piątek, 3 stycznia 2014

4. "Kobiety są z Wenus"


Całowałem zachłannie jej wyszminkowane usta. Wplotła swoje dłonie w moje włosy, czym zapewne zepsuła mi moją idealną fryzurę, ale to nic. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie, wędrując dłonią po jej plecach. Zjeżdżałem coraz niżej.. Jęknęła pod wpływem mojego dotyku. Chwyciłem ją za pośladek i całowałem jak opętany. Nie skupiałem się na tej blondynce, tylko na tym że ruda uraziła moją męską dumę. Mi się przecież nie odmawia.
-Chodźmy stąd-szepnąłem jej na ucho, gdy przerwałem pocałunek, by zaczerpnąć powietrza.
Jej rozmarzony wzrok wyrażał jedno. Była nieźle napalona. Chwyciłem jej dłoń i poprowadziłem ją w kierunku domu ciotki. Głupiutka ruda, gdyby tylko wiedziała, że świetnie znam Berlin i tą okolicę, bo ciotka mieszka zaledwie dwie przecznice dalej.. Gdy ciocia zapytała czy potrzebuję, by ktoś mi pokazał miasto od razu przytaknąłem. Biedna kobieta. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że przynajmniej raz na 3 miesiące jestem w Berlinie.. Odkąd przyłapała swojego męża na zdradzie z najbliższą sąsiadką strasznie się zmieniła. Nie była już tą samą kobietą. No przynajmniej dla innych ludzi. Ja cały czas pozostawałem, jej słodkim małym Andim. Było więc dla mnie logiczne, że swojemu siostrzeńcowi zapewni najlepsze towarzystwo, jakie tylko mogłaby wybrać. Chwileczkę. Zaraz. Dam sobie rękę uciąć, że znalazłaby lepsze towarzystwo, a nie tą sztywniarę. Coś mi tu nie pasuje.. Dotarłem razem z blondi pod kamienicę ciotki. Wprowadziłem ją do ciemnej klatki schodowej i zaciągnąłem na drugie piętro. Wyjąłem szybko klucz z kieszeni i włożyłem go do zamka. Przekręciłem nim w prawo i usłyszałem znajomy chrzęst zamka. Nacisnąłem na klamkę i wpuściłem ją do środka. Zapaliłem światło w korytarzu. W domu panowała niezmącona cisza. Ciocia już pewnie spała. Pociągnąłem blondynę do pokoju, w którym chwilowo zamieszkuję, jednocześnie gasząc światło w korytarzu. Popchnąłem ją na łóżkom i zacząłem rozbierać, jednocześnie szukając jej ust. Po chwili już jej kusa sukienka, jak i bielizna leżały na podłodze, by po chwili dołączyły do nich moje ubrania. Czułem jej przyspieszony oddech na mojej skórze. Jestem pewny, że jej oczy płoną z pożądania. W pokoju jednak jest tak ciemno, że ledwie dostrzegam kontury jej ciała. Głaszczę ją delikatnie po policzku i po chwili wpijam się zachłannie w jej usta. Nasze ciała są bardzo blisko siebie. Czuję na sobie żar bijący od jej skóry. Ale i to mi już nie wystarcza. Moje hormony szaleją. Dłońmi wędruję poznając każdy skrawek jej ciała. Czuję, jak drży, gdy moja dłoń zagłębia się pomiędzy jej udami. Później wydaje już tylko ciche jęki rozkoszy, które budzą we mnie pożądanie. Kierowany instynktem doprowadzam ją na wyżyny rozkoszy. Słyszę jak wypowiada moje imię pomiędzy kolejnymi jękami. Gdy oboje osiągamy szczyt całuje mnie lekko i po chwili zasypia. Na mojej twarzy pojawił się ten sam co zawsze uśmiech triumfu. Kolejna niunia zaliczona..



*****



Od dawna domyślałem się, że Alex planuje oświadczyny. W jakim ja byłem błędzie. Oświadczył się już dawno. Czy to znaczy, że oni planują ślub? Niedobrze. I jeszcze ta cała Ana. Właściwie to wcale jej się nie dziwie. Pewnie zareagowałbym podobnie, gdyby chodziło o moich rodziców. Ewidentnie widać, że nie znosi Alexa. A on zamiast próbować zrobić coś z tym kupuje jej auto? Od początku wiedziałem, że to zły pomysł. Mówiłem mu to, ale nie słuchał. Ma co chciał. Co on sobie myślał? Da jej samochód, ona rzuci mu się z wdzięczności w ramiona i od razu go polubi? Nie. Złe słowo. Lepiej tutaj pasuje: zaakceptuje. Jakby tego było mało musiał dolać oliwy do ognia, mówiąc o
zaręczynach? O przeprowadzce? Cholerny kretyn. Czy on w ogóle czasami używa mózgu? Czy myśli tylko zawartością majtek? Spojrzałem na niego gniewnym wzrokiem. A on co? Najzwyczajniej w świecie zajada się sałatką, jakby cała sytuacja sprzed kilku minut nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Zerknąłem kątem oka na Marię. Wypijała już chyba trzecią lampkę wina, patrząc gdzieś w przestrzeń przed sobą. W jej oczach widziałem ból. Zaraz. Czegoś tu nie ogarniam? Czemu ona nie pójdzie do córki skoro obie cierpią z tego powodu? Czy ona boi się reakcji Alexa? Nie. Nie może być. A może? Po jej policzku spłynęła jedna samotna łza, którą szybko starła, w nadziei, że nikt jej nie zauważył. Wstałem od stołu bez słowa. Nie mogłem dłużej siedzieć w tej ciszy. Odnosiłem wrażenie, że zaraz mi głowa eksploduje. Wziąłem talerz Anny i wyszedłem z pomieszczenia. Żadnego odzewu, żadnej reakcji. Nic. Jakby ich nie obchodziła ani Anna ani ja. Idąc po schodach dotarło do mnie, że nawet nie wiem, który to jej pokój. Po chwili jednak już wiedziałem. Już w połowie schodów usłyszałem żałosne łkanie dochodzące zza jednych drzwi. Gdy do nich dotarłem zapukałem. Żadnej odpowiedzi. Cisze mącił tylko zduszony szloch. Nacisnąłem niepewnie na klamkę. Drzwi ustąpiły. Teraz nie ma już odwrotu. Muszę tam wejść. Ale co ja mam jej powiedzieć? „Hej, wpadłem sobie bo wiem jak się musisz czuć? A i przyniosłem ci kolacje, bo wiem, że prawie nic nie tknęłaś, a byłaś bardzo głodna.”. -Idiota-zganiłem się szybko w myślach. W ciemnym pokoju dostrzegłem ją. Siedziała na parapecie. Siedziała i płakała wpatrując się w widok za oknem.
-Mamo?-zapytała pomiędzy kolejnymi szlochami. Coś w tym momencie we mnie pękło. Cholerny Alex. Czemu to ja mam naprawiać to, co on zepsuł.
Odstawiłem talerz na stolik. Teraz już wiedziałem, że na pewno nie jest już głodna. Podszedłem do miejsca w którym siedziała i najzwyczajniej w świecie ją przytuliłem. Nie lubiłem patrzeć na kobiece łzy, bo od razu łamało mi się serce i nie wiedziałem co zrobić. Wtedy wydawała mi się taka krucha, taka delikatna. Pogłaskałem ją po plecach. Powoli jakby się uspokajała. Jej oddech powoli się wyrównywał.
-Będzie dobrze. -szepnąłem jej do ucha. Dostrzegłem, że kącik jej warg lekko drgnął. Głaskałem jej włosy, cały czas mocno przytulając. Nagle jednak odsunęła mnie mocno od siebie, że aż się zachwiałem.
-Nic nie będzie dobrze! -krzyknęła przez łzy. -Nienawidzę cię! Nienawidzę ich! Dajcie wy mi święty spokój. Chce być sama!- wstała z okna i zaczęła popychać mnie w stronę drzwi.
-Ej, spokojnie. Przyszedłem tylko, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku i przyniosłem ci kolacje. -odparłem unosząc ręce w geście niewinności. Moje słowa sprawiły, że jeszcze bardziej łzy zaczęły płynąć po jej policzkach. Cholera. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Wypchnęła mnie za drzwi i zamknęła je na klucz. Stałem w tym samym miejscu przez dobre kilka minut nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czułem się jak kompletny idiota. W tym momencie uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że kompletnie nie rozumiem kobiet. Przyznaję bezapelacyjnie rację temu, kto powiedział, że kobiety są z Wenus. Druga natomiast to taka, że teraz, gdy będą mi się śniły koszmary, to już wcale nie będzie to skok zakończony upadkiem. Upadek w porównaniu do zranionej kobiety to pikuś. Nie mogłem tak dłużej stać jak jakiś kretyn. Zszedłem więc na dół, ubrałem buty i wyszedłem z mieszkania w poszukiwaniu jakiegoś baru. Ten wieczór przyniósł mi zbyt wiele wrażeń, bym mógł sobie to wszystko poukładać bez paru drinków.






*****






Było mi strasznie głupio z powodu jak potraktowałam Karla. On nic nie zawinił. Jako jedyny zainteresował się mną. Przyniósł mi kolację, którą wpałaszowałam, gdy tylko wyrzuciłam go z mojego pokoju. Sama nie wiem czemu tak postąpiłam. Przecież on chciał dobrze. Ja chyba jestem jakaś inna. Nie wiem co się ze mną dzieje. Ja się chyba po prostu wystraszyłam tej bliskości. Tak. Chyba o to tutaj chodzi. Żaden facet nie był nigdy tak blisko mnie. Karl był pierwszą osobą, która widziała jak płacze. No dobra drugą. Pierwsza była Maja, ale jakby nie patrzeć, był on pierwszym facetem, który widział mnie w takim stanie. Czego więc się bałam? Chyba tylko tego, że w tym stanie mogłam zrobić coś, czego bym mogła później żałować. Poczułam nagle jak bardzo jestem zmęczona. Weszłam do łóżka, szczelnie opatuliłam się kołdrą i przytuliłam głowę do poduszki. „Jestem w moim azylu, tutaj już nikt mnie nie zrani.”- powtarzałam sobie jak mantrę, zanim zasnęłam.






*****



-To samo jeszcze raz.- postawiłem pustą szklankę przed barmanem. Patrzył na mnie z politowaniem i zapełnił moją szklankę złotawym płynem. Przystawiłem szklankę do ust, przechyliłem ją i wypiłem wszystko jednym haustem. Lekko się skrzywiłem, czując jak alkohol pali moje gardło. Po chwili poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Postawiłem z hukiem szklankę na barze. -Jeszcze raz.-Barman spojrzał na mnie z politowaniem w oczach.
-Nie ta, to inna. Jesteś młody, myślisz, że ta była ostatnią, która złamała ci serce? -powiedział do mnie wlewając płynu do szklanki. Żebym ja jeszcze miał złamane serce to bym wszystko jakoś zrozumiał. Ale problem w tym, że nie mam.
-Kobiety są jakieś inne.- rzuciłem barmanowi banknot o nominale 200 Euro i opuściłem bar. Po kilku minutach z trudem dotarłem do domu pani Wolf, która za jakieś 3 miesiące, jak dobrze obstawiam będzie moją ciocią. Nacisnąłem na dzwonek i po chwili ktoś mi otworzył drzwi. Alex.
-Jak ty wyglądasz? -zlustrował mnie całego. -Jesteś kompletnie zalany.-powiedział to raczej do siebie niż do mnie, bo praktycznie do nie słuchałem. Jakby na potwierdzenie jego słów głośno czknąłem. Po chwili przy jego boku pojawiła się Maria, która na sobie miała tylko szlafrok. Dobra, nie wnikam. Im mniej wiem, tym jestem szczęśliwszy. Poczułem jak Alex chwycił mnie pod ramię i zaprowadził do pokoju. Pozbawił mnie odzieży i wpakował do łóżka. Przytuliłem się do poduszki i zasnąłem.



*****




Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Wyciągnąłem się na łóżku. I zaskoczył mnie brak pewnej blondynki z którą zasypiałem. Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem, że ubierała się w pośpiechu, nawet na mnie nie patrząc. Z zaciekawieniem przyglądałem się jak walczyła z rajstopami, które nie chciały z nią współpracować. Po chwili była już obrana, przeczesała włosy palcami, zerknęła na mnie, chyba była pewna, że jeszcze śpię, bo jej twarz wyrażała zdziwienie, gdy napotkała mój wzrok. Odwróciła się na pięcie i wyszła z dumnie uniesioną głową. Jednak nie była taka głupia, za jaką miałem ją jeszcze wczoraj. Gdy się ogarnąłem i przyszedłem do kuchni czekało już na mnie śniadanie. Kochana ciocia. Nie zadawała żadnych niepotrzebnych pytań. Nie lubiłem nigdy rozmawiać podczas śniadania. Uwielbiałem za to ciszę. Mogłem wtedy spokojnie dojść do siebie i się do końca rozbudzić. Ciocia przyglądała mi się uważnie. Chciała o coś zapytać, ale wyraźnie czekała, aż skończę. Przełknąłem ostatni kęs jajecznicy i spojrzałem na nią wyczekująco.
-Jak spędziłeś wczorajszy wieczór? Anna pokazała ci miasto? -ciocia patrzyła na mnie jakby chciała wyczytać coś z mojej mimiki.
-Całkiem przyjemnie. -odparłem starając się nie patrzeć w jej oczy. -Ta cała Anna była całkiem miła. Muszę przyznać, że jest mądra, ale.. -zawahałem się chwilę.
-Nie chciała ci wskoczyć do łóżka. -dokończyła za mnie ciocia. Coś się we mnie zagotowało.
-Chciałem powiedzieć, że właściwie nie pokazała mi niczego nowego w Berlinie, więc niepotrzebnie kazałaś jej mnie oprowadzić. -odparłem nieźle zdenerwowany, bo przed oczami cały czas miałem jej obraz. -Dziękuję za śniadanie. A teraz wybaczy mi ciocia, ale idę pobiegać. -wstałem od stołu i szybko opuściłem kuchnię. Czułem na moich plecach jej wzrok, ale nic nie mówiła.




*****




Gdy tylko się obudziłam, przypomniałam sobie o projekcie na historię. Muszę to dziś zrobić, bo jutro Maja ma mnie odwiedzić. Uruchomiłam laptopa i zaczęłam szukać potrzebnych informacji. Gdy już skończyłam, zerknęłam na zegar, który wskazywał 11. Zeszłam do kuchni, ale nikogo tam nie było. Wyjęłam mleko z lodówki i zalałam nim muesli, które wcześniej wsypałam do miseczki. Usiadłam przy stole i po cichu konsumowałam śniadanie, ale nagle ktoś zakłócił moją ciszę. Jak się okazało tym kimś był Karl. Wyglądał jakby go z krzyża zdjęli. Podkrążone oczy, blada cera, rozczochrane włosy i ten rozbiegany wzrok. Hoho. Ktoś tu ma kaca. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wstałam kiwając z politowaniem głową i poszukałam aspiryny w apteczce i podałam mu ją razem ze szklanką wody.
-Dziękuję.- wyszeptał, gdy już połknął tabletkę i popił sporą ilością wody.
-Mogłabym to samo powiedzieć. -powiedziałam cicho, nawet na niego nie patrząc. Wciąż było mi głupio po tym, jak go wczoraj potraktowałam.
-Daj spokój. -uśmiechnął się. -Doskonale rozumiem jak się wczoraj czułaś. Ej mogę być szczery? -zapytał uśmiechając się lekko do mnie. Przytaknęłam kiwając głową. -Nie obraź się, ale wyglądasz paskudnie. -niemal parsknęłam śmiechem. Udałam oburzoną i dokończyłam w ciszy moje śniadanie.
-Ty też. -rzuciłam wstawiając miseczkę do zlewu. Poszłam do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku, przebrałam się w wygodne leginsy i zieloną bluzkę z długim rękawem. Wzięłam jeszcze plecak, butelkę wody z lodówki i jabłko z miski stojącej na blacie, bo czym natrafiłam na zaskoczony wzrok Karla siedzącego w salonie. -Wychodzę. Wrócę późno. -rzuciłam tylko, po czym założyłam na siebie trampki i wyszłam z domu. Tak dawno nie jeździłam już konno. Po godzinnej podróży autobusem dotarłam na przedmieścia, gdzie znajdowała się stadnina z której usług zawsze korzystam. Dopiero teraz na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Konie były całym moim życiem. I ja mam to zostawić? Niedoczekanie moje...

5 komentarzy:

  1. <3 Chce więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, ale Lalka sama się nie przeczyta.. Niestety..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana moja. Przecież są streszczenia dużo krótsze niż książka :) więc przeczytaj streszczenie lalki i pisz nowy rozdział.

      Usuń
  3. super rozdział ,czekam na więcej .;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że sie podoba, ale mam prośbe. Zacznijcie sie podpisywać, bo nie wiem kto, co pisze :0

      Usuń