poniedziałek, 30 grudnia 2013

2. "Klub IBIZA"



Andreas



Nie rozumiałem, o co się tak wścieka na mnie. Przecież nawet nie powiedziałem nic, co by mogło ją urazić. No cóż. Nigdy dobrze nie rozumiałem kobiet. Jedyne na czym mi zależało, to żeby zaliczyć a później zostawić. Ta panna też jest niczego sobie. Specjalnie pozwalam jej iść kilka kroków przede mną, żebym mógł bezkarnie patrzeć na jej w sumie nieszczególnie interesujący tyłek. Pewnie gdyby wiedziała, to oberwałbym zaraz w twarz. Nic nie poradzę na mój instynkt faceta. Chyba coś do mnie mówiła, bo zatrzymała się nagle i odwróciła w moją stronę.



-Specjalne zaproszenie, czy co? -warknęła w moją stronę mrożąc mnie wzrokiem. Całkiem ładnie wygląda, gdy się denerwuje. Muszę przyznać, że zyskuje wtedy bardzo na atrakcyjności. Jedno już wiedziałem na pewno. Dzisiejszej nocy będzie moja. Już ja się o to postaram.



-Księżniczko, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.-palnąłem głupio i posłałem jej jeden z moich firmowych uśmiechów. Po chwili jednak coś do mnie dotarło. Cholera. Co za idiota ze mnie. Nie przedstawiłem się. Kretyn ze mnie. Przecież musi wiedzieć jak mam na imię. Jeszcze będzie je dziś w nocy wykrzykiwała, gdy sprawię, że się wzniesie na szczyt rozkoszy- A tak w ogóle to jestem Andreas- wyciągnąłem rękę w jej kierunku. Spojrzała na nią jakby była brudna. No halo, czy z tą dziewczyną jest wszystko okej? Każda inna na jej miejscu by od razu piszczała ze szczęścia. Ona tylko znów obdarzyła mnie tym samym nieprzyjemnym spojrzeniem, które wyrażało chęć mordu.



-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a wylądujesz w szpitalu.- warknęła i już nie obdarzając mnie żadnym spojrzeniem, ruszyła przed siebie. Nawet mnie to ucieszyło, gdyż znów mogłem bezkarnie gapić na jej tyłek. Właściwie to może nie był taki zły. Cholera. Lubie takie niedostępne dziewczyny. Jest z nimi znacznie ciekawiej.



******



Anna



Coraz bardziej mnie wkurza ten palant. On chyba myśli, że robią na mnie wrażenie te jego tanie teksty. To już szybciej bym poleciała na faceta z reklamy AVANSu. Rozejrzałam się w okół i już wiedziałam gdzie jestem. Już po chwili byliśmy w tej dzielnicy Berlina, gdzie znajdowały się najbardziej ekskluzywne kluby. Próbowałam przypomnieć sobie nazwę jednego, o którym ostatnio wspominała mi Maja. Ibiza. Tak. To na pewno ta nazwa. Rozglądałam się w poszukiwaniu neonu, który by mi oznajmił, że właśnie ten klub. Dookoła mnie było mnóstwo podobnie do siebie wyglądających budynków. Różniły się tylko neonami i niekiedy kolorami elewacji. Zerknęłam kątem oka na mojego towarzysza, który dziwnie mi się przyglądał. Czułam jak mnie lustruje. Chyba był obrażony moim zachowaniem. Trudno. Mógł nie zachowywać się jak najgorszy palant. Nagle dostrzegłam sporą grupkę młodych ludzi, stojących już pod jednym z klubów. Zaskoczyło mnie to, bo było dopiero po czwartej. No cóż, może gdzieś można już o takiej godzinie celebrować właśnie rozpoczęty weekend. Ruszyłam w stronę owej grupki, jak się okazało byli w moim wieku, no bynajmniej większość z nich. Rozpoznałam kilka osób z mojej szkoły, ale nie miałam ochoty, by oni mnie zobaczyli. Zerknęłam na neonowy napis przyczepiony do siany budynku. Jasno świecący napis "IBIZA"uświadomił mi, że to właśnie tu.



-Jesteśmy na miejscu.- starałam się nie dawać po sobie poznać jak bardzo mnie irytuje. Próbowałam, by mój ton zabrzmiał przyjaźnie. No cóż, nie było tak źle. Marzyłam teraz tylko by wrócić do domu i wziąć gorącą kąpiel. Cholera jeszcze ta kolacja z Alexem dziś wieczorem. Kompletnie o tym zapomniałam-Dalej już sobie poradzisz. Jak ci się lokal nie spodoba, to po prostu idź do innego. Ja tym czasem muszę już lecieć, bo mama mnie zabije. -po co ja sie mu tłumacze. Przecież go to nawet nie obchodzi. Już miałam odchodzić gdy się jednak odezwał jakby zawiedzionym głosem.



-Już idziesz?-dopiero teraz zauważyłam, że stał tuż przy mnie i jeszcze bardziej się przybliżał. Nie podobało mi się to. Czułam jego oddech na moim policzku. -Miałem nadzieję, że wejdziesz tam razem ze mną. Chciałem ci postawić drinka, w zamian za to, że poświęciłaś dla mnie swój cenny czas- jego głos był tak cholernie pociągający i hipnotyzujący, że nawet bez mrugnięcia okiem zgodziłabym się pójść z nim do łóżka. -Masz dziś urodziny, uczcijmy to-był bardzo przekonujący. Jego oddech na mojej szyi doprowadzał mnie do szaleństwa. Doskonale wiedział jak uwodzić kobiety. Spojrzał mi w oczy. Wiedziałam co kombinuje. Ale czy ja tego chce? Czy chce być całowana przez tego niewyżytego seksualnie samca alfa, zadufanego w sobie bardziej niż mitologiczny Narcyz. Właściwie to nie chce. Gdy tylko poczułam jego miękkie wargi na moich..



-Plask.- trzasnęłam go w policzek z całej siły. Popatrzył na mnie obrażonym wzrokiem. Syknął pod nosem i zaklął.



-Cholera. A to za co to było? -patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Wyrażał jakby połączenie złości z czymś. Z zawodem? Z urażoną dumą? Tak. Chyba to. Nie odpowiedziałam nic, tylko odwróciłam się na pięcie i odeszłam.



*****



-Jeszcze będziesz moja-warknął pod nosem nieźle wkurzony całą sytuacją. Żadna dziewczyna go nigdy nie zignorowała, to one same pchały mu się do łóżka. Dlatego objął sobie ją za cel. Zastanawiało go tylko jedno. W niedziele wyjeżdża z Berlina, zaraz po jego występie w programie śniadaniowym "Dzień Dobry Berlin". Początkowo był wkurzony na swojego sponsora, że kazał mu wystąpić w jakimś głupim show. Nie lubił wywiadów transmitowanych na żywo. Często zdarzało mu się powiedzieć za dużo. Zwykle dziennikarz dostawał odpowiednio wysoką dolę, żeby nie publikować kompromitujących materiałów. Zauważył, że kilka dziewczyn mu się przygląda z wyraźnym zaciekawieniem. -Może ten wieczór nie będzie taki zły- mruknął pod nosem i podszedł do długonogiej blondynki, odzianej jedynie w czarną sukienkę, która z ledwością zakrywała jej pośladki. Ona bez najmniejszego oporu będzie dziś jego. Patrzył na blondynkę, która próbowała go zainteresować sobą mówiąc o najnowszej kolekcji torebek Calvina Kleina. On jednak jej nie słuchał. W myślach cały czas odtwarzał obraz rudowłosej i zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze ją spotka. Z zamyślenia wyrwała go dopiero blondynka, która go pocałowała w usta, jednocześnie wpychając mu swój język do samego gardła. -Poszło szybciej niż myślałem- powiedział do siebie wyraźnie zadowolony, że nie musiał wydać na nią ani centa. Zaciągnął ją w ustronne miejsce i dał się ponieść pierwotnemu instynktowi prokreacji.



*****



-A żeby cię choroba weneryczna wzięła! - krzyknęłam w myślach, siedząc w zatłoczonym tramwaju, cały czas wkurzona zaistniałą sytuacją. -Dzięki Bogu, że więcej go nie zobaczę.- Pomyślała wysiadając na swoim przystanku.



 Gdyby tylko wiedziała jak los jeszcze z niej zakpi...



-No nareszcie jesteś. Już miałam do ciebie dzwonić. Za godzinę będzie Alex. Weź się umyj i przebierz w to-podała mi reklamówkę z markowego sklepu. Zajrzała, do środka i zobaczyłam granatowy materiał w białe grochy. Dobra. Albo moja mama dostała awans, albo wygrała na loterii. Poszłam się umyć. Zajęło mi to więcej czasu niż planowałam, a to wszystko przez tego kretyna Andreasa. Cały czas o nim myślałam. Nie potrafiłam się odprężyć. W końcu jednak zakręciłam wodę, wycisnęłam moje włosy z wody i owinęłam się w biały ręcznik, który pachniał świeżością. Wytarłam się do sucha, założyłam czystą bieliznę i sukienkę. Świetnie leżała, ładnie eksponowała mój całkiem pokaźny biust i jednocześnie dzięki temu, że była rozkloszowana dołem ukrywała mój płaski i całkowicie nieseksowny tyłek. Twarz lekko oprószyłam pudrem matującym, a usta pociągnęłam czerwoną szminką. Cóż. Nie wyglądałam jak jakaś modelka z okładki Vogue'a. Na mojej twarzy było widać kilka niedoskonałości. Nie przejmowałam się jednak tym za bardzo. To tylko kolacja w towarzystwie Alexa. Wysuszyłam jeszcze włosy suszarką i byłam już gotowa. Wychodząc z łazienki jeszcze raz przejrzałam się w wielkim lustrze. -Nie jest tak źle- pocieszyłam się w myślach. Weszłam na chwile do pokoju, by założyć jeszcze buty, bo głupio bym się czuła tak wystrojona, mając jednocześnie na stopach kapcie. Zeszłam po schodach do salonu i nagle stanęłam jak wryta. Na kanapie siedział sobie jakiś chłopak. Gdy tylko mnie zauważył obdarzył mnie szczerym uśmiechem i momentalnie wstał.



-Jestem Karl-wyciągnął dłoń w moją stronę, żeby się przywitać.




niedziela, 29 grudnia 2013

1. "Zemsta mumii"

 
-Mamo nie widziałaś może moich czarnych litów?-krzyknęłam z mojego pokoju, próbując jednocześnie założyć na siebie czarną spódnicę z eko-skóry. Dziś był mój dzień, musiałam ładnie wyglądać. W końcu 18 urodziny ma się tylko raz.
-Jakbyś nauczyła się odkładać rzeczy na swoje miejsce, nie miałabyś takiego problemu. -powiedziała wchodząc do mojego pokoju. Zauważyłam, że przyniosła mi buty.
-Dziękuję. -cmoknęłam ją w policzek. Szybko wciągnęłam na siebie niebieską, gładką bluzkę z krótkim rękawem i zbiegłam do kuchni na śniadanie. Jak się okazało mama przygotowała naleśniki.
-Wszystkiego najlepszego kochanie.-wręczyła mi prezent starannie opakowany w kolorowy papier. Tak bardzo się od niej różniłam, u niej wszystko musiało być idealnie, idealny porządek w domu, idealnie nakryty stół. Ja za to byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Zawsze zapominałam gdzie coś odłożyłam. Jednym słowem była ze mnie mała bałaganiara. Przegryzłam naleśnika i odpakowałam prezent. Zaniemówiłam. Najnowszy iPhone. -Wspominałaś coś ostatnio, że ci się telefon psuje. Mam nadzieje, że ci się podoba prezent.
-Żartujesz mamo? Jest świetny.-przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że wydała na niego mnóstwo pieniędzy. Nie zarabiała jakiś kokosów, ale niczego nam w domu nie brakowało.
-Wieczorem na kolacje przyjedzie Alex. -oznajmiła mi, gdy ponownie wzięłam się za konsumpcję naleśnika. Głośno przełknęłam. Alex. Nowy kochanek matki. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że jest od niej dziesięć lat młodszy. Ona twierdzi, że go kocha. Ja jej nie wierze. Nie wierze w miłość. -Mam nadzieję, że będziesz dla niego miła.- popatrzyła na mnie prosząco.
-Jasne. -odparłam oschle. Już sobie to wyobrażałam. Nasza trójka przy jednym stole. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pojawił mi się ich odraz razem, jak się do siebie migdalą przy tym stole. Dokończyłam szybko naleśnika i wstałam od stołu. -Dziękuję, było pyszne. Muszę się już zbierać, bo się spóźnię.-cmoknęłam mamę w policzek i wzięłam torbę leżącą pod ścianą. Schowałam do niej kanapki, banana i małą butelkę wody mineralnej. Moje drugie śniadanie.
-Może cie podwieźć?-zaproponowała wstając od stołu. Szybko to przeanalizowałam. Gdyby mnie podwoziła pewnie by zaczęła się znowu rozmowa o moim życiu towarzyskim. A raczej jego braku.
Nie chodziłam na imprezy, nie uganiałam się za chłopakami. Mama chyba bała się, że jest ze mną coś nie tak. Nie przyprowadzałam do domu zbyt wielu koleżanek, poza Mają. Tylko ona mnie po części rozumiała, jej rodzice też pochodzili z Polski. Miałam jeszcze inne koleżanki, ale nie potrafiłam się przed nimi otworzyć. - Ania, słuchasz mnie?
-Nie mamo, nie musisz mnie podwozić. Przejdę się. Wyjrzałam przez okno. Świeciło słońce, żadnej chmurki. Zapowiadał się piękny dzień. Właśnie za to kochałam maj. Wyszłam z domu i udałam się do szkoły. Droga nie była zbyt długa, zawsze zajmowała mi około kwadransa. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam You shook me all night long AC DC. Szłam tą samą trasą co zawsze, po drodze mijałam zawsze tych samych ludzi. Codziennie ten sam scenariusz, wszyscy się śpieszą. Właśnie za to tak bardzo nienawidziłam Berlina, w którym mieszkałam już od 13 lat. Nie wiem nawet gdzie mieszkałam wcześniej. Mama mówi, że w jakiejś małej wsi na Podkarpaciu. Nie dopytuje, widzę, że nie chce o tym mówić. Szanuje to. O ojca zapytałam tylko raz, gdy miałam 12 lat. Zbyła mnie mówiąc krótko, że nie mam ojca. Nie pamiętałam go. Może naprawdę go nie miałam. Pochłonięta myślami nawet nie patrzyłam gdzie idę. Wpadłam na coś. Czułam, że upadam do tyłu, jednak ktoś szybko mnie złapał w pasie. Popatrzyłam na niego. Wysoki blondyn. Fryzura stylizowana na artystyczny nieład. Ubrany w białą koszulkę nike, czarne spodnie i niebiesko-białe airmaxy.
-Patrz przed siebie jak chodzisz.- rzucił tylko i poszedł sobie. Poczułam wibracje w kieszeni. SMS od Mai „Gdzie jesteś? Zaraz się zacznie lekcja?”. Zerknęłam na godzinę. -Cholera.-rzuciłam tylko i zaczęłam biec. Strasznie głupio musiałam wyglądać, ale miałam to gdzieś. Nie mogłam się spóźnić na historię. Babka ewidentnie mnie nienawidzi. Wbiegłam do szkoły równo z dzwonkiem. Pobiegłam pod klasę, dzięki Bogu jeszcze jej nie było.
-Co się stało? -zapytała Maja zaciekawiona.- Nigdy się nie spóźniałaś.
-Właściwie to nie wiem. Wyszłam o tej samej porze co zawsze. O mumia idzie.- zaśmiała się z mojego żartu. Obie jej nie znosiłyśmy. Wredna baba, która się na nas wyżywała. Nie nasza wina, że jej małżeństwo jest nieudane.
-Proszę usiąść i koniec tych rozmów.-Nakazała, gdy tylko weszliśmy do klasy. -Kogoś zapytamy z ostatniej lekcji.-swój wzrok skierowała na kartę w dzienniku. Przełknęłam głośno ślinę. Nic się nie uczyłam. -Wolf.-usłyszałam moje nazwisko i czułam przyśpieszone bicie mojego serca.-Panie Wolf proszę wstać.- spojrzałam na nią, nie patrzyła na mnie. No tak, nasz nowy kolega z klasy. Adam Wolf. Odetchnęłam z ulgą. Czułam na sobie wzrok Mai, ale nie odwzajemniłam spojrzenia. Cały czas miałam przed oczami obraz tego chłopaka. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Inaczej bym pamiętała. Mam fotograficzną pamięć. Zresztą często fotografuje ludzi w wolnej chwili. Poczułam, że mnie szturcha w bok. Spojrzałam na nią, wskazała mi, że mam spojrzeć na nauczycielkę. Momentalnie wstałam do odpowiedzi.
-No panna Wolf się w końcu obudziła. Skoro twój kolega nie odpowiedział na pytanie, to może ty odpowiesz?-zapyta wwiercając się we mnie swoim wężowym spojrzeniem.
-Przepraszam, ale nie wiem jakie było pytanie. Mogłaby pani powtórzyć? -zapytałam nieśmiało, spuszczając wzrok na ławkę.
-Bezczelność! -ryknęła głośno, że aż wszyscy się wyprostowali na krzesłach. -Może ktoś z klasy uświadomi pannie Wolf, jakie było pytanie? -rozejrzała się po klasie. -Może Mark? -no oczywiście, musiała wybrać największego kujona z naszej klasy. Świetnie.
-Pani profesor pytała o przyczyny wybuchu drugiej wojny światowej. -powiedział zadowolony z siebie. Głupi lizus.
-Dziękujemy Mark. -posłała w jego kierunku coś na kształt uśmiechu. Druga wojna światowa? Niby coś wiedziałam. Mama mi dużo o tym mówiła, chciała żebym jako Polka znała historię własnego kraju. -No więc słuchamy panno Wolf. -znów to samo wiercące spojrzenie. Czułam jakby oglądała moją duszę. Poczułam zimny pot na czole. Nie potrafiłam z siebie wydusił żadnego słowa.
-Siadaj, jeden.-rzuciła z uśmiechem satysfakcji. Usiadłam wkurzona. Tak bardzo nienawidziłam historii. Do końca lekcji udawałam, że notuje coś w zeszycie. Gdy tylko zadzwonił dzwonek momentalnie wstałam i już kierowałam się do drzwi, gdy mnie zawołała.
-Anna Wolf. Ty zostajesz!- stanęłam jak wryta. To nie wróżyło nic dobrego. Poczekałam aż wszyscy uczniowie wyjdą z klasy. Ktoś zamknął drzwi. Poczułam się jak w płace. -no podejdź tu.-rozkazała. Podeszłam niepewnie. Wskazała, żebym wzięła krzesło i przystawiłam obok niej. Posłusznie to wykonałam. -Co się z tobą dzieje dziewczyno? Wcześniej miałaś same dobre oceny, masz jakieś problemy może? -czy mi się zdaje, czy ona jest miła.
-Nie pani profesor. Wszystko jest w najlepszym porządku. -odparłam wpatrując się w czubki moich butów.
-No dobrze, wiem, że dziś masz urodziny. Przygotujesz mi obszerną prezentacje o przyczynach wybuchu drugiej wojny światowej na piątek a poprawię ci tą ocenę. -uśmiechnęła się krzywo do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo musi cierpieć. Już gdzieś kiedyś to widziałam. Ten sam wyraz twarzy, ten sam ból w oczach. Za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
-Masz czas do poniedziałku.-dodała już bez tego uśmiechu. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Dziękuję pani profesor. -odstawiłam krzesło i wyszłam z klasy. Pobiegłam pod sale od matematyki. Maja patrzyła na mnie wyczekująco. Zignorowałam to.
-Czego od ciebie chciała?- zapytała zniecierpliwiona.
-Mam zrobić prezentację o wybuchu drugiej wojny światowej. Super. Zamiast imprezować w weekend będę siedzieć nad historią. -rzuciłam ironicznie a ona się zaśmiała.
-Taka z ciebie imprezowiczka, że na pewno tego nie przeżyjesz -odparła z udawaną powagą a ja jeszcze bardziej się zaśmiałam. Reszta lekcji minęła bardzo szybko. Wychodziłyśmy właśnie z Mają ze szkoły, gdy zaczepiła nas pani Schultz, znana pod inną nazwą jako mumia. Innymi słowy wredna babka od historii.
-Anno zapomniałabym. Mam do ciebie pewną prośbę. Dziś rano przyjechał do mnie siostrzeniec, czy mogłabyś go oprowadzić po Berlinie trochę? -współczułam chłopakowi takiej ciotki.
-Oczywiście. -odparłam grzecznie, jednocześnie przeklinając ja w myślach.
-Dobrze. Powinien gdzieś tutaj czekać. O tam stoi. -wskazała palcem na jakiegoś chłopka. Skierowałam tam moje spojrzenie i aż rozdziawiłam usta.
-Znasz go?- szepnęła mi Maja, gdy szłyśmy w jego kierunku.
-Miałam okazje dziś na niego wpaść- szepnęłam koleżance tak, żeby nie usłyszał.
-Cześć jestem Anna. Twoja ciocia prosiła mnie, żebym cie oprowadziła trochę po Berlinie. Co byś chciał najpierw zobaczyć?-popatrzyłam na niego, nie okazując żadnego zainteresowania.
-Pokaż mi tu jakieś fajne kluby, gdzie można poderwać niezłe dupeczki. -uśmiechnął się kpiąco, lustrując mnie od stóp do głów. Palant. Boże, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie karzesz?
Spojrzałam błagalnym wzrokiem na Maję, żeby została.
-To ja już będę leciała. -odwróciła się i już miała iść, ale jednak szybko się odwróciła- Zapomniałabym.-zaczęła szukać czegoś w torbie. Wyjęła z niej małe pudełeczko, zapakowane w złoty papier prezentowy. -Wszystkiego najlepszego kochana -przytuliła mnie.-Dasz sobie rade z tym kretynem. -szepnęła mi do ucha. Wcisnęła mi prezent w dłoń i już jej nie było. Świetnie. Zostałam sama z tym kretynem. Właśnie tak będę go nazywać, skoro nawet się nie potrafi przedstawić. Ruszyłam przed siebie. Obejrzałam się i zobaczyłam że kretyn nie idzie.
-Specjalne zaproszenie czy co?-warknęłam. Miałam ochotę iść do domu, położyć się na kanapie w salonie i obejrzeć jakiś tandetny serial w telewizji, niż tracić czas na oprowadzanie go. Cofam moje współczucie. Zasłużył na taką ciotkę.
-Księżniczko nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. A tak w ogóle to jestem Andreas-wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz a wylądujesz w szpitalu.-warknęłam i ruszyłam przed siebie. Słyszałam za sobą jego kroki. Świetnie. Zawsze przecież marzyłam, by właśnie tak spędzić moje 18 urodziny, czyż nie? No właśnie nie.

piątek, 27 grudnia 2013

Prolog



Obudził mnie krzyk mamy. Nie powinno być to dla mnie żadnym zaskoczeniem, bo codziennie kłóciła się z pijanym ojcem. Jednak za każdym razem, miałam nadzieje, że więcej się to nie zdarzy. Tatuś codziennie nam obiecywał, że więcej nie będzie. Ale wieczorami o tym zapominał. Spojrzałam za okno. Było ciemno. Słyszałam podmuchy wiatru. Na dworze wyróżniały się jedynie ciemniejsze konary drzew, które bujały się złowieszczo. Tak bardzo się bałam. Przytuliłam się do mojego ogromnego misia w kolorze brązowym z wielkimi bursztynowymi oczami. Zamknęłam oczy i łkałam modląc się, żeby to się skończyło. Mama zakazała mi wychodzenia z mojego pokoju, gdy się kłóciła z tatą. Jako pięcioletnie dziecko nie rozumiałam co się dzieje, ale za bardzo się bałam. Jedyne co mogłam zrobić to modlitwa. Uklęknęłam obok mojego łóżka i zaczęłam się modlić -Zdrowaś Maryjo łaski pełna, Pan z Tobą...- kolejne głośne krzyki wywołały u mnie potężną falę łez- Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.-krzyki nie słabły, wiedziałam, że bił mamę. -Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nimi grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen -Krzyki ucichły, usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi. Po cichu wsunęłam się pod kołdrę i mocno przytuliłam misia. Usłyszałam kroki kierowane w kierunku mojego pokoju. Wystraszyłam się. Drzwi po cichu się otworzyły i ktoś zapalił światło. -Aniu, słoneczko obudź się. Wyjeżdżamy. -usłyszałam głos mamy. Wyjrzałam zza kołdry i spojrzałam na nią. Krwawiła jej warga, miała spuchnięte oko i liczne podrapania na rękach i twarzy. Szybko znalazła torbę i wrzucała do niej moje ubrania.
-Mamusiu, a czy tatuś jedzie z nami?- zapytałam nieśmiało. Nie lubiłam tatusia. Zawsze popijał dziwny sok z butelki, do której nie pozwalał się zbliżać, a później się dziwnie zachowywał.
-Nie kochanie. Tatuś tu zostanie.- podeszła do mnie, ubrała mi ciepły bordowy sweter i czarne spodnie. Założyła mi pośpiesznie skarpetki i buty. Wzięła mnie za rękę i wyciągnęła z łóżka. Cały czas kurczowo trzymałam misia, którego nie chciałam zostawić. Przeszłyśmy przez jej pokój, gdzie na podłodze stała już jej spakowana torba, po czym założyła mi i sobie kurtkę i wyszłyśmy.
-Mamusiu, gdzie idziemy? -zapytałam niezbyt zadowolona z nocnej wędrówki, która zapewne będzie przed nami.
-Na dworzec kochanie. -odpowiedziała mi, po czym pogłaskała mnie po głowie. Po długiej jak dla mnie wędrówce dotarliśmy na dworzec. Mama kupiła bilety i po chwili wsiadałyśmy do pociągu. Miałyśmy po drodze trzy przesiadki. Obudziła mnie w pewnej chwili i powiedziała, że dalej nie jedziemy. Wysiadłyśmy z pociągu i rozejrzałam się dookoła. Było tu strasznie dużo ludzi, ale jakoś dziwnie mówili. Nic nie rozumiałam. Miałam przecież pięć lat, powinnam rozumieć.
-Mamusiu, gdzie jesteśmy? -zapytałam nie ukrywając strachu w głosie.
-W Niemczech kochanie.