-Mamo nie widziałaś może moich
czarnych litów?-krzyknęłam z mojego pokoju, próbując
jednocześnie założyć na siebie czarną spódnicę z eko-skóry.
Dziś był mój dzień, musiałam ładnie wyglądać. W końcu 18
urodziny ma się tylko raz.
-Jakbyś nauczyła się odkładać
rzeczy na swoje miejsce, nie miałabyś takiego problemu.
-powiedziała wchodząc do mojego pokoju. Zauważyłam, że
przyniosła mi buty.
-Dziękuję. -cmoknęłam ją w
policzek. Szybko wciągnęłam na siebie niebieską, gładką bluzkę
z krótkim rękawem i zbiegłam do kuchni na śniadanie. Jak się
okazało mama przygotowała naleśniki.
-Wszystkiego najlepszego
kochanie.-wręczyła mi prezent starannie opakowany w kolorowy
papier. Tak bardzo się od niej różniłam, u niej wszystko musiało
być idealnie, idealny porządek w domu, idealnie nakryty stół. Ja
za to byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Zawsze zapominałam
gdzie coś odłożyłam. Jednym słowem była ze mnie mała
bałaganiara. Przegryzłam naleśnika i odpakowałam prezent.
Zaniemówiłam. Najnowszy iPhone. -Wspominałaś coś ostatnio, że
ci się telefon psuje. Mam nadzieje, że ci się podoba prezent.
-Żartujesz mamo? Jest
świetny.-przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że wydała na niego
mnóstwo pieniędzy. Nie zarabiała jakiś kokosów, ale niczego nam
w domu nie brakowało.
-Wieczorem na kolacje przyjedzie Alex.
-oznajmiła mi, gdy ponownie wzięłam się za konsumpcję naleśnika.
Głośno przełknęłam. Alex. Nowy kochanek matki. Wszystko byłoby
okej, gdyby nie to, że jest od niej dziesięć lat młodszy. Ona
twierdzi, że go kocha. Ja jej nie wierze. Nie wierze w miłość.
-Mam nadzieję, że będziesz dla niego miła.- popatrzyła na mnie
prosząco.
-Jasne. -odparłam oschle. Już sobie
to wyobrażałam. Nasza trójka przy jednym stole. Zrobiło mi się
niedobrze, gdy pojawił mi się ich odraz razem, jak się do siebie
migdalą przy tym stole. Dokończyłam szybko naleśnika i wstałam
od stołu. -Dziękuję, było pyszne. Muszę się już zbierać, bo
się spóźnię.-cmoknęłam mamę w policzek i wzięłam torbę
leżącą pod ścianą. Schowałam do niej kanapki, banana i małą
butelkę wody mineralnej. Moje drugie śniadanie.
-Może cie podwieźć?-zaproponowała
wstając od stołu. Szybko to przeanalizowałam. Gdyby mnie podwoziła
pewnie by zaczęła się znowu rozmowa o moim życiu towarzyskim. A
raczej jego braku.
Nie chodziłam na imprezy, nie
uganiałam się za chłopakami. Mama chyba bała się, że jest ze
mną coś nie tak. Nie przyprowadzałam do domu zbyt wielu koleżanek,
poza Mają. Tylko ona mnie po części rozumiała, jej rodzice też
pochodzili z Polski. Miałam jeszcze inne koleżanki, ale nie
potrafiłam się przed nimi otworzyć. - Ania, słuchasz mnie?
-Nie mamo, nie musisz mnie podwozić.
Przejdę się. Wyjrzałam przez okno. Świeciło słońce, żadnej
chmurki. Zapowiadał się piękny dzień. Właśnie za to kochałam
maj. Wyszłam z domu i udałam się do szkoły. Droga nie była zbyt
długa, zawsze zajmowała mi około kwadransa. Założyłam słuchawki
na uszy i puściłam You shook me all night long AC DC. Szłam tą
samą trasą co zawsze, po drodze mijałam zawsze tych samych ludzi.
Codziennie ten sam scenariusz, wszyscy się śpieszą. Właśnie za
to tak bardzo nienawidziłam Berlina, w którym mieszkałam już od
13 lat. Nie wiem nawet gdzie mieszkałam wcześniej. Mama mówi, że
w jakiejś małej wsi na Podkarpaciu. Nie dopytuje, widzę, że nie
chce o tym mówić. Szanuje to. O ojca zapytałam tylko raz, gdy
miałam 12 lat. Zbyła mnie mówiąc krótko, że nie mam ojca. Nie
pamiętałam go. Może naprawdę go nie miałam. Pochłonięta
myślami nawet nie patrzyłam gdzie idę. Wpadłam na coś. Czułam,
że upadam do tyłu, jednak ktoś szybko mnie złapał w pasie.
Popatrzyłam na niego. Wysoki blondyn. Fryzura stylizowana na
artystyczny nieład. Ubrany w białą koszulkę nike, czarne spodnie
i niebiesko-białe airmaxy.
-Patrz przed siebie jak chodzisz.-
rzucił tylko i poszedł sobie. Poczułam wibracje w kieszeni. SMS od
Mai „Gdzie jesteś? Zaraz się zacznie lekcja?”. Zerknęłam na
godzinę. -Cholera.-rzuciłam tylko i zaczęłam biec. Strasznie
głupio musiałam wyglądać, ale miałam to gdzieś. Nie mogłam się
spóźnić na historię. Babka ewidentnie mnie nienawidzi. Wbiegłam
do szkoły równo z dzwonkiem. Pobiegłam pod klasę, dzięki Bogu
jeszcze jej nie było.
-Co się stało? -zapytała Maja
zaciekawiona.- Nigdy się nie spóźniałaś.
-Właściwie to nie wiem. Wyszłam o
tej samej porze co zawsze. O mumia idzie.- zaśmiała się z mojego
żartu. Obie jej nie znosiłyśmy. Wredna baba, która się na nas
wyżywała. Nie nasza wina, że jej małżeństwo jest nieudane.
-Proszę usiąść i koniec tych
rozmów.-Nakazała, gdy tylko weszliśmy do klasy. -Kogoś zapytamy z
ostatniej lekcji.-swój wzrok skierowała na kartę w dzienniku.
Przełknęłam głośno ślinę. Nic się nie uczyłam.
-Wolf.-usłyszałam moje nazwisko i czułam przyśpieszone bicie
mojego serca.-Panie Wolf proszę wstać.- spojrzałam na nią, nie
patrzyła na mnie. No tak, nasz nowy kolega z klasy. Adam Wolf.
Odetchnęłam z ulgą. Czułam na sobie wzrok Mai, ale nie
odwzajemniłam spojrzenia. Cały czas miałam przed oczami obraz tego
chłopaka. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Inaczej bym pamiętała.
Mam fotograficzną pamięć. Zresztą często fotografuje ludzi w
wolnej chwili. Poczułam, że mnie szturcha w bok. Spojrzałam na
nią, wskazała mi, że mam spojrzeć na nauczycielkę. Momentalnie
wstałam do odpowiedzi.
-No panna Wolf się w końcu obudziła.
Skoro twój kolega nie odpowiedział na pytanie, to może ty
odpowiesz?-zapyta wwiercając się we mnie swoim wężowym
spojrzeniem.
-Przepraszam, ale nie wiem jakie było
pytanie. Mogłaby pani powtórzyć? -zapytałam nieśmiało,
spuszczając wzrok na ławkę.
-Bezczelność! -ryknęła głośno, że
aż wszyscy się wyprostowali na krzesłach. -Może ktoś z klasy
uświadomi pannie Wolf, jakie było pytanie? -rozejrzała się po
klasie. -Może Mark? -no oczywiście, musiała wybrać największego
kujona z naszej klasy. Świetnie.
-Pani profesor pytała o przyczyny
wybuchu drugiej wojny światowej. -powiedział zadowolony z siebie.
Głupi lizus.
-Dziękujemy Mark. -posłała w jego
kierunku coś na kształt uśmiechu. Druga wojna światowa? Niby coś
wiedziałam. Mama mi dużo o tym mówiła, chciała żebym jako Polka
znała historię własnego kraju. -No więc słuchamy panno Wolf.
-znów to samo wiercące spojrzenie. Czułam jakby oglądała moją
duszę. Poczułam zimny pot na czole. Nie potrafiłam z siebie
wydusił żadnego słowa.
-Siadaj, jeden.-rzuciła z uśmiechem
satysfakcji. Usiadłam wkurzona. Tak bardzo nienawidziłam historii.
Do końca lekcji udawałam, że notuje coś w zeszycie. Gdy tylko
zadzwonił dzwonek momentalnie wstałam i już kierowałam się do
drzwi, gdy mnie zawołała.
-Anna Wolf. Ty zostajesz!- stanęłam
jak wryta. To nie wróżyło nic dobrego. Poczekałam aż wszyscy
uczniowie wyjdą z klasy. Ktoś zamknął drzwi. Poczułam się jak w
płace. -no podejdź tu.-rozkazała. Podeszłam niepewnie. Wskazała,
żebym wzięła krzesło i przystawiłam obok niej. Posłusznie to
wykonałam. -Co się z tobą dzieje dziewczyno? Wcześniej miałaś
same dobre oceny, masz jakieś problemy może? -czy mi się zdaje,
czy ona jest miła.
-Nie pani profesor. Wszystko jest w
najlepszym porządku. -odparłam wpatrując się w czubki moich
butów.
-No dobrze, wiem, że dziś masz
urodziny. Przygotujesz mi obszerną prezentacje o przyczynach wybuchu
drugiej wojny światowej na piątek a poprawię ci tą ocenę.
-uśmiechnęła się krzywo do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, jak
bardzo musi cierpieć. Już gdzieś kiedyś to widziałam. Ten sam
wyraz twarzy, ten sam ból w oczach. Za nic w świecie nie mogę
sobie przypomnieć gdzie.
-Masz czas do poniedziałku.-dodała
już bez tego uśmiechu. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Dziękuję pani profesor. -odstawiłam
krzesło i wyszłam z klasy. Pobiegłam pod sale od matematyki. Maja
patrzyła na mnie wyczekująco. Zignorowałam to.
-Czego od ciebie chciała?- zapytała
zniecierpliwiona.
-Mam zrobić prezentację o wybuchu
drugiej wojny światowej. Super. Zamiast imprezować w weekend będę
siedzieć nad historią. -rzuciłam ironicznie a ona się zaśmiała.
-Taka z ciebie imprezowiczka, że na
pewno tego nie przeżyjesz -odparła z udawaną powagą a ja jeszcze
bardziej się zaśmiałam. Reszta lekcji minęła bardzo szybko.
Wychodziłyśmy właśnie z Mają ze szkoły, gdy zaczepiła nas pani
Schultz, znana pod inną nazwą jako mumia. Innymi słowy wredna
babka od historii.
-Anno zapomniałabym. Mam do ciebie
pewną prośbę. Dziś rano przyjechał do mnie siostrzeniec, czy
mogłabyś go oprowadzić po Berlinie trochę? -współczułam
chłopakowi takiej ciotki.
-Oczywiście. -odparłam grzecznie,
jednocześnie przeklinając ja w myślach.
-Dobrze. Powinien gdzieś tutaj czekać.
O tam stoi. -wskazała palcem na jakiegoś chłopka. Skierowałam tam
moje spojrzenie i aż rozdziawiłam usta.
-Znasz go?- szepnęła mi Maja, gdy
szłyśmy w jego kierunku.
-Miałam okazje dziś na niego wpaść-
szepnęłam koleżance tak, żeby nie usłyszał.
-Cześć jestem Anna. Twoja ciocia
prosiła mnie, żebym cie oprowadziła trochę po Berlinie. Co byś
chciał najpierw zobaczyć?-popatrzyłam na niego, nie okazując
żadnego zainteresowania.
-Pokaż mi tu jakieś fajne kluby,
gdzie można poderwać niezłe dupeczki. -uśmiechnął się kpiąco,
lustrując mnie od stóp do głów. Palant. Boże, co ja ci takiego
zrobiłam, że tak mnie karzesz?
Spojrzałam błagalnym wzrokiem na
Maję, żeby została.
-To ja już będę leciała. -odwróciła
się i już miała iść, ale jednak szybko się odwróciła-
Zapomniałabym.-zaczęła szukać czegoś w torbie. Wyjęła z niej
małe pudełeczko, zapakowane w złoty papier prezentowy.
-Wszystkiego najlepszego kochana -przytuliła mnie.-Dasz sobie rade z
tym kretynem. -szepnęła mi do ucha. Wcisnęła mi prezent w dłoń
i już jej nie było. Świetnie. Zostałam sama z tym kretynem.
Właśnie tak będę go nazywać, skoro nawet się nie potrafi
przedstawić. Ruszyłam przed siebie. Obejrzałam się i zobaczyłam
że kretyn nie idzie.
-Specjalne zaproszenie czy
co?-warknęłam. Miałam ochotę iść do domu, położyć się na
kanapie w salonie i obejrzeć jakiś tandetny serial w telewizji, niż
tracić czas na oprowadzanie go. Cofam moje współczucie. Zasłużył
na taką ciotkę.
-Księżniczko nie denerwuj się tak.
Złość piękności szkodzi. A tak w ogóle to jestem
Andreas-wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz a
wylądujesz w szpitalu.-warknęłam i ruszyłam przed siebie.
Słyszałam za sobą jego kroki. Świetnie. Zawsze przecież
marzyłam, by właśnie tak spędzić moje 18 urodziny, czyż nie? No
właśnie nie.
Oj, niestety rozumiem Anię. Historia to jakaś czarna magia jest. ;/
OdpowiedzUsuńPowoli ale nadrabiam rozdziały. Do tego jestem na telefonie, więc może mi to chwilę zająć, eh.
No i jest Welli! :D hmm.. Czyli że w tym opowiadaniu zrobisz z niego takiego pewnego siebie i wgl, co? Już mi się podoba!:-*
Ps. Przy okazji zapraszam do mnie :
http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/p/sowem-wstepu.html
Witam nową czytelniczkę. :) Hm. Właściwie to tak. Welli będzie tutaj bardzo pewny siebie. Ale nie wszystko będzie takie, jakby się mogło wydawać. A do ciebie na pewno zajrzę. :)
Usuń