niedziela, 29 grudnia 2013

1. "Zemsta mumii"

 
-Mamo nie widziałaś może moich czarnych litów?-krzyknęłam z mojego pokoju, próbując jednocześnie założyć na siebie czarną spódnicę z eko-skóry. Dziś był mój dzień, musiałam ładnie wyglądać. W końcu 18 urodziny ma się tylko raz.
-Jakbyś nauczyła się odkładać rzeczy na swoje miejsce, nie miałabyś takiego problemu. -powiedziała wchodząc do mojego pokoju. Zauważyłam, że przyniosła mi buty.
-Dziękuję. -cmoknęłam ją w policzek. Szybko wciągnęłam na siebie niebieską, gładką bluzkę z krótkim rękawem i zbiegłam do kuchni na śniadanie. Jak się okazało mama przygotowała naleśniki.
-Wszystkiego najlepszego kochanie.-wręczyła mi prezent starannie opakowany w kolorowy papier. Tak bardzo się od niej różniłam, u niej wszystko musiało być idealnie, idealny porządek w domu, idealnie nakryty stół. Ja za to byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Zawsze zapominałam gdzie coś odłożyłam. Jednym słowem była ze mnie mała bałaganiara. Przegryzłam naleśnika i odpakowałam prezent. Zaniemówiłam. Najnowszy iPhone. -Wspominałaś coś ostatnio, że ci się telefon psuje. Mam nadzieje, że ci się podoba prezent.
-Żartujesz mamo? Jest świetny.-przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że wydała na niego mnóstwo pieniędzy. Nie zarabiała jakiś kokosów, ale niczego nam w domu nie brakowało.
-Wieczorem na kolacje przyjedzie Alex. -oznajmiła mi, gdy ponownie wzięłam się za konsumpcję naleśnika. Głośno przełknęłam. Alex. Nowy kochanek matki. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że jest od niej dziesięć lat młodszy. Ona twierdzi, że go kocha. Ja jej nie wierze. Nie wierze w miłość. -Mam nadzieję, że będziesz dla niego miła.- popatrzyła na mnie prosząco.
-Jasne. -odparłam oschle. Już sobie to wyobrażałam. Nasza trójka przy jednym stole. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pojawił mi się ich odraz razem, jak się do siebie migdalą przy tym stole. Dokończyłam szybko naleśnika i wstałam od stołu. -Dziękuję, było pyszne. Muszę się już zbierać, bo się spóźnię.-cmoknęłam mamę w policzek i wzięłam torbę leżącą pod ścianą. Schowałam do niej kanapki, banana i małą butelkę wody mineralnej. Moje drugie śniadanie.
-Może cie podwieźć?-zaproponowała wstając od stołu. Szybko to przeanalizowałam. Gdyby mnie podwoziła pewnie by zaczęła się znowu rozmowa o moim życiu towarzyskim. A raczej jego braku.
Nie chodziłam na imprezy, nie uganiałam się za chłopakami. Mama chyba bała się, że jest ze mną coś nie tak. Nie przyprowadzałam do domu zbyt wielu koleżanek, poza Mają. Tylko ona mnie po części rozumiała, jej rodzice też pochodzili z Polski. Miałam jeszcze inne koleżanki, ale nie potrafiłam się przed nimi otworzyć. - Ania, słuchasz mnie?
-Nie mamo, nie musisz mnie podwozić. Przejdę się. Wyjrzałam przez okno. Świeciło słońce, żadnej chmurki. Zapowiadał się piękny dzień. Właśnie za to kochałam maj. Wyszłam z domu i udałam się do szkoły. Droga nie była zbyt długa, zawsze zajmowała mi około kwadransa. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam You shook me all night long AC DC. Szłam tą samą trasą co zawsze, po drodze mijałam zawsze tych samych ludzi. Codziennie ten sam scenariusz, wszyscy się śpieszą. Właśnie za to tak bardzo nienawidziłam Berlina, w którym mieszkałam już od 13 lat. Nie wiem nawet gdzie mieszkałam wcześniej. Mama mówi, że w jakiejś małej wsi na Podkarpaciu. Nie dopytuje, widzę, że nie chce o tym mówić. Szanuje to. O ojca zapytałam tylko raz, gdy miałam 12 lat. Zbyła mnie mówiąc krótko, że nie mam ojca. Nie pamiętałam go. Może naprawdę go nie miałam. Pochłonięta myślami nawet nie patrzyłam gdzie idę. Wpadłam na coś. Czułam, że upadam do tyłu, jednak ktoś szybko mnie złapał w pasie. Popatrzyłam na niego. Wysoki blondyn. Fryzura stylizowana na artystyczny nieład. Ubrany w białą koszulkę nike, czarne spodnie i niebiesko-białe airmaxy.
-Patrz przed siebie jak chodzisz.- rzucił tylko i poszedł sobie. Poczułam wibracje w kieszeni. SMS od Mai „Gdzie jesteś? Zaraz się zacznie lekcja?”. Zerknęłam na godzinę. -Cholera.-rzuciłam tylko i zaczęłam biec. Strasznie głupio musiałam wyglądać, ale miałam to gdzieś. Nie mogłam się spóźnić na historię. Babka ewidentnie mnie nienawidzi. Wbiegłam do szkoły równo z dzwonkiem. Pobiegłam pod klasę, dzięki Bogu jeszcze jej nie było.
-Co się stało? -zapytała Maja zaciekawiona.- Nigdy się nie spóźniałaś.
-Właściwie to nie wiem. Wyszłam o tej samej porze co zawsze. O mumia idzie.- zaśmiała się z mojego żartu. Obie jej nie znosiłyśmy. Wredna baba, która się na nas wyżywała. Nie nasza wina, że jej małżeństwo jest nieudane.
-Proszę usiąść i koniec tych rozmów.-Nakazała, gdy tylko weszliśmy do klasy. -Kogoś zapytamy z ostatniej lekcji.-swój wzrok skierowała na kartę w dzienniku. Przełknęłam głośno ślinę. Nic się nie uczyłam. -Wolf.-usłyszałam moje nazwisko i czułam przyśpieszone bicie mojego serca.-Panie Wolf proszę wstać.- spojrzałam na nią, nie patrzyła na mnie. No tak, nasz nowy kolega z klasy. Adam Wolf. Odetchnęłam z ulgą. Czułam na sobie wzrok Mai, ale nie odwzajemniłam spojrzenia. Cały czas miałam przed oczami obraz tego chłopaka. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Inaczej bym pamiętała. Mam fotograficzną pamięć. Zresztą często fotografuje ludzi w wolnej chwili. Poczułam, że mnie szturcha w bok. Spojrzałam na nią, wskazała mi, że mam spojrzeć na nauczycielkę. Momentalnie wstałam do odpowiedzi.
-No panna Wolf się w końcu obudziła. Skoro twój kolega nie odpowiedział na pytanie, to może ty odpowiesz?-zapyta wwiercając się we mnie swoim wężowym spojrzeniem.
-Przepraszam, ale nie wiem jakie było pytanie. Mogłaby pani powtórzyć? -zapytałam nieśmiało, spuszczając wzrok na ławkę.
-Bezczelność! -ryknęła głośno, że aż wszyscy się wyprostowali na krzesłach. -Może ktoś z klasy uświadomi pannie Wolf, jakie było pytanie? -rozejrzała się po klasie. -Może Mark? -no oczywiście, musiała wybrać największego kujona z naszej klasy. Świetnie.
-Pani profesor pytała o przyczyny wybuchu drugiej wojny światowej. -powiedział zadowolony z siebie. Głupi lizus.
-Dziękujemy Mark. -posłała w jego kierunku coś na kształt uśmiechu. Druga wojna światowa? Niby coś wiedziałam. Mama mi dużo o tym mówiła, chciała żebym jako Polka znała historię własnego kraju. -No więc słuchamy panno Wolf. -znów to samo wiercące spojrzenie. Czułam jakby oglądała moją duszę. Poczułam zimny pot na czole. Nie potrafiłam z siebie wydusił żadnego słowa.
-Siadaj, jeden.-rzuciła z uśmiechem satysfakcji. Usiadłam wkurzona. Tak bardzo nienawidziłam historii. Do końca lekcji udawałam, że notuje coś w zeszycie. Gdy tylko zadzwonił dzwonek momentalnie wstałam i już kierowałam się do drzwi, gdy mnie zawołała.
-Anna Wolf. Ty zostajesz!- stanęłam jak wryta. To nie wróżyło nic dobrego. Poczekałam aż wszyscy uczniowie wyjdą z klasy. Ktoś zamknął drzwi. Poczułam się jak w płace. -no podejdź tu.-rozkazała. Podeszłam niepewnie. Wskazała, żebym wzięła krzesło i przystawiłam obok niej. Posłusznie to wykonałam. -Co się z tobą dzieje dziewczyno? Wcześniej miałaś same dobre oceny, masz jakieś problemy może? -czy mi się zdaje, czy ona jest miła.
-Nie pani profesor. Wszystko jest w najlepszym porządku. -odparłam wpatrując się w czubki moich butów.
-No dobrze, wiem, że dziś masz urodziny. Przygotujesz mi obszerną prezentacje o przyczynach wybuchu drugiej wojny światowej na piątek a poprawię ci tą ocenę. -uśmiechnęła się krzywo do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo musi cierpieć. Już gdzieś kiedyś to widziałam. Ten sam wyraz twarzy, ten sam ból w oczach. Za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć gdzie.
-Masz czas do poniedziałku.-dodała już bez tego uśmiechu. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Dziękuję pani profesor. -odstawiłam krzesło i wyszłam z klasy. Pobiegłam pod sale od matematyki. Maja patrzyła na mnie wyczekująco. Zignorowałam to.
-Czego od ciebie chciała?- zapytała zniecierpliwiona.
-Mam zrobić prezentację o wybuchu drugiej wojny światowej. Super. Zamiast imprezować w weekend będę siedzieć nad historią. -rzuciłam ironicznie a ona się zaśmiała.
-Taka z ciebie imprezowiczka, że na pewno tego nie przeżyjesz -odparła z udawaną powagą a ja jeszcze bardziej się zaśmiałam. Reszta lekcji minęła bardzo szybko. Wychodziłyśmy właśnie z Mają ze szkoły, gdy zaczepiła nas pani Schultz, znana pod inną nazwą jako mumia. Innymi słowy wredna babka od historii.
-Anno zapomniałabym. Mam do ciebie pewną prośbę. Dziś rano przyjechał do mnie siostrzeniec, czy mogłabyś go oprowadzić po Berlinie trochę? -współczułam chłopakowi takiej ciotki.
-Oczywiście. -odparłam grzecznie, jednocześnie przeklinając ja w myślach.
-Dobrze. Powinien gdzieś tutaj czekać. O tam stoi. -wskazała palcem na jakiegoś chłopka. Skierowałam tam moje spojrzenie i aż rozdziawiłam usta.
-Znasz go?- szepnęła mi Maja, gdy szłyśmy w jego kierunku.
-Miałam okazje dziś na niego wpaść- szepnęłam koleżance tak, żeby nie usłyszał.
-Cześć jestem Anna. Twoja ciocia prosiła mnie, żebym cie oprowadziła trochę po Berlinie. Co byś chciał najpierw zobaczyć?-popatrzyłam na niego, nie okazując żadnego zainteresowania.
-Pokaż mi tu jakieś fajne kluby, gdzie można poderwać niezłe dupeczki. -uśmiechnął się kpiąco, lustrując mnie od stóp do głów. Palant. Boże, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie karzesz?
Spojrzałam błagalnym wzrokiem na Maję, żeby została.
-To ja już będę leciała. -odwróciła się i już miała iść, ale jednak szybko się odwróciła- Zapomniałabym.-zaczęła szukać czegoś w torbie. Wyjęła z niej małe pudełeczko, zapakowane w złoty papier prezentowy. -Wszystkiego najlepszego kochana -przytuliła mnie.-Dasz sobie rade z tym kretynem. -szepnęła mi do ucha. Wcisnęła mi prezent w dłoń i już jej nie było. Świetnie. Zostałam sama z tym kretynem. Właśnie tak będę go nazywać, skoro nawet się nie potrafi przedstawić. Ruszyłam przed siebie. Obejrzałam się i zobaczyłam że kretyn nie idzie.
-Specjalne zaproszenie czy co?-warknęłam. Miałam ochotę iść do domu, położyć się na kanapie w salonie i obejrzeć jakiś tandetny serial w telewizji, niż tracić czas na oprowadzanie go. Cofam moje współczucie. Zasłużył na taką ciotkę.
-Księżniczko nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. A tak w ogóle to jestem Andreas-wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz a wylądujesz w szpitalu.-warknęłam i ruszyłam przed siebie. Słyszałam za sobą jego kroki. Świetnie. Zawsze przecież marzyłam, by właśnie tak spędzić moje 18 urodziny, czyż nie? No właśnie nie.

2 komentarze:

  1. Oj, niestety rozumiem Anię. Historia to jakaś czarna magia jest. ;/
    Powoli ale nadrabiam rozdziały. Do tego jestem na telefonie, więc może mi to chwilę zająć, eh.
    No i jest Welli! :D hmm.. Czyli że w tym opowiadaniu zrobisz z niego takiego pewnego siebie i wgl, co? Już mi się podoba!:-*

    Ps. Przy okazji zapraszam do mnie :
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/p/sowem-wstepu.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową czytelniczkę. :) Hm. Właściwie to tak. Welli będzie tutaj bardzo pewny siebie. Ale nie wszystko będzie takie, jakby się mogło wydawać. A do ciebie na pewno zajrzę. :)

      Usuń