie radę. Włożyła płytę do odtwarzacza i podała mi pilota. Z torby wyjęła paczkę popcornu do mikrofali. Wyszła z salonu i po chwili już słyszałam działanie mikrofalówki. Po kilku minutach wróciła z miską popcornu. Rozsiadła się obok mnie i zaczęłyśmy seans. Lubiłam z nią oglądać filmy. W jej towarzystwie to nawet horrory nie były straszne, wręcz przeciwnie. Na niektórych po prostu się śmiałyśmy jak na najlepszej komedii. Nie wiem jak mam jej powiedzieć, że się przeprowadzamy. Nie chcę, by to był koniec naszej przyjaźni. Ona jest dla mnie jak siostra. Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Karl. Długo go nie było. Nie mógł trafić do monopolowego, czy co? A może nie mógł się opamiętać i od razu musiał skonsumować piwo, bo by nie wytrzymał do domu. Jest jeszcze opcja, że udał się do samego browaru po piwo, ale jakoś wykluczę tą opcje. Wszedł do salonu. Zlustrował Maję wzrokiem a ona spłonęła rumieńcem. Obdarzył ją uroczym uśmiechem.
-Twoje lody i wino.-postawił owe artykuły na stole. Odwrócił się na pięcie. Odniosłam wrażenie, że chce się jak najszybciej stąd ulotnić.
-Ile jestem ci winna? -zapytałam. Zatrzymał się. Odwrócił w moją stronę i spojrzał z rozbawianiem.
-Nic nie jesteś mi winna. W końcu wszystko zostanie w rodzinie.- zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia. Przez chwilę słyszałam jeszcze jego kroki na schodach. Spojrzałam na Maję.
-Kto to jest? Znasz go?- jej oczy dziwnie błyszczały. Kurde. Czyżby to Karla spotkała w drodze do mnie? Nie. Niemożliwe. A co jeśli?
-To jest Karl. Już niedługo będzie moim kuzynem. A właśnie. Nie mówiłam ci. Alex i mama się pobierają.- wydusiłam z siebie. No dobra, zaakceptowałam ich decyzje, ale nadal nie mogę o tym myśleć. To zbyt niezręczne.
-O. To świetnie. Gdzie znajdę korkociąg? Musimy to oblać!-Maja podniosła się gwałtownie z kanapy i udała się do kuchni.
-Pod szufladą ze sztućcami-krzyknęłam za nią. -Chyba się upić, a nie napić.-szepnęłam sama do siebie pod nosem. Po chwili wróciła moja przyjaciółka z korkociągiem i dwiema lampkami. Sprawnym ruchem otworzyła wino i nalała czerwony płyn do kieliszków. Podała mi jeden. Powąchałam trunek. Zawsze tak robiłam. Lubiłam ten zapach. Był taki.. odurzający.. i tajemniczy. Tak. Właśnie tym był dla mnie alkohol. Odurzał. Przynosił ukojenie. W nim skrywały się wszystkie tajemnice.. Gdybym tylko pamiętała.. Z pewnością bym nie piła go z taką przyjemnością. Gdybym..
No właśnie. Ale nie pamiętam. Nie jestem nawet świadoma tego, że właśnie bratam się z moim największym wrogiem..





__________________________________________________________
Przepraszam. Za to wyżej. Po prostu jakaś katastrofa. Obiecałam, więc jest. Nie marudźcie, że krótko, 
bo się męczyłam nad tym strasznie. 
Mam dołek twórczy. I normalny też.
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Ale nic lepszego nie napisze.
Nie w tym stanie.Coś się zmieniło. Coś we mnie pękło. 
Nie wiem, czy będzie tak jak wcześniej. Nie wiem.
Dziękuję, że to czytacie. 
Tylko tyle mogę powiedzieć.
Dziękuję.




A teraz wszyscy śpiewają razem ze mną "Ain't no sunshine when she's gone"


"To się nie dzieje. To wszytko się nie stało. Zaraz się obudzę i wszystko będzie ok."
Wracaj do zdrowia Morgi!