"Miłości nie ma, jest rozszerzona matma"
Dla Dosi i Mendy.
Kocham was.
Głowa do góry misiaki.
Everything will be alright.
*****
-No to gdzie chcesz jechać?-zapytał
po kilku minutach jazdy. Zerkał na mnie odrywając na chwile wzrok
od jezdni. Uśmiechnęłam się.
-Na pewno nie do domu.- odparłam
szczerze, na co on się zaśmiał. Chyba spodziewał się tej
odpowiedzi, bo nie kierowaliśmy się wcale w kierunku mojego domu.
Wręcz przeciwnie, kierowaliśmy się na przedmieścia. Karl
przyspieszył nieznacznie, duży ruch na drodze uniemożliwiał mu
rozwinięcie pełnej prędkości. W każdym bądź razie jazda była
całkiem przyjemna. Nagle włączył radio i w aucie rozległy się
kolejne takty piosenki Happy-Pharela Williamsa. Uwielbiam tą
piosenkę. Moje ciało zaczęło podrygiwać w rytmie piosenki a na
twarzy pojawił się od razu niewymuszony uśmiech. Karl zerknął na
mnie przelotnie i cicho się zaśmiał. Wcale nie krępowała mnie
jego obecność, czułam się przy nim swobodnie, był inny niż
inni. Może dlatego, że był do mnie w jakimś stopniu podobny? Ku
mojemu zaskoczeniu zaczął śpiewać refren piosenki.
-Because I'm happy- zaczął fałszować
na cały głos. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam
śmiechem. Zapomniałam już o całej mojej złości na mamę, na
Alexa i na cały świat.
-Jesteś niemożliwy. -starałam się,
by mój głos brzmiał poważnie. -Nie mam pojęcia jak to możliwe,
że jesteście z Alexem rodziną. Byli zupełnie do siebie nie
podobni. A przecież jakieś tam geny dziedziczy się w rodzinie, co
nie? No ale wracając do Karla i jego cudownego auta, które w taki
wspaniały sposób sunęło po czarnej tafli asfaltu. Mówiłam już,
że kocham to auto? Nie? To teraz to mówię. Oczywiście nie powiem
mu tego.
-Tak. Jestem niemożliwy, ale za to
mnie lubisz.-odparł z zaskakującą mnie pewnością siebie.
-A kto tu powiedział, że cię lubię?
Nie za dużo sobie wyobrażasz przypadkiem?-spojrzałam na niego z
pełną powagą, zakładając ręce na piersiach. On nagle wcisnął
hamulec i auto się zatrzymało. Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Wysiadaj!- rozkazał. Patrzyłam na
niego zbita z tropu. Byliśmy na jakimś pustkowiu. Nawet nie wiem
gdzie jestem. -No na co czekasz? -ponaglił mnie. Wkurzona odpięłam
pas i wygramoliłam się z auta. Zdążyłam wziąć kulę i po
chwili odjechał z piskiem opon.
-Cholera jasna, niech cie szlag trafi
Geiger!- krzyknęłam za odjeżdżającym autem. Co ten chłopak
sobie myśli? W co on sobie pogrywa? Zostawił mnie na jakimś
pustkowiu? W dodatku z nogą w gipsie? Taa. Oni się na pewno chcą
mnie pozbyć. Chcą mnie wyeliminować. Przecież jestem tylko
problemem. No bo po co ja im? Będą beze mnie szczęśliwsi. Oh
żegnaj okrutny świecie. Nie będę tęsknić. No dobra. Może
troszkę. Odrobinkę. Za czekoladą będę tęsknić. I za tymi
śmiesznymi pieskami w ubrankach. Nigdy nie ogarniałam po co ludzie
je ubierają? No dobra, były słodkie, okej. Ale gdzie w tym sens?
Albo gdzie jest sens w liczeniu delty na matematyce? Raczej nie ma
sensu. Ewentualnie jest, ale ja go nie dostrzegam. Trudno. Zginę w
nieświadomości. Nieświadomi śpią spokojniej? Coś mi się obiło
o uszy. Nieistotne. Czy mi się zdaje, czy on tu wraca? No ma tupet
chłopak, nie ma co. Zatrzymuje się obok mnie i uchyla szybę.
-To jak? Zastanowiłaś się czy mnie
lubisz? -zapytał jak gdyby nigdy nic. Zaczęło się we mnie
gotować. Chyba nie był świadomy mojego stanu emocjonalnego, bo
uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Czy ty jesteś do jasnej cholery
normalny? Nie, nie jesteś kurwa mać! Zostawiać mnie w jakiejś
dziurze, nie wiadomo gdzie, z dala od świata?!! Geiger, weź ty się
lecz! A teraz weź mnie zawieź do domu, bo mam cię już serdecznie
dość. I nie. Nie lubię cię. Jasne? -wykrzyczałam mu to prosto w
twarz. Uśmiech z jego twarzy gdzieś zniknął. Wsiadłam do auta z
niemałymi problemami. Czemu sportowe auta muszą być takie niskie i
niewygodne do wsiadania dla osób z nogą w gipsie. Czy nikt tu nie
myśli o kalekach? Cholera Anna. Nie kompromituj się. Zachowujesz
się jakbyś była niezrównoważona emocjonalnie. On jest po prostu
facetem. Faceta nie zrozumiesz. Oni są z innej planety. Próbować
zrozumieć faceta, to jak czytać instrukcję do pilota w języku
chińskim. Wcale nie jest ci to do niczego potrzebne, a nawet jeśli
się uprzesz, to ci się nie uda. Ba. Będziesz wiedział jeszcze
mniej niż przedtem. Ot co. Faceta nie zrozumiesz..
Nim dotarliśmy do domu zaczęłam się
śmiać. Tak po prostu. Z całej tej sytuacji. Karl popatrzył na
mnie jak na wariatkę. A ja się nadal śmiałam. Jeszcze głośniej.
Z całej tej popieprzonej sytuacji. Z mojego chorego życia. Kogo ja
chce oszukać? Nikt mnie nie pyta o zdanie. Ja mam tylko posłusznie
robić to, czego się ode mnie oczekuje. Mam być przykładną córką,
którą będą mogli się chwalić.
-Dobrze cie czujesz?- zapytał
zatroskany. Ha. Pewnie biedaczek myśli, że mam 'te' dni. A niech
sobie myśli. Jego problem, nie mój.
-Tak. Wszystko jest dobrze. Naprawdę.
Ja tylko sobie właśnie uświadomiłam, że straciłam kontrolę nad
własnym życiem. Jestem tylko marionetką. Ale wiesz co, ty też nią
jesteś. Nie jestem sama.- uśmiechnęłam się do niego szyderczo.
-Ty siedzisz w tym bagnie razem ze mną.- śmiałam się żałośnie,
chociaż w środku czułam ogromną pustkę. Czułam, że coś mnie
rozwala od środka. W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć
płaczem. Nie mogę jednak sobie pozwolić na kolejne łzy w jego
towarzystwie. Ja po prostu zwariowałam. To wszystko wokół mnie ty
tylko wymysł mojej chorej wyobraźni. Zaraz zamknę oczy i to
zniknie. Znów będę tylko ja i mama. I będziemy szczęśliwe, tak
jak dawniej. Zamykam oczy. Skupiam się i otwieram je z nadzieją, że
tego wszystkiego nie ma. Ale to jest prawdziwe, to nie są moje
wymysły. Tak wygląda moje życie.
*****
Weszłam do domu i od razu skierowałam
swoje kroki do swojego pokoju. Mamy na pewno nie ma, skoro miała coś
ważniejszego na głowie, niż wybieranie sukni ślubnej. Kątem oka
dostrzegłam Alexa siedzącego w salonie na kanapie. Oglądał jakiś
program informacyjny o notowaniach giełdy. Mruknęłam tylko oschłe
-Cześć- w jego stronę i skierowałam się do schodów. Byłam
wykończona. Cieszyłam się, że zaczyna się weekend. W tym
momencie miałam tylko ochotę na sen.
-Anna poczekaj. -usłyszałam za sobą
jego głos. Po chwili znalazł się obok mnie. Coś go gryzło. Byłam
o tym przekonana. Patrzyłam na niego wyczekująco. -Chciałem cię
przeprosić. Nasza relacja źle się zaczęła. Wybacz mi moje
zachowanie. Ja naprawdę kocham twoją matkę. Nie chcę by ona
cierpiała przez to, że nie potrafimy się dogadać. Naprawdę chcę,
żebyście obie były szczęśliwe. To co, między nami wszystko
okej? -wyciągnął dłoń w moją stronę na znak zawarcia pokoju.
Cóż mogę zrobić. Widzę, że mu zależy na mamie. Może to już
czas, żeby zakopać topór wojenny.
-Tak. -podałam mu dłoń. -Ale nie
będę cię nazywała ojcem, jasne?-uniósł lekko brwi i się
zaśmiał.
-Ty się nigdy nie zmienisz.-uśmiechnął
się do mnie. -Starczy, że będziesz mówiła do mnie Alex. Ja
naprawdę nie chcę żadnych konfliktów między nami. -czułam, że
jest ze mną szczery. -Przepraszam, że zepsułem wasze dzisiejsze
plany, ale musieliśmy z Marią załatwić ważne papiery.
Do salonu sukni ślubnych wybierzecie
się jutro z Karlem. -moja mina musiała wyrażać zdziwienie, bo
zaraz wyjaśnił. -Nie martw się, Karl z wami pojedzie, bo ktoś
musi robić za tragarza. -zaśmiał się.- Ja przecież nie mogę
zobaczyć sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha. A właśnie. Jak
tam było w szkole? Chyba jesteś zmęczona, co? -przyglądał mi się
uważnie.
-Dziękuję. W szkole wszystko dobrze.
Trochę nas cisną, bo do końca roku już niedaleko. Masz rację,
padam z nóg. Chyba się zdrzemnę. -na potwierdzenie moich słów
ziewnęłam.
-Może najpierw coś zjesz, pewnie
jesteś głodna. Twoja mama przygotowała dziś pomidorową.
-To chyba dobry pomysł. Pomidorową to
ja zawsze i wszędzie. -zaśmiał się słysząc moje słowa.
Skierowałam się do kuchni. Zatrzymałam się jednak po kilku
krokach.-Alex? -spojrzał na mnie zaskoczony. -Przepraszam za
wszystko. -uśmiechnął się do mnie i machnął ręką, na znak,
że to wszystko jest już nieważne. Poszłam do kuchni i podgrzałam
sobie zupę. Po chwili w domu pojawił się Karl. Zajrzał do kuchni i
widząc mnie, usiadł przy stole.
-Pewnie jesteś głodny, co? -zapytałam
go wyciągając dwa talerze z szafki.
-Jak wilk. -zaśmiał się. Napełniłam
talerze zupą i postawiłam je na stole. Poszukałam łyżek i
wzięliśmy się za jedzenie. Zupa była pyszna, jak zawsze. Do
szczęścia nigdy nie było mi wiele potrzeba. Z reguły wystarczał
talerz zupy pomidorowej. Tak jak teraz.
-Słyszałam, że wybierasz się z nami
do salonu sukien ślubnych. -zagadałam w końcu do niego. Nie
lubiłam jeść w ciszy obiadów ani kolacji. Śniadanie to co
innego.
-Tsa. Alex mnie zmusił. Stwierdził,
że musicie się godnie prezentować, cokolwiek to znaczy.
-Zaraz, jak to my? Kupujemy suknię dla
mamy, nie dla mnie.-patrzyłam na niego zbita z tropu.
-Masz być druhną. Więc też musimy
ci kupić sukienkę. Musisz się dobrze prezentować. Alex nasprasza
dużo ważnych ludzi. Sama rozumiesz. Mi też się to nie uśmiecha.
Nie lubię chodzić w garniaku. No i jeszcze muchę mi każą
założyć. Ale jeśli ja to przeżyję, to ty też.-wyszczerzył się
w moją stronę. Już to widzę. Wystroją mnie w jakąś
landrynkowo-różową sukienkę i będę miała tak się przed
wszystkimi tymi ludźmi paradować. Nie ma opcji. No way.
-Dobra. Ale żadnego różu. -zaśmiał
się słysząc mój warunek. Nic nie powiedział, tylko pokiwał
twierdząco głową. Najadłam się i poszłam do siebie. Położyłam
się na łóżku i po kilku minutach byłam już w krainie Morfeusza.
*****
-Jak ci poszło? -zapytał mnie Alex.
Cholera. Czy ten facet naprawdę jest ze mną spokrewniony? Może
podmienili go w szpitalu po porodzie. Albo mnie. Niemożliwe, że
mamy tych samych przodków. No bynajmniej częściowo.
-Nijak. -odparłem nieźle znudzony
całą tą sytuacją. Jak mam się z nią niby zaprzyjaźnić?
Przecież to jest niemożliwe. Ta dziewczyna jest niezrównoważona
psychicznie. No dobra, przesadzam. Ale jest dziwna. Zagubiona.
Chciałbym ją ochronić przed tym całym popieprzonym światem.
Niestety nie potrafię.
-Co to znaczy nijak? Miałeś się do
niej zbliżyć. Karl, czy ty nie rozumiesz, że to jest bardzo ważne?
Wiesz, że dopóki nie zdobędziemy jej
pełnego zaufania, to wszystko się nie uda? -wiem. Cholera. Dobrze
to wiem. Ale ja tak nie potrafię. Wbijać komuś nóż w plecy. Może
i Alex tak potrafi ale nie ja. Nie chce być taki jak on. Po co ja
się dałem w to wciągnąć.
-Po prostu ona nie chce dopuścić mnie
bliżej. Jest bardzo nieufna. Rozumiesz? To, że udało ci się
zamydlić oczy Mari, wcale nie znaczy, że i ona na to pójdzie. Ona
nie jest głupia.- wpatrywał się we mnie tymi swoimi stalowymi
oczami, które jak zawsze były chłodne. Myślał nad czymś. Nie
spodobał mi się ten uśmieszek, który nagle pojawił się na jego
twarzy.
-Skoro nie da się jej podejść z tej
strony, spróbujemy z innej. -zaczął. Palcami drapał się po
brodzie. Myślał nad czymś bardzo intensywnie. Jaka szkoda, że
starał się tak bardzo tylko wtedy, jeśli chodziło o pieniądze.
Biedna Anna, nie chcę żeby cierpiała. Z drugiej strony wiem, że
będzie. I to przeze mnie. Czasami się tak bardzo nienawidzę. Karl.
Jesteś zerem. -Co najlepiej odwróci jej uwagę ode mnie? To
nastolatka. Starczy, że jakiś chłopak zawróci jej w głowie. I
już nawet wiem kto. Musimy zadzwonić do twojego przyjaciela. -był
zadowolony ze swojego planu. A mi on się tak cholernie nie podobał.
Nie chciałem niszczyć nikomu życia. Ale co ja mogę? Ja jestem
tylko pionkiem. Marionetką, którą kieruje Alex. Anna ma rację.
Siedzę w tym bagnie razem z nią. Tylko ona jeszcze nie wie, że
tylko ona utonie.
*****
-No pokaż się nam. -nalegała mama.
Nie chciałam wyjść z tej cholernej przymierzalni w tym różowym
czymś na sobie. Mówiłam, prosiłam żadnego różu, a tu co?
Różowe coś z jakimiś falbankami. Wyglądam koszmarnie. Wychodzę
z przymierzalni z miną cierpiętnicy. Usłyszałam zduszony chichot
Karla.
-Wygląsz...-zaczeła mama.
-..koszmarnie. Wiem. -dokończyłam.
-Mówiłam wam, żadnego różu! Co ja, lalka Barbie? -popatrzyłam
na nich z wyrzutem. Ekspedientka zrobiła urażoną minę i poszła
po kolejne sukienki.
Wróciłam do przymierzalni, by
przymierzyć kolejną. Tym razem jakąś taką pomarańczowo-różową.
Coś w ten deser. Trochę taka Calineczka. Zrezygnowana założyłam
ją na siebie. Było odrobinę lepiej. Odrobinkę. Pokazałam się
mamie i Karlowi.
-Wyglądasz uroczo.- uśmiechnął się
zawadiacko. Miałam ochotę mu zdzielić. Jaka szkoda, że mi nie
dali torebki do zestawu, bo bym z niej zrobiła użytek.
-Nie ma mowy. Nie moja bajka. -wróciłam
do przymierzalni. Kolejna sukienka była śliczna. Bardzo w moim
stylu. Miętowa, odważna. Podkreślająca moje atuty i ukrywająca
mój nieszczęsny tyłek.
Założyłam na siebie to miętowe cudo
i pokazałam się im po raz kolejny.
-Mi się podoba. -wypalił Karl. -Weź
się obkręć. -wykonałam jego polecenie. -I jeszcze raz.
-Nie. Ta sukienka nie pasuje. Za mało
strojna. -skrytykowała moja rodzicielka. Wróciłam do przymierzalni
po kolejną. Tym razem w kolorze cytrynowym. Podobało mi się to, że
nie eksponuje dekoltu. Ale z drugiej strony.. Taka trochę za bardzo
cukierkowa jak na moje oko. Założyłam ją na siebie i po chwili
znów stałam przed mamą i Karlem. Teraz już wiem jak się czują
te biedne zwierzęta w zoo. Lustrowali mnie od góry do dołu. Karl
zacmokał kilka razy.
-Wyglądasz pięknie. -stwierdziła
mama.- Pięknie ci w tym kolorze.
-No czy ja wiem. Kolor ładny, fakt.
Ale sukienka? Wygląda jak taki kopciuszek. Nie. To nie dla niej. Ma
pani może coś w tym kolorze, ale inny fason? Mniej księżniczkową?
-zwrócił się do ekspedientki. Ona gdzieś zniknęła i po chwili
wróciła z inną suknią w tym samym kolorze. Ta była odważniejsza.Przepasana czarną kokardą w biodrach. Była elegancka, ale bez
przesady. Doskonale na mnie leżała. Sukienka idealna. Ciekawe co
mama i Karl powiedzą.
-No i tego właśnie
szukaliśmy!-stwierdził Karl, gdy tylko mnie zobaczył. Zerknęłam
na mamę. W jej oczach dostrzegłam łzy wzruszenia. Zdziwiło mnie
to, ale okej. Wybaczę jej.
-Wyglądasz pięknie kochanie.
-powiedziała. -Karl ma racje. To właśnie ta sukienka.- odetchnęłam
z ulgą. Miałam już dość tych zakupów. Najpierw siedzenie i
oglądanie mamy w trzydziestu sukniach, z których jednak ta pierwsza
okazała się tą jedyną. I ja się pytam, po co oglądaliśmy te
kolejne 29? Ja nie wiem. Jeśli ktoś wie niech odpowie mi teraz lub
zamilknie na wieki. Dzięki Bogu, że chociaż jakoś będę wyglądać
na tym całym ślubie. Naprawdę się bałam, że wystroją mnie w
różowe coś, co przymierzałam jako pierwsze. Wróciłam
przebieralni by się przebrać w moje ubrania. Podałam sukienkę
ekspedientce, która ją zapakowała. Otworzyłam usta ze zdziwienia
jak się okazało, że kosztowała pięćset euro. Mama bez słowa
podała ekspedientce kartę i wpisała pin. Od kiedy moja mama bez
najmniejszego problemu wydaje 500 euro na sukienkę. Może płaci
pieniędzmi Alexa. Nie ważne. Ich sprawa. Nic mi do tego. Po
zakupach poszliśmy jeszcze na lody. Ja zamówiłam oczywiście
pistacjowe. Lody jak zawsze były pyszne. Warto było się męczyć
tyle czasu na tych zakupach, chociażby tylko dla tych pysznych
lodów.
Gdy wróciliśmy do domu było już
późne popołudnie. Trochę czasu nam zeszło na tych zakupach.
Rozsiadłam się w salonie na kanapie i oglądałam jakiś film. Mama
dołączyła do mnie. Zdziwiło mnie to, że Alexa z nami nie było.
Podobno pracował w pokoju u góry. Jakieś ważne dokumenty musiał
przygotować na spotkanie biznesowe. Nie wnikam. Im mniej wiem, tym
lepiej. Film okazał się całkiem fajny. Komedia. Śmiałam się
razem z mamą z poczynań głównego bohatera. Nawet nie zauważyłam
gdzie zniknął Karl. Byłam zbyt zajęta oglądaniem filmu z mamą.
Ten wieczór był taki idealny. Pomału zaczynałam wierzyć, że
jednak może nasze nowe życie nie będzie takie złe.
Gdybym tylko wiedziała..
*****
-Hej stary. Mam do ciebie
sprawę. -rzuciłem do telefonu. Musiałem wyjść z domu, żeby nikt
nie słyszał mojej rozmowy.-A raczej Alex ma sprawę.
-No słucham.-odparł
zniecierpliwiony. Czy mi się zdaje, czy w czymś mu przeszkadzam?
Jak kocha to poczeka. Tsa. Na pewno kocha.
-Jest taka jedna dziewczyna
i.. -zacząłem niepewnie.
-Mam się nią zająć,
tak?-zaśmiał się do słuchawki.
-Słuchaj Wellinger. Masz
tylko odwrócić jej uwagę, jasne? Jeśli ją skrzywdzisz, to cię
zabiję. Rozumiesz?-mój głos brzmiał groźnie. On się tylko znów
zaśmiał.
-Nie mów mi, że coś do
niej czujesz. Oh to złamie ci serce. I jej też. Dobra. To kiedy mam
się nią zająć? -zapytał zniecierpliwiony. Ta rozmowa trwała
zbyt długo.
-Później ustalimy
szczegóły. Ale nie prędzej jak za miesiąc. -odpowiedziałem mu.
-Jeśli to wszystko, to ja
już kończę. -znów to zniecierpliwienie w jego głosie. Młody,
głupi, naiwny.
-To wszystko. Baw się
dobrze. -rzuciłem do telefonu i się rozłączyłem.
Dlaczego życie zmusza nad
do robienia rzeczy, których nie chcemy robić? Dlaczego muszę wbić
jej nóż w plecy? Czy ona mało się już wycierpiała? Czy musi
cierpieć jeszcze tyle? Geiger nie bądź mięczakiem. Mięczaki nie
trafiają na szczyt. A ty właśnie się tam znajdziesz..
Już niedługo.
___________________________________________________________________
Przepraszam was za to coś powyżej.
Wiem, jestem złą kobietą. Zniszczyłam idealny wizerunek Karla.
Wybaczycie mi to. Ja to wiem.
Robaczki kochane moje.
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze (jak będą nie miłe to też się będę cieszyć)
Jesteście kochani. Podziwiam was. Czytacie te brednie.
Ja na to patrzeć nie mogę.
Wybaczcie mi błędy i brak przecinków.
Wybaczcie, że Anna jest niezrównoważona psychicznie.
Nie ma ludzi idealnych.
Bądźcie zdrowi i kochajcie się.
Życiowych mądrości ciąg dalszy. Specjalnie dla Ciebie :*
Kiss.
Na koniec jeszcze cytat:
"Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim,
a one są właśnie takie.
Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne,
albo że nigdy im się to nie uda.
My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach,
które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte,
ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem.
Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki."
"Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim,
a one są właśnie takie.
Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne,
albo że nigdy im się to nie uda.
My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach,
które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte,
ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem.
Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki."
Kurde, co ty mi tu za intrygi wkręcasz?! Tylko niech Karl zostanie 'tym dobrym'. Polubiłam gościa ;) btw. chyba powinno byc 'podgrzałam sobie zupĘ' a nie 'zupy' XD
OdpowiedzUsuńCzepiasz się. Tyle ci powiem. Muszą być intrygi, bo wtedy jest ciekawiej.. Poza tym jak by wszystko było ładnie, pięknie, to by było nudno. A tak to bynajmiej coś się dzieje.
Usuńdrobne błędy i brak przecinków - kochana, wybaczam Ci to bo zajebiście piszesz :*
OdpowiedzUsuńo kurde, ale się teraz porobiło... no, w końcu do akcji wkracza Wellinger. nie mogę się doczekać.
z niecierpliwością oczekuję następnego odcinka.
życzę baaardzo duuużo weny, chęci, czasu, inspiracji i pomysłów. gorąco pozdrawiam :*
Mat-fizowi takie błędy i brak przecinków się wybacza xD Przepraszam, musiałam to napisać. Bardzo się cieszę, że rozdział się spodobał. Pisany na gorąco, nie przemyślałam sytuacji, ale właśnir taka jestem. Najpierw robie, potem myślę. W sumie to czuję ulgę, spodziewałam się, że mnie zabijecie, że idealny, uroczy i słodki Karl, nie jest już taki idealny. Tutaj kryje się jeszcze wiele tajemnic. Nic nie jest takie różowe jak wygląda.
UsuńOkej, więc nadrobiłam już całego bloga. Kurczę, chyba dawno nie czytałam takiego wciągającego opowiadania, bosz! XD Jest MEGA, już dodałam do czytanych i pozostaje czekać mi na nowe rozdziały:**
OdpowiedzUsuńNo, ale przydałoby się napisać choć kilka słów o powyższym rozdziale.
Z jednej strony cieszę się, że w końcu będzie więcej Welliego, a z drugiej.. co ty chcesz zrobić z Karlem, tym miłym, słodkim Karlem, hm!? On i jakieś spiski? ;o Nie wyobrażam go sobie z takiej roli, ale czekam na to co z tego wyniknie, bo baaardzo mnie zaciekawiłaś! <3
Pzdr :3 + zapraszam na mój nowiusieńki blog o skokach;
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/p/sowem-wstepu.html
Kurcze. Dziękuje bardzo za te miłe słowa. Jeju teraz będę się bała zrobić z Karla bad boya, bo mi grożą xD A tak na serio to niestety, ale nie będzie to kolejna cukierkowa historia. Wybaczcie. A jak potoczą się dalsze losy Karla to nawet ja jeszcze nie wiem hehe. :) Pozdrawiam ;*
UsuńJeny, jeny, jeny. Jak ja kocham jak ty piszesz takie cudowne rozdziały:) Nawet nie wiesz jak nie mogę się doczekać następnego twego cudeńka :) Kocham, kocham, kocham :)
OdpowiedzUsuńNo i Karl się popsuł, ale i tak wierzę, że jednak opamięta się i nie zrobi niczego złego Annie :)
A delta jest święta i najlepsza :*
Pozdrawiam i ściskam :*
Karl się popsuł? Haha. Ładnie ujęte. xD On po prostu nie był idealny. Nikt nie jest. Teraz wiecie o nim więcej. I tyle. A deltę to ty zostaw. Delta jest moja <3 xD Kiss :*
UsuńEeee! Jak można zamienić naszego słodkiego i kochanego Karla na jakiegoś intruza?! Co by nie mówić teraz to on i Welli nie są idealni. Ja się boje, że ty wymyślisz coś i to Andreas okaże się być tym lepszym.
OdpowiedzUsuńChoć z drugiej strony widać, że Karl cierpi robiąc te intrygi z idiotą Alexem. Tak czy siak jest super i czekam na więcej :)
O Welliego się nie bój. On był zły i będzie zły. A Karl to taki przyczajony tygrys. Nie mogę za dużo powiedzieć, chociażbym chciała. Dowiecie się wszystkiego z czasem. Najwięcej się wyjaśni w ostatnim rozdziale. Będę trzymała was w niepewności do końca, no bo kto mi zabroni? :D Czy Alex jest idiotą? Nie nazwałabym go tak. On jest bardzo inteligentny i przebiegły. I sporo tutaj namiesza. Zobaczycie z resztą sami. Bym chciała, żeby następny rozdział pojawił się w tygodniu, ale nie wiem czy się wyrobię. Postaram się i zobaczę co z tego wyjdzie. Pozdrawiam :*
Usuń"Nieświadomi śpią lepiej" NAJLEPSZE SŁOWA, Twoja mądrość na koniec może się schować :D Co do Anny to się wypowiadać nie będę, mam swoje zdanie, z którym się zgadzam, a którym nie zamierzam się dzielić ;* Zastanawia mnie tylko jak ona obkręcała się z nogą w gipsie. No ale nie ma rzeczy niemożliwych :D
OdpowiedzUsuńPS Miętowa, kurwa, miętowa lepsza xd
Domyślam się twojego zdania o Annie. Coś w stylu 'głupia gęś' pewnie. Nie wiem jak ona się obkręca, bo jakoś nie przyszło mi do głowy, by się obkręcać, gdy miałam nogę w gipsie. Więc ci nie pomogę. I ja wiem, że miętowa lepsza. Ale druchnie nie przystoi xD
UsuńTeż cie kocham :*
Mój Karl! Mój aniołek ma rogi?! Nie spodziewałam się tego totalnie. Alex od początku mi 'śmierdział', ale Karl nigdy. Szkoda mi Anny. Podejrzewam, że ucierpi na tym i ona, i Wellinger, ale to tylko moje przypuszczenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hah. Rozwaliłaś mnie z tym aniołkiem. Tak. Aniołek Karl ma rogi. Takie malutkie. Ale ma też wyrzuty sumienia. A to dobrze rokuje. Chyba.. Oj jeszcze dużo faktów wypłynie. Już ja się postaram o to. :) Będzie ciekawie, tyle mogę obiecać :D
UsuńCześć, wczoraj całkiem przypadkowo znalazłam twojego bloga i już go kocham. Postać Andreas'a jest tu pokazana dosyć odważnie, nie każdemu może się ona spodobać ale wydaje mi się, że właśnie o to tutaj chodzi. Mam nadzieję, że szybko coś nowego napiszesz, a sama zapraszam do siebie co prawda tematyka zupełnie inna ale będzie mi niezmiernie miło gdy zajrzysz i do mnie.
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
http://one-direction-one-step-one-life.blogspot.com/
Ojej. Blog o One Direction? Na pewno wpadnę. Obiecuję. Ah <3
UsuńDobra, ochłonęłam. Wybaczcie.
Cieszę się, że ci się podoba. Nowy rozdział już niebawem . Nie miałam innego pomysłu na Andiego, a tak poza tym, nie chciałam by moje opowiadanie było jak wszystkie. Moje jest inne. I pewnie większość będzie na mnie koty wieszać, za to jak się ta historia skończy, ale jakoś przeżyję. (Mam nadzieję). Do ciebie zajrzę na 100%, a nawet na 200%. One Direction. Awww. Dobra, zachowuje się jak dwunastolatka. Dziś niestety nie dam rady zajrzeć, bo fizyka wzywa. I matma też wzywa. Pozdrawiam gorąco :*