piątek, 14 marca 2014

Epilog

Witajcie moje kochane. Zanim przeczytacie ten rozdział, albo jak już zdążyłyście zauważyć- epilog, mam wam jeszcze coś do przekazania. Ten blog był dla mnie powrotem do pisania po prawie roku przerwy. I muszę przyznać, że początki były ciężkie, nie jestem zadowolona z pierwszych rozdziałów. Ten blog uzmysłowił mi jakie błędy jeszcze popełniam, teraz staram się ich unikać, ale nie zawsze skutecznie, jak się zdążyłyście pewnie przekonać. Kurde miało być krótko i na temat, a ja znowu ględzę.
Obiecałam epilog 14 marca i jest. Pewnie się zastanawiacie dlaczego ta data (no dobra, wszyscy chyba wiedzą, że mam urodziny, bo wszędzie o tym trąbie xd)
Wiem, że dużo osób chciało, by to opowiadanie trwało wiecznie (?)
Mam nadzieję, że epilog wam się spodoba. A jeśli nie, to liczę, że z racji tego, że dziś dobiłam do 18-stej wiosny, to nie będziecie biły :*
Kochane moje. Przed nami epilog, który dedykuję wszystkim, którzy to czytali, komentowali, wspierali. Bez was nie dałabym rady. Dziękuję z całego serca.



♥♥♥♥♥♥




Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.”



Minęło wiele czasu. Sama już nie wiem ile. Przestałam liczyć. Ta wiedza nie jest mi niezbędna do życia. Właściwie co to za życie? Ja już nie żyje. Nie mam życia. To znaczy żyję, jestem, trwam..
Żyję, ale czy jestem człowiekiem? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Życie zabrało mi wszystko, co było dla mnie ważne. Być może zabrało mi również człowieczeństwo?
Jaka wielka może być kara za złamanie własnych zasad i przekonań? Nigdy nie sądziłam, że aż taka. Zaufałam mu. Obdarzyłam miłością. Oddałam mu się cała. Czy żałuję? Nie. Niczego nie żałuje. To były najpiękniejsze chwile spędzone w jego towarzystwie. Nawet jeśli następnego poranka się okazało, że w końcu osiągnął swój cel. Pieprzona męska natura zdobywania. Tylko na tym mu zależało. Żeby mnie zdobyć, bo byłam dla niego wyzwaniem. A on cholernie lubił wyzwania. Wtedy, gdy patrzył na mnie tym kpiącym uśmiechem poczułam się jak ścierwo. Ubrałam się szybko, spakowałam swoje rzeczy do torby i wybiegłam pośpiesznie z tego mieszkania. Po drodze mignął mi jeszcze uśmiechnięty Richard, którego najzwyczajniej w świecie zignorowałam. Biegłam dłuższą chwilę, aż dobiegłam do parku. Tam znalazł mnie Karl. Całą zapłakaną, z podpuchniętymi oczami i bez chęci do życia. Zabrał mnie do domu, gdzie jednak nie czułam się swobodnie. Mama nie potrafiła wybaczyć mi moich słów, a ja nie miałam siły na nic. Całe dnie spędzałam w moim pokoju. Nie jadłam, nie wychodziłam nigdzie, z nikim nie rozmawiałam. Gdyby nie Karl, to pewnie bym się zagłodziła na śmierć. Przychodził z posiłkiem trzy razy dziennie i nie wychodził, dopóki nie zjadłam chociaż połowy. Bolało to, że własna matka przestała się mną interesować. Karl tłumaczył jej zachowanie przygotowaniami do ślubu, który był coraz bliżej, a który koniec końców się nie odbył.
To znaczy, no w sumie się odbył. Wszyscy goście siedzieli już w kościele, łącznie ze mną, odzianą w tą cholerną, żółtą sukienkę, którą miałam ochotę z siebie zedrzeć. Karl siedział obok mnie i chyba tylko dzięki niemu nie uciekłam stamtąd. On wiedział o wszystkim. Był przy mnie i wspierał. A Wellinger? Mignął mi gdzieś w kościele. Ubrany w doskonale skrojony garnitur wyglądał bardzo poważnie, normalnie moje serce wywróciło by fikołka, jednak wtedy zrobiło mi się niedobrze na jego widok. Szybko odwróciłam wzrok na sobie jego spojrzenie, a moje policzki spłonęły rumieńcem. Gdy w końcu para młoda weszła do kościoła skupiłam na nich swoją uwagę. Gdy miało paść sakramentalne „tak” wstrzymałam na chwilę oddech. Ku zaskoczeniu wszystkich zebranych do kościoła wpadli jacyś ludzie, skuli moją matkę kajdankami i wyprowadzili z kościoła bez słowa wyjaśnienia. Ludzie przyglądali się całej sytuacji z zaciekawieniem. Nikt nic nie mówił, nikt się nawet nie poruszył. Nikt poza mną. Wybiegłam stamtąd. Udałam się do domu Alexa, gdzie się szybko przebrałam, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam. Nikt nie przejął się zapłakaną dziewczyną, która z torbą podróżną na ramieniu wsiadła do pierwszego lepszego pociągu odjeżdżającego z dworca. Po kilku godzinach jazdy wysiadłam. Jak się okazało na dworcu dojechałam aż do Monachium. Później w jednej z gazet przeczytałam, że moja matka została skazana na kilka lat więzienia za przestępstwa finansowe. Podobno miała na sumieniu przekręty na sumę dwóch milionów euro. Zastanawia mnie tylko fakt, gdzie podziały się te pieniądze.
Początkowo nocowałam na dworcu. Z czasem musiałam zmienić moje miejsce pobytu, bo ludzie z obsługi dworca mnie przegonili. Tak właśnie wygląda moje obecne życie. Kiedyś zupełnie przypadkiem spotkałam na ulicy Karla. Był zaskoczony tym spotkaniem. Byłam brudna, przemarznięta i głodna. Zabrał mnie do jednego z pensjonatów. Mogłam się umyć, najeść i wyspać. Namawiał mnie, bym wróciła razem z nim. Nie zgodziłam się. Nie mam po co wracać. Nie mam dla kogo. Nie potrafiłabym go obdarzyć miłością. Nie chciałam go już ranić. Zjawia się od czasu do czasu, daje mi pieniądze, przynosi jedzenie. On nie wie, że zaczęłam ćpać. Nie zdaje sobie sprawy, ze to życie mnie przerasta. Czekam właśnie na niego. Chwilę temu zażyłam amfę. Czuję jak narkotyk zaczyna działać. Po jakimś czasie dostrzegam postać w żółtej kurtce. Podchodzi do mnie uśmiechnięty i całuje mnie w policzek.
-Schudłaś-mówi przyglądając mi się uważnie. Uśmiecham się do niego blado.
-A ty się nic nie zmieniłeś. Cały czas jesteś tym samym, upierdliwym Karlem.- śmieje się słysząc moje słowa. Przytulam się do niego. Jest zaskoczony moim gestem, ale po chwili odwzajemnia uścisk. -Co się dzieje?- pyta, gdy się od niego odsuwam.
-Nic-mówię odwracając wzrok. Chwyta mnie za podbródek i kieruje mój wzrok na swoją twarz.
-Widzę, że coś jest nie tak. -mówi spokojnie.
-Już się więcej nie zobaczymy.-patrzy na mnie z zaskoczeniem. Odwracam wzrok. Przytula mnie. Moje wargi odnajdują jego ciepłe usta i składam na nich nieśmiały pocałunek. Wiem, że łamię mu serce, ale ja muszę odejść.
-Proszę-zaczyna, ale ja mu przerywam kolejnym pocałunkiem.
-Nie Karl. Ja muszę odejść. Nie przychodź tu więcej. Mnie tu już nie będzie. Masz być szczęśliwy, rozumiesz? Odnosisz w końcu upragnione zwycięstwa, niedługo poznasz kobietę z którą stworzysz rodzinę. Zapomnij o mnie. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie poznał. Ja sobie poradzę. I ty też.
Jeszcze jedno. Przekaż mu to. -podaję mu złożoną kartkę, która jest pognieciona. Długo męczyłam się nad tym listem. -chłopak patrzy mi w oczy.
-Obiecaj mi coś.- kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzę na niego wyczekująco. -Masz być ostrożna, rozumiesz? -z łzami w oczach kiwam twierdząco głową. Składam ostatni pocałunek na jego ustach i odchodzę. Łzy już nie płyną. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nic już nie czuję. Narkotyk przejął całkowitą kontrolę nad moim ciałem. Śmieję się idąc ulicą. Ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Jak na bezdomną, która nie ma niczego. Mają rację. Nie mam nic. Ale czy kiedykolwiek zaciekawili się, dlaczego ktoś nie ma domu? Dlaczego mieszka na ulicy? Może życie go do tego zmusiło, przerosło tego kogoś. A może zwyczajnie tak było łatwiej. Nie każdy bezdomny to alkoholik czy ćpun. Są też tacy z wyboru. A ja? Do której grupy należę? Chyba do samobójców. Docieram na miejsce po kilku minutach. Nie jest mi zimno, pomimo ujemnej temperatury. Przywykłam już. Wchodzę na taflę lodu, którym jest pokryta rzeka. Idę po lodzie śmiejąc się. Wreszcie czuję się wolna i szczęśliwa. Chociaż przez chwilę. Ta wolność daje mi nadzieję. Nie wiem jak moje życie potoczy się dalej. I to jest w tym najpiękniejsze.

*****

„Andreasie
Wybaczam Ci. Już dawno Ci wybaczyłam. Nawet jeśli przez cały czas znajomości ze mną, robiłeś wszystko tylko po to, żeby się ze mną przespać, to ja Ci to wszystko wybaczam. I wiesz co? Nie żałuję. Cholernie bym chciała żałować tych wszystkich decyzji, ale nic takiego nie czuję. Nie czuję żalu. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. Życia, które już się skończyło. Zaczynam nowe. Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Dbaj o Karla. On potrzebuje przyjaciela. Potrzebuje wsparcia. A ja mu nie mogę tego zapewnić. Jeśli o mnie jeszcze nie zapomniałeś, to teraz to zrób. Traktuj mnie tak, jakbym w ogóle nie istniała.

Anna”


________________________________________

Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców.”

piątek, 7 marca 2014

19. "Niczym domino"



Rozdział ze specjalną dedykacją dla Cass.
Wybacz mi kochana, że nie wyrobiłam się na czas z prezentem urodzinowym, 
ale sama wiesz jak jest.
Także ten.
To okropne coś poniżej to dla Ciebie :*
Jeszcze raz 100 lat i spełnienia marzeń :*
(oraz tych innych rzeczy, których Ci wczoraj życzyłam)

*****

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY +18. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!



Opadłam zrezygnowana na krzesło i upiłam łyk gorącej herbaty. Zielona z maliną, taka jaką lubię najbardziej. Powinnam podziękować mamie, że włożyła ją do koszyka. Siedzę w ciszy delektując się chwilą, gdy nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Zerkam na wyświetlacz i widzę uśmiechniętą twarz mojej przyjaciółki. Naciskam zieloną ikonkę.
-No w końcu się odezwałaś. -mówię z ulgą w głosie. -Martwiłam się o ciebie. Co tam u Ciebie? Tęsknisz chociaż troszeczkę za mną?- paplam jak najęta, nie dając dojść do głosu mojej przyjaciółce.
-Okej. -odpowiada zdawkowo.
-A coś więcej?- pytam zaniepokojona. Coś się musi dziać. Maja zachowuje się zupełnie jak nie ona.
-Jeju, Anna wszystko jest okej. Po co dzwonisz? -pyta poirytowana.
-Myślałam, że mogę zadzwonić do mojej przyjaciółki pogadać, poplotkować, powiedzieć, że tęsknie. -zaczynam, ale ona mi przerywa.
-Przyjaciółki?- słyszę śmiech po drugiej stronie. -Ty jeszcze śmiesz nazywać się moją przyjaciółką? Po tym wszystkim?!- krzyczy, a ja nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi.
-O czym ty mówisz?- mówię łamiącym się głosem. Czy to możliwe, że ona ma mi za złe wyprowadzkę? Przecież to nie moja wina.
-O nim. On kocha ciebie, rozumiesz?-słyszę ból w jej głosie.
-Andreas? -pytam zbita z tropu. Wiem, że mnie kocha. Więc o co ta cała afera. Nie rozumiem już nic.
-Nie idiotko. Nie Andreas. Ta cała szopka.. To wszystko było tylko dlatego, że on się w tobie zakochał. A gdy chciał ci powiedzieć, ty pomyślałaś, że on się we mnie kocha. Jak mogłaś mi to zrobić? Dlaczego to zawsze ty musisz być tą lepszą? Dlaczego zawsze Anna, a ja muszę być tą drugą. Tą gorszą. Tą, którą nikt się nie zainteresuje. Nienawidzę Cię, wiesz? Nienawidzę!-krzyczy, a po moich policzkach spływają łzy. Jej słowa ranią. Czy to prawda, że Karl może coś do mnie czuć? To jest niemożliwe. Ale z drugiej strony.. To by wyjaśniało jego dziwne zachowanie.
-Maja. Ja nic o tym nie wiedziałam. Przykro mi. -Na moje słowa zaczyna się histerycznie śmiać.
-Przykro ci? Daruj sobie. Zapomnij o mnie. Nie jesteśmy już przyjaciółkami. Nie dzwoń, nie pisz, nie chcę cię znać, rozumiesz? -nie czekając na moją odpowiedź, kończy połączenie. Teraz nie powstrzymuję już łez. Siedzę, podpierając się łokciami o stół, z twarzą ukrytą w dłoniach i łkam. Właśnie straciłam jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Stop. Nie mogę płakać. To nie moja wina. Wstaję z krzesła, ocieram łzy wierzchem dłoni i stwierdzam, że muszę się odreagować. Wyglądam jak siedem nieszczęść, więc bieganie odpada. Nie chcę straszyć niewinnych ludzi na ulicy. Rozwalenie kilku zbędnych przedmiotów w mieszkaniu Richarda również odpada. Facet by mnie zabił, gdybym rozwaliła jedno z jego trofeów na przykład.. Lepiej nie ryzykować własnego życia. I zdrowia. Jedyne co mi przychodzi na myśl to.. Nie, nie powinnam. Ale to tylko jedno piwko. Nie zaszkodzi mi przecież. Richard się nie obrazi. A jeśli się przyczepi, to mu odkupię, co za problem. Podchodzę do lodówki i wyjmuję jedną z butelek. Otwieram ją i biorę kilka łyków. Smakuje okropnie. Nie lubię tego gorzkawego smaku. Wzdrygam się i upijam kolejne łyki trunku. Moją samotność z butelką piwa przerywa dźwięk dzwonka. Nie zwracając uwagi na mój wygląd, podchodzę do drzwi trzymając w ręku butelkę piwa i przekręcam zamek. Otwieram drzwi i widzę moją rodzicielkę, która patrzy na mnie ze zdezorientowaniem.
-Boże dziecko, jak ty wyglądasz?-mówi przykładając dłoń do ust. Patrzy na mnie zmartwiona. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienia, gdy widzi butelkę piwa w mojej dłoni. Zabiera mi ją i patrzy na mnie z pretensją. -Czyś ty oszalała?- krzyczy nie zważając, że zaraz sąsiedzi się zlecą, by zobaczyć co się dzieje.
-Wejdziesz, czy będziemy się tak na klatce przy sąsiadach kłóciły?- mówię i uchylam szerzej drzwi, zapraszając ją do środka. Wchodzi do mieszkania, kieruje swoje kroki do kuchni.
-Powiesz mi co się stało?- pyta siadając przy stole.
-Maja mnie nienawidzi.- mówię głosem wypranych z emocji. Posyła mi pytające spojrzenie. Wzdycham i siadam naprzeciwko niej. Opowiadam o rozmowie sprzed kilku chwil.
-Nie tak cię wychowałam. -mówi kręcąc głową z niedowierzaniem. Patrzę na nią zdziwiona. -Jesteś taka sama jak twój ojciec. Myślałam, że cię lepiej wychowałam, że czeka cię lepsza przyszłość.-zawiesza głos.
-Mój ojciec? Jaki on był?- w końcu po tylu latach mam odwagę zadać to pytanie. Patrzę na nią z wyczekiwaniem. Jej mina wyraża odrazę.
-Jaki był? Troskliwy, kochający, zabójczo przystojny. Tak było przed ślubem. Przynosił mi kwiaty w każdą niedziele, pamiętał o urodzinach, imieninach, rocznicy. Było cudownie. Przez pierwsze dwa lata. Później urodziłaś się ty, a on zaczął pić. Początkowo były to tylko wypady na piwko raz w tygodniu. Piątkowy wieczór z kolegami. Mogłam to zaakceptować. Później jednak wszystko się zmieniło. Nastały gorsze czasy.  Zaczęły się zwolnienia, kryzys na rynku pracy. Z problemami zaczęło się częstsze picie. Piątki przy piwie przeciągały się do weekendów. Później pił codziennie. I tak właśnie stoczył się na samo dno.
-Kłamiesz-słowo to wypowiadam łamiącym się głosem. Moje dziecięce wyobrażenia idealnego ojca zostały właśnie brutalnie zgniecione niczym robak przez okrutną prawdę.
-Mówię prawdę. Nigdy wcześniej ci o nim nie opowiadałam, bo nie chciałam, żebyś musiała się wstydzić ojca pijaka. -nerwowo bawi się moim kubkiem z niedopitą herbatą, jednocześnie unika mojego wzroku.
-Jak możesz myśleć, że mogłabym się wstydzić własnego ojca?!-krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
-Jesteś taka sama jak on!-krzyczy na mnie. Patrzę na nią z niedowierzaniem.-Jesteś słaba. Naiwna. On też taki był.
-Przestań!-krzyczę. Łzy spływają po moich policzkach. Nawet ich nie ścieram. Pozwalam im płynąć.-Nienawidzę cię.- krzyczę przez łzy. Wcale tak nie myślę. Nie wiem, czemu te słowa opuściły moje usta. Widzę ból w oczach matki. Czuję jak wymierza mi policzek. Dotykam dłonią miejsca, w które przed chwilą mnie uderzyła. Pojawia się więcej łez.
-Jesteś taka sama jak on. I skończysz tak samo.- mówi i wychodzi trzaskając drzwiami. Opieram się plecami o ścianę i się po niej osuwam. Siedzę tak na podłodze skulona w kłębek i łkam niczym zranione zwierze. Sama nie wiem ile tak trwałam. Kilka godzin? Pół dnia? Wieczność? Chyba jednak trochę przesadzam. Czuje w pewnym momencie, że ktoś mnie przytula. Tak najzwyczajniej w świecie. Czuję zapach jego perfum. Bije od niego ciepło. Wtulam  się w niego i trwamy tak przez jakiś czas.
-Chodźmy do ciebie, bo chyba nie chcesz, by Richi widział cię w takim stanie, co?- jego głos wyrywa mnie ze stanu osłupienia. Wstaję i kieruję się w stronę mojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi, siadam na łóżku, podkurczam nogi, oplatam rękoma kolana i wpatruję się w ścianę. Po chwili zjawia się i on. Siada obok mnie i milczy. Czuję na sobie jego wzrok. Wiem, że jego cierpliwość kiedyś się skończy. Wzdycham. Jestem świadoma, że on oczekuje wyjaśnień.
-Dlaczego to wszystko mnie spotyka?- mówię cicho. Mam nadzieję, że nie usłyszał. On nie odpowiada, tylko mnie do siebie przytula. Gładzi mnie po plecach, głaszcze moje włosy. Jest taki troskliwy. Jego usta odnajdują moje. Składa na nich delikatny pocałunek. Potrzebuję tej bliskości. Potrzebuję jego ciepła. Potrzebuję jego. Splatam palce w jego włosach i przyciągam go do siebie. Chcę by był on blisko mnie. Chcę poczuć bicie jego serca. Pocałunki, które na początki były delikatne, zmieniają się w bardziej namiętne. Czuję jak jego dłonie dostają się pod moją bluzkę i błądzą po mojej rozgrzanej skórze. Odrywam się na chwilę od niego, by zaczerpnąć powietrza. Jego usta wędrują po mojej szyi, co doprowadza mnie do szaleństwa. Z moich ust wydobywa się jęk. Pozbawia mnie bluzki. Wsuwam dłonie pod materiał jego koszulki i błądzę nimi po jego mięśniach. Zauważam, że dziwnie reaguje na mój dotyk. Jego oddech staje się szybszy. Wpija się w moje usta i zachłannie całuje. Szybkim ruchem ściągam jego koszulkę. Przyciąga mnie do siebie bliżej. Drażnię paznokciami skórę jego pleców. On siłuje się z zapięciem od stanika, które w końcu ulega jego zmaganiom. Przerywa pocałunek i swoje usta kieruje w kierunku moich piersi. Jego usta drażnią moją delikatną skórę. Zaczyna ssać moje sutki, czym doprowadza mnie do szaleństwa. Moje jęki zachęcają go do odważniejszych ruchów. Pozbawia mnie moich leginsów, sam pozbywając się swoich spodni. Błądzi dłonią pomiędzy moimi udami, na co mój oddech zdecydowanie przyspiesza. Drażni moje intymnie miejsca przez materiał moich majtek. Po chwili pozbywa się ich jednym, szybkim ruchem. Kładzie mnie na łóżku, rozsuwa moje kolana i usadawia się z głową pomiędzy moimi udami. Nie wiem co ten chłopak wyprawia, ale jest mi cholernie dobrze. Jeśli Richard jest w domu, to pewnie słyszy moje jęki. Sąsiedzi z resztą też muszą je słyszeć. Cóż. To chyba nic dziwnego, że z mieszkania Freitaga dochodzą takie odgłosy. Nagle moje ciało ogarniają skurcze i jest mi cholernie dobrze. Niech on nie przestaje. Nie wysłuchuje moich próśb, bo przerywa nagle. Patrzę na niego zamglonym wzrokiem i widzę, że pozbywa się ostatniej części swojej garderoby. Przełykam ślinę. Wiem co się zaraz stanie. Czy ja tego chce? Czy chcę go poczuć w sobie? Pewnie, że chcę. Chcę by był blisko mnie. Jak najbliżej się da. Chcę uprawiać z nim miłość. Tą w aspekcie czysto fizycznym. Patrzy na mnie jakby upewniając się, czy jestem gotowa. On zdaje sobie sprawę, że jest moim pierwszym facetem. Posyłam mu uśmiech. Odwzajemnia go. Jest delikatny. Stara się przysporzyć mi jak najmniej bólu. Zaciskam zęby, nie chcąc mu dać poznać, że mnie boli. Początkowy ból jest niczym w porównaniu z późniejszym uczuciem. Jego szybkie ruchy doprowadzają mnie go granic rozkoszy. Sama nie wiem ile czasu trwam w tym stanie błogości. W pewnej chwili oboje osiągamy szczyt. Opada spełniony obok mnie. Przytulam głowę do jego klatki piersiowej i zasypiam w jego objęciach. Zanim zasypiam szepczę tylko ciche - Kocham cię.






Czasami jedna sytuacja powoduje lawinę zdarzeń,
które niczym kostki domina burzą naszą małą stabilizację...
i już żadna siła nie cofnie tej pierwszej wprawionej w ruch...”


______________________________________________ 

Z racji takiej, że jutro Dzień Kobiet,
 chciałabym życzyć wszystkim moim czytelniczkom wszystkiego najlepszego :* 
Buziaki :** 

sobota, 1 marca 2014

Niespodzianka

Witajcie kochane. Nie, nie pojawi się dziś nowy rozdział. Ale nie martwcie się. Mam dla Was coś innego.
Ja chyba oszalałam.
Wiem, ankieta jeszcze się nie skończyła, a ja już mam prolog gotowy. Miał się kisić przez dwa tygodnie na laptopie, a ja go jednak dodałam. Jestem za dobra..
No ale nic. Mam nadzieję, że niespodzianka wam się spodoba i wybaczycie mi brak rozdziału w ten weekend tutaj, oraz na Peterze. Wybaczcie. Ten okropny dzień, kiedy dobiję do 18 wiosny zbliża się nieubłaganie a ja jestem głęboko w czarnej dupie.. Taka prawda..
A więc serdecznie was zapraszam tutaj:


Mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Życzę Wam udanej niedzieli :)
Buziaki