poniedziałek, 6 stycznia 2014

6. "Rozterki Karla"

 

W niedzielne poranki zawsze biegałem. Już od kilku lat miałem taki nawyk. Gdy tego nie robiłem, cały dzień się źle czułem. Biegłem przed siebie, starając się nie wpaść na kogoś. Nie rozumiem, jak można mieszkać w tym mieście. Chociaż, jakby spojrzeć na to z innej strony, nikt mnie nie zaczepił, odkąd wybiegłem z domu. Podobała mi się ta anonimowość. Nikt mi nie przeszkadzał, co w moim rodzinnym Oberstdorfie było nie do pomyślenia. Gdy się mieszka w miasteczku, które żyje sportami zimowymi, to niestety trzeba wziąć pod uwagę to, że każdy cię zna. Nie masz nawet odrobiny prywatności. Chyba właśnie dlatego nie chodzę na randki, nie umawiam się z dziewczynami. Gdy tylko jakąś poznaję, to od razu zapala mi się w głowie pewna czerwona lampka, która miga ostrzegawczo. Cały czas dręczy mnie myśl, że to tylko fanka. Że nie jest mi pisana, że nie widzi we mnie Karla, który jest zwykłym chłopakiem. Karla, który robi to co kocha, który jest wrażliwy. Nie. Ona widzi we mnie tylko skoczka. Ot co. Karl Geiger, skoczek narciarski. „On jest taki uroczy.” Często słyszę o sobie to określenie. Uroczy to może jest i Andi. Ale ja? Chociaż nie. Andi stał się casanovą, więc teraz to na mnie spadł zaszczyt tego „uroczego”. Hm. Pozostawał jeszcze Richi, z jego jakże uroczymi dołeczkami. Przy nim to nawet Andi słabo wypadał. Cholera. Weź się w garść. Od kiedy interesują cię takie rzeczy? Od kiedy przejmujesz się, czy jesteś uroczy, czy jesteś tylko zwykłym, szarym Geigerem, którym się nikt nie interesuje? Brakuje mi konkursów Pucharu Świata. Brakuje mi treningów, które mamy dopiero wznowić za dwa tygodnie. Dlatego właśnie biegam w każdy niedzielny poranek. Bez znaczenia, czy jest słonecznie, czy pada, czy upał 30 stopni, czy mróz. Zawsze biegam przed konkursem. To mój taki rytuał. Wtedy mogę się pozbyć wszystkich myśli, wszystkich, które są niepotrzebne. Wtedy mogę się skupić na tym, co ważne. Tym razem jest jednak inaczej. Nie potrafię wyrzucić jej z głowy. Cholera. Czy ja się zakochałem? Nie. To nie to. Karl, nie możesz się w niej zakochać. W każdej, ale nie w niej. Ona już za kilka miesięcy będzie twoją przyszywaną kuzynką. To niemoralne, nienormalne i chore. Nie i koniec. Ale? Nie ma żadnego ale. Jest ci po prostu jej żal. Ona jest jak takie dziecko. Musisz się nią opiekować, rozumiesz? Ani jej matka, ani Alex się nią teraz nie interesują. Mają ważniejsze sprawy na głowie. Ślub. Już to widzę. Wesele na 200 czy na 300 gości? Znając możliwości Alexa to i tyle może być za mało. A ona? Ona nie pasuje do tej wizji. Ona jest taka delikatna, taka krucha. Gdy się wczoraj dowiedziałem o jej wypadku, serce mi zamarło na chwile. Bez wahania wziąłem kluczyki do jej auta, bo przecież się nie obrazi, i pędziłem już do szpitala. Wtedy liczyło się tylko to, czy nic jej nie jest. Nie przejmowałem się ilością przepisów drogowych, które złamałem. Interesowała mnie tylko ona. Ta krucha, rudowłosa istotka, która z wierzchu wyglądała na zadziorną, jednak w środku jest bardzo delikatna i łatwo można ją zranić. Dlatego będę ją chronił. Obiecuję to sobie. Zawsze będę przy niej i będę dawał jej wsparcie.
(Zawsze to bardzo długo, kochanie. Wiedziałeś o tym? :D)







*****






Zauważyłem ją od razu, jak wszedłem do domu. Była zawzięta. W lewej dłoni trzymała kulę, na której się wspierała. W prawej zaś trzymała kolorową miskę ceramiczną z płatkami. Z uśmiechem na twarzy przyglądałem się jej ruchom, powoli, ale sukcesywnie zbliżała się do kanapy. Co chwile zerkała na telewizor. Po chwili skończyły się reklamy. Zaczynał się jakiś program. Zaraz. Czy to nie ten sam, w którym ma być dziś Wellinger? Po chwili moje myśli się potwierdziły, bo prezenter właśnie zapowiadał Andiego. „Proszę państwa, naszym gościem będzie młody i jakże utalentowany skoczek narciarski, który wygrywa wszystko co popadnie. Większość nastolatek z Niemiec, jak i z innych krajów Europy, piszczy z zachwytu na jego widok. Przed państwem Andreas Wellinger!” Cóż. Mój młodszy kolega z kadry nie mógł chyba być lepiej scharakteryzowany. W naszym kraju od Andreasa oczekiwano podobnych rezultatów, jak w Austrii od Schlirenzauera. Wcale się nie dziwię, że mu odbiło. Od jakiegoś czasu zachowywał się jak skończony kretyn. Jego zachowanie było najnormalniej w świecie szczeniackie. Nie było takiego zgrupowania, na którym by sobie nie sprowadzał panienek do pokoju. A ja, jako, że musiałem dzielić z nim pokój, musiałem się gdzieś ulotnić. Tylko gdzie? Przeważnie spałem w wannie w pokoju Freitaga i Freunda. Zabierałem tylko poduszkę i znikałem, zanim sytuacja zrobiłaby się bardziej krępująca. Może gdybym zwrócił mu uwagę? Gdybym powiedział, że mi się to nie podoba? Jednak nie. Milczałem. Zawsze milczałem. Przyjmowałem wszystko bez żadnego głosu sprzeciwu. Może właśnie dlatego Wellinger zawsze się upierał, że chce dzielić pokój właśnie ze mną. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Freitaga, Freunda, czy nawet Wanka, którzy bez słowa ulatnialiby się z pokoju, gdy tylko młody przyprowadzi sobie jakąś panienkę. Jestem za dobry dla niego. A jak on mi się odwdzięcza? Strojąc sobie ze mnie żarty po nieudanym skoku?
-Cholera jasna! - krzyk Anny wyrwał mnie z zamyślenia. Widziałem jak na jej twarzy malował się grymas obrzydzenia(?). Po chwili z ręki wyślizgnęła się jej miska, która roztrzaskała się o podłogę i mleko rozlało się po salonie. A ona? Stała tak sobie dalej w tej kałuży z mleka i nie odrywała wzroku od telewizora. Zaraz. Ona się tak wpatruje w Welliego. Wellinger, zabiję cię! Chociaż nie, co on za to może, że jest taki charyzmatyczny i żadna nie potrafi mu się oprzeć. A ja? Ja byłem tylko tym uroczym. Wróć. Uroczy był Richie. Już to sobie dziś ustaliłem. Jestem po prostu Karlem.
-Nawet na chwilę nie można cię samej zostawić. - spojrzała w końcu na mnie. Patrzyłem co chwilę to na nią, to na wielką plamę na podłodze, to na Welliego, który na wielkim ekranie prezentował właśnie swój firmowy uśmiech. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem w poszukiwaniu jakiegoś mopa. Po chwili wróciłem i zacząłem ścierać rozlane mleko. Kałuża pomału się zmniejszała. Rozbite kawałki miski się wyłaniały. Skoczyłem więc jeszcze po miotłę i szufelkę do kuchni.
-Nawet pasuje ci ta miotła. Może zatrudnimy cię na pełny etat jako sprzątaczkę, co? - na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uważnie śledziła każdy mój ruch, gdy pozbywałem się z podłogi skorup miski i płatków. Dopiero teraz zauważyłem, że stała na prawej nodze, wspierając się na kuli. No tak. Gips. Nie może go zamoczyć. Mądra dziewczynka. Czekała, aż zetrę podłogę do końca. Nie zerkała już na telewizor. Odnosiłem wrażenie, że usilnie starała się go ignorować. Gdy tylko podłoga już była starta, doczłapała się do kanapy i wygodnie się na niej rozsiadła.
-Wcale nie musisz się mną opiekować. Nie jestem dzieckiem. - jej słowa mnie zaskoczyły. Jestem aż tak bardzo natrętny? Nie wiedziałem, że jej przeszkadza to, że się nią opiekuję. Kobiety. Ich nigdy nie zrozumiesz. Poszedłem do kuchni, przygotować sobie śniadanie. Sobie i jej. Wiedziałem, że nic nie zjadła. Zastanawia mnie to, co robią Alex i Maria. Przecież są w domu. A może wolę nie wiedzieć? Chyba tak. Niech sobie to darują, zachowają dla siebie. Byleby się nie odnosili z tym wszystkim przy nas za bardzo. Zajrzałem do lodówki. Znalazłem jajka, pomidora, oliwę z oliwek. Nie krępowało mnie już nawet, że grzebię w czyjejś lodówce, czy że krzątam się w czyjejś kuchni. Przecież i tak niedługo będziemy już rodziną. Poza tym nie miałem serca prosić Anny o cokolwiek.
Znalazłem patelnie, rozgrzałem na niej oliwę i wrzuciłem pokrojone już pomidory. Uszczypnąłem kilka listków bazylii, która stała w doniczce na parapecie. Opłukałem je pod bieżącą wodą i szybkimi, zdecydowanymi ruchami je posiekałem. W tym akurat jestem lepszy od Wellingera. To chyba jedyna rzecz, w której jestem od niego lepszy. Może dlatego, że Welli uważa, iż gotowanie to zajęcie dla bab. Wcale nie wątpię w to, że jakby się jednak przekonał do gotowania, to i tak byłby w tym lepszy niż ja. Coraz bardziej działa mi już na nerwy. Cholerny Wellinger. Przemieszałem pomidory, żeby się nie przypaliły i je odpowiednio przyprawiłem. Wbiłem jajka na patelnie. Zamieszałem lekko na patelni i skręciłem gaz. Po chwili moje popisowe danie było już gotowe. Co prawda nie jest to danie, jakie zaserwowałby nie kto inny jak sam Gregor Schlierenzauer, jednak mnie całkowicie zadowala jajecznica z pomidorami. Pewnie gdybym opychał się tak jak Gregor, trener by na mnie wrzeszczał, że nie potrafię utrzymać prawidłowej wagi. Jak ten Schlierenzauer to robi? Może on choruje na bulimię? Dobra. Nie ważne. Starczy teorii spiskowych. Co mnie obchodzi Schlierenzauer? Nawet niech sobie ma tasiemca, włośnia, czy jeszcze innego pasożyta. Jego sprawa. Wyłączyłem gaz. Nałożyłem jajecznice na talerze i zacząłem szukać pieczywa. Znalazłem po chwili ciemne pieczywo. Ułożyłem po kromce obok jajecznicy, wziąłem sztućce i powędrowałem do salonu.



*****
Coś ładnie pachniało. Jestem pewna, że zapachy te pochodzą z naszej kuchni. Nie doceniłam go. Sprząta, gotuje? Toż to mężczyzna idealny. Stop. Nie ma mężczyzn idealnych. Nikt nie jest idealny. On na pewno ma jakąś ciemną stronę. Coś ukrywa. Już ja odkryję co. Nawet jeśli ma to być oglądanie babskich seriali po nocach.. Co by to nie było, odkryję to. Po chwili zjawił się i Karl. Niósł dwa talerze i kierował się w moją stronę. Mój brzuch na pojawiające się jedzenia zareagował głośnym burczeniem. Spłonęłam rumieńcem. Spodziewałam się jakiegoś kąśliwego komentarza z jego strony. Nie doczekałam się. Podał mi talerz. Powąchałam. Pięknie pachniało. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam spróbować. Czułam na sobie jego wyczekujący wzrok. Nic nie mówił. Po prostu patrzył. Czy on zawsze jest taki opanowany? Taki spokojny? Normalny dwudziestolatek w jego wieku się tak nie zachowuje. Może on jest nienormalny? Co jeśli on jest jakimś szaleńcem albo co gorsza. Może on jest jakimś zboczeńcem, który podgląda nocami młode kobiety? W każdym bądź razie nie ważne. Ta jajecznica jest taka dobra. Niech on sobie będzie nawet seryjnym mordercą. Mogę mu nawet i to wybaczyć.
- Smakuje ci? -zapytał z wyczekiwaniem. Pokiwałam twierdząco głową.
- Najlepsza jajecznica jaką kiedykolwiek jadłam. -powiedziałam z pełnymi ustami. Przełknęłam. Zaśmiał się, pokazując szereg prostych zębów. - Nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale się wkopałeś. Będę cię teraz wykorzystywać i będziesz musiał robić mi takie dobre śniadania codziennie - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Że niby mam przygotowywać ci śniadania? Zapomnij, księżniczko. - śmiał się przyjaźnie. Wiedziałam, że się zlituje i będzie mi robił te śniadania. Może wcale nie tak źle, że mama ma wyjść za mąż za Alexa? Będę miała fajnego kuzyna. Chociaż tyle dobrego z tego wyniknie.

____________________________________________________________________
Oh. Miało nie być, a jest. Jestem za dobra. No może nie jestem.
Nie ważne. Z tego miejsca(mam nadzieję, że wszyscy mnie widzą), chciałabym 
BARDZO PODZIĘKOWAĆ Kasi. Jestem Ci bardzo wdzięczna,
za poprawienie błędów, stawieniu jakże potrzebnych znaków interpunkcyjnych, które tak kochasz 
i uzmysłowieniu mi, co robię żle. Vielen Dank.

A. Zapomniałabym. Nie napisałam czemu coś się jednak pojawiło.
Znajcie moją dobroć, 2 miejsce Morgiego w Turnieju Czterech Skoczni tak mnie ucieszyło, 
że musiałam coś dodać. 
Dobranoc potworki moje.



Czy to znaczy że mam współautorkę? Mam nadzieję, że nie.

3 komentarze:

  1. Ojejciu! Dlaczego ja dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga? No nic, nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć (a raczej napisać) że jestem totalnie zakochana! Uwielbiam Wellingera w takiej wersji. I uroczego Karla, który twierdzi, że jest po prostu Karlem, urocze są dołeczki Freitaga. Geiger jest przekochany, dobre serduszko ma chłopak. Z niecierpliwością czekam na nowy, pozdrawiam i zapraszam do siebie :D

    http://be-my-lover.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co Ci powiem? Też pokochałam tutaj Karla. A Andi? Andi to Andi. Po prostu nie widziałam go w innej roli. Rola tego wrażliwego pasuje tylko do Karla. Prawda jest taka, że kobiety wolą tych niegrzecznych. Niestety. I nie zawsze wychodzi nam to na dobre... To nie będzie kolejna cukierkowa historia, która się dobrze skończy. Ale w sumie po co ja to pisze? Yh. Nieważne. W każdym bądź razie witam nową czytelniczkę. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę. :)

      Usuń
  2. Dziękuję! (: Nie, nie masz współautorki. Boże uchowaj! :D :*

    OdpowiedzUsuń