Dla Dosi.
Dziękuję za piątek, za wszystko, za to, że jesteś moją przyjaciółką.
Kocham <3
-Coś ty zrobiła z moimi zdjęciami-
krzyczy na mnie Richard nie kryjąc gniewu.
-Nie sądziłeś chyba, że będę
sobie spała w pokoju, w którym połowę ściany zajmują twoje
zdjęcia. Teraz jakoś to wygląda. -spoglądam na niego z
wyższością. -A o swoje zdjęcia się nie martw. Schowałam je.
Zanim wrócę do domu, to ci je z powrotem odwieszę. Nie panikuj.
-wyraz jego twarzy się zmienił. Nie był już poirytowany, a na
jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
-Nie podobam ci się, co? Wolisz
Andiego.- stwierdza patrząc mi się w oczy. Czuję, że moje
policzki zaczynają płonąć. Nie wiem jak mu odpowiedzieć na to.
Próbuję na szybko wymyślić jakąś ciętą ripostę.
-Jeśli mam być szczera, to nawet
Schustera bym wolała, niż ciebie. -jego twarz przybiera czerwony
odcień, a chłopak się zapowietrza.
-Jeszcze tego pożałujesz.- rzuca
przez zęby i wychodzi z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Siadam
na łóżku i zaczynam się zastanawiać nad tym wszystkim. Czy
właśnie tak ma wyglądać moje nowe życie? Sądziłam, że nie ma
już na tym świecie gorszych typów niż Andreas Wellinger. Myliłam
się. Jest jeden. Na imię mu Richard Freitag, ale równie dobrze
mógłby się nazywać „Zaciągnę cię do łóżka, czy tego
chcesz czy nie, bejbe”. Z racji takiej, że to jest trochę za
długie, jego rodzicie nazwali go Richardem. Mam nadzieję, że mój
pobyt tutaj nie potrwa zbyt długo, bo oszaleję z nim pod jednym
dachem. Co z tego, że jest przystojny? Bardzo przystojny. I ma
seksowne ciało. I te jego dołeczki.. Ziemia do Anny. To jest
Freitag, nie mogę tak o nim myśleć, bo inaczej wskoczę mu do
łóżka, zanim Wellinger zdąży mrugnąć. Moje rozmyślenia
przerywa mi czyjeś chrząknięcie. Kieruje wzrok w stronę drzwi i
dostrzegam Andiego stojącego w drzwiach, który przygląda mi się z
rozbawianiem.
-O czym tak myślałaś? -pyta siadając
obok mnie na łóżku. Przygląda mi się uważnie, a ja czuję, że
moje policzki się czerwienią.
-O niczym.- odpowiadam nie chcąc
ciągnąć tematu. Spuszczam wzrok, by nie wychwycił mojego
spojrzenia.
-Jesteś pewna? Bo mi się wydaje, że
o czymś jednak myślałaś. Ba. Jestem nawet przekonany. Swoją
drogą to fajne robisz miny jak się nad czymś głęboko
zastanawiasz.- zerknęłam na niego i dostrzegłam, że odległość
pomiędzy nami się zmniejszyła. Poczułam coś dziwnego w okolicach
mojego żołądka. Jakby wykręcał salto. Jego niebieskie tęczówki
wpatrywały się w moje, a moje tętno mimowolnie przyspieszyło.
-Przyszedłeś tylko po to, by się ze
mną droczyć? -pytam przerywając nasz kontakt wzrokowy. Andreas
jednak mi to uniemożliwia, gdyż po chwili unosi mój podbródek, by
nasze spojrzenia znów się spotkały.
-Nie. Przyszedłem po coś zupełnie
innego. -odpowiada tajemniczo. Pomiędzy nami dzieje się coś
dziwnego. Jeśli pomiędzy dwojgiem ludzi może zaistnieć jakaś
chemia, to właśnie tak jest w tym przypadku. Patrzę w niego jak
zahipnotyzowana. Chcę to przerwać, ale nie mogę. Przecież to jest
ten sam Wellinger, którego poznałam jakiś czas temu. Ten sam
dupek, którego się brzydziłam. A co ja teraz robię?
-Można wiedzieć po co?- pytam, choć
dobrze znam jego odpowiedź. Rozpływam się pod wpływem jego
spojrzenia. On ma nade mną przewagę i bezczelnie to wykorzystuje.
Wpija się w moje usta, a ja zachłannie oddaję jego pocałunki.
-Andi nie..- mówię pomiędzy
kolejnymi pocałunkami, ale on ignoruje moją próbę sprzeciwu. To
on tutaj dominuje. Nagle odsuwa się ode mnie. Śmieje się, widząc
wyraz niezadowolenia na mojej twarzy.
-Chciałabyś pójść jutro z nami na
trening?- pyta z entuzjazmem w głosie. Sądził pewnie, że po takim
wstępie mu nie odmówię.
-Nie mogę. Muszę wpaść do domu i
ustalić co z moim pokojem. Nie będę przecież wiecznie mieszkała
u Freitaga. -dostrzegam, że posmutniał nieznacznie. Nie dał jednak
po sobie poznać, że moja odmowa go zabolała.
-Dobrze, ale za to juto wieczorem
wyciągam cię do klubu. Dziś pewnie jesteś zmęczona, więc
obejrzymy sobie jakiś film. Co ty na to? -na jego twarzy znowu gości
uśmiech.
-Dobrze, ale pod warunkiem, że to ja
wybiorę film. -zakładam ręce na piersiach.
-Super, zapowiada się wieczór z
jakimś babskim wyciskaczem łez.-rzucił pod nosem.
-Odezwał się ten, który ogląda
brazylijskie telenowele.-odgryzam mu się, na co on zaczyna mnie
łaskotać. Zaczynam się śmiać, próbując mu się wyrwać. Na nic
jednak moje wysiłki, bo on przyciąga mnie do siebie i całuje.
Znowu. A ja po raz kolejny się nie opieram.
-Gołąbeczki już skończyliście?-rzuca
ironicznie Richard, a my momentalnie odsuwamy się od siebie. Śmieje
się widząc nasze zachowanie i wychodzi. Tak po prostu. Nie rozumiem
go.
-Wiesz co, przeszła mi cała ochota na
film. Pójdę się umyć i się położę.- mówię wstając z łóżka
i kierując się do komody po piżamę i świeżą bieliznę.
-Nie żartuj. Jest dopiero
dziewiętnasta. -na jego twarzy pości ironiczny uśmieszek, a
wzrokiem bacznie przygląda się moim poczynaniom.
-I co z tego? Dobranocka i spać.
-mówię i wychodzę do łazienki. W łazience zakluczam drzwi, żeby
przypadkiem komuś do głowy nie przyszło, żeby skorzystać z
łazienki, albo coś jeszcze gorszego. Biorę szybki prysznic, myjąc
się przy tym jedynym żelem pod prysznic jaki był w łazience,
który oczywiście jest męski. No nic. Muszę zakupić coś jutro,
bo nie przeżyję jeśli będę miała pachnieć jak facet. Spłukuję
z siebie resztki żelu i wychodzę spod prysznica. Owijam się
ręcznikiem i wyciskam wodę w włosów. Staję przed lustrem i
bacznie się sobie przyglądam. Czy ja się zmieniłam? Nie widzę
żadnej różnicy. Te same zielone oczy, co zawsze. Te same rude
włosy. Nawet żaden dodatkowy pieg na moim nosie się nie pojawił.
Coś jednak się zmieniło. Nie w wyglądzie, ale w środku. Nie
poznaję już siebie.
-Długo jeszcze? Zajmujesz tą łazienkę
od czterdziestu minut!- dobija się do drzwi Freitag. Mam ochotę mu
dopiec.
-Cierpliwości księżniczko. Jeszcze
dwadzieścia minut i będzie równa godzina. -śmieję się, w
międzyczasie wyciskając pastę na szczoteczkę do zębów. Słyszę
jeszcze jak klnie pod nosem i odchodzi. Myję zęby, zakładam na
siebie bieliznę oraz luźną koszulkę i opuszczam łazienkę. W
drodze do mojego pokoju mijam Richarda i doskonale zdaje sobie
sprawę, że bezczelnie gapi się na mój tyłek.
-Masz racje, popatrz sobie na coś, co
nigdy nie będzie twoje. -rzucam zerkając na niego przez ramię i
znikam w moim tymczasowym pokoju. Za zamkniętymi drzwiami słyszę
śmiech Andreasa i trzaśnięcie drzwi. Otulam się szczelnie kołdrą
i przytulam twarz do poduszki. Próbuję zasnąć, ale nie mogę.
Leżę, wiercąc się w pościeli do późnych godzin nocnych.
*****
Budzi mnie dzwoniący telefon. Zerkam
na ekran i czyj numer widzę? Alex. Odbieram i przykładam telefon do
ucha.
-Halo?- mówię zaspanym głosem.
-Obudziłem cię? -pyta, choć
doskonale zna odpowiedź. Na potwierdzenie jego słów przeciągle
ziewam. -Przepraszam. -mówi.- Skontaktowałem się z tą
dekoratorką. Możesz wpaść za godzinkę? Ustalicie wszystko i po
południu już się zjawi ekipa.
-Dobrze, będę za godzinę. -odparłam,
po czym się rozłączyłam. Może nie byłam miła, ale nie powinno
to wcale dziwić Alexa. Wygramoliłam się z łóżka, udałam się
do łazienki na poranną toaletę, a później skierowałam się do
kuchni. Zajrzałam do lodówki, która świeciła pustkami,
oczywiście jeśli pominiemy tygodniowy zapas piwa. Z produktów
spożywczych znajdował się w lodówce tylko karton mleka, sałata,
kawałek sera, który zdążył już spleśnieć i przeterminowany od
miesiąca jogurt. Wzięłam owy jogurt i wyrzuciłam do śmietnika.
Podobnie zrobiłam z serem. Nalałam sobie szklankę wody, którą
wypiłam duszkiem i wróciłam do pokoju, by się przebrać. Zjem coś
u Alexa, a w drodze powrotnej zrobię zakupy. Ubrałam się w czarne
leginsy i szarą bokserkę, na którą założyłam luźną, bordową
bluzę. Do tego moje buty do biegania i już mogłam wyjść z domu.
Zapomniałam o najważniejszym. Ja przecież nie mam kluczy do tego
mieszkania. Jak mam wyjść nie mając kluczy? Jak zostawię otwarte
mieszkanie, to oni mnie zabiją. W korytarzu przy drzwiach znajduję
przyklejoną kartkę samoprzylepną pod wieszakiem, na którym
wisiały różne klucze.
„Tak słodko spałaś,
że nie chciałem cię budzić. Wrócimy z treningu o 14.
Pierwszy klucz po lewej.
Miłego dnia :)
Andreas”
Uśmiecham się, biorę
klucz i opuszczam mieszkanie. Idę w stronę domu Alexa. O dziwo
pamiętam drogę i docieram na miejsce po trzech kwadransach. Wchodzę
do domu i od razu wita mnie mama.
-Jak ci się spało
córeczko?-pyta dając mi uprzednio całusa w policzek.
-Średnio. Spanie z dwoma
facetami w jednym mieszkaniu nie jest szczytem moich marzeń. Tym
bardziej, jeśli w obu buzują hormony i w głowie im tylko jedno. I
wcale nie chodzi tutaj o skoki narciarskie.- moja mama się zaśmiała.
-Wiesz, jesteś już
dorosła. To normalne, że mężczyźni tak na ciebie reagują. No
wiesz. Tylko pamiętaj o..-nie zdążyła dokończyć, bo jej
przerwałam.
-Mamo, proszę cię. Rozmowę
o pszczółkach chcesz mi teraz urządzać? Nie pójdę z żadnym z
nim do łóżka, rozumiesz? A nawet jeśli bym poszła, to wiem co to
antykoncepcja. Nie zostaniesz babcią, no bynajmniej nie w
najbliższym pięcioleciu. -zaśmiała się słysząc moje słowa.
-O Anna, jesteś już.
-zjawił się Alex. -To jest pani Klein, zaprojektuje ci twój pokój,
tym razem wedle twojego uznania.- kobieta uśmiecha się do mnie.
Odwzajemniam jej uśmiech. Obie udajemy się do salonu, gdzie ona
przedstawia mi pomysł na pokój. Ustalamy, że ściany będą
biało-szare, a meble i dodatki również będą utrzymane w tej
kolorystyce. Pokazuje mi różne propozycje aranżacji w swoim
laptopie, wspólnie wybieramy meble i tak kończy się nasze
spotkanie. Jak się okazuje, za trzy dni będę mogła się
wprowadzić. Podziękowałam jej, pożegnałam się, po czym poszła
jeszcze uzgodnić coś z Alexem, pewnie kwestie finansowe.
-Mamo odwiozłabyś mnie do
Richarda? -mówię wchodząc do kuchni, gdzie krząta się moja
rodzicielka.
-Jasne, za dziesięć minut,
dobrze?- uśmiecha się do mnie znad garnka z zupą, a mi zaczyna
burczeć w brzuchu. -Słyszę, że jesteś głodna. Weź sobie coś z
lodówki.- zachęca mnie rodzicielka. Za jej namową biorę z lodówki
jogurt. Zjadam go szybko, po czym pochłaniam jeszcze banana i dwa
ciastka. -Znów nie jadłaś śniadania, tak?- siada obok mnie i
uważnie mi się przygląda.
-Nie moja wina, że Freitag
ma pustą lodówkę. Tzn, nie jest pusta, bo jest w niej zapas piwa,
ale jeśli chodzi o jedzenie, to nawet bakterie by się nie rzuciły.
-mama znów się śmieje
-Możemy zrobić małe
zakupy po drodze. -proponuje mi, a ja patrzę na nią z
wdzięcznością.
-Raczej duże zakupy.
-poprawiłam ją. -A i musimy kupić żel pod prysznic.-patrzy na
mnie pytająco. Wzdycham. -No co, nie będę się myła męskim, bo
później śmierdzę jak Freitag. -tym razem obie się zaśmiałyśmy,
a do kuchni wszedł Karl.
-Ty nie na
treningu?-zapytałam zaskoczona. Dosiadł się do stołu.
-Byłem. Ale trener kazał
mi wrócić do domu. -odparł ponuro.
-Bo?-utkwiłam w nim moje
spojrzenie. Zastanawiał się dłuższą chwilę, nerwowo bawiąc się
telefonem.
-Bo jestem do dupy i psuje
każdy skok.- mówi podenerwowany i wychodzi z kuchni.
Patrzymy na siebie z mamą
pytająco, ale żadna nie wie, co go ugryzło. Karl nigdy nie odnosił
jakiś spektakularnych sukcesów, jak się dowiedziałam z pomocą
wujka google, no ale żeby psuć każdy skok? Coś się musi dziać.
-To co, jedziemy? pyta mama
biorąc kluczyki do auta, jak się okazuje po wyjściu z domu, mojego
auta. Obdarzam ją pytającym spojrzeniem.
-Nie patrz tak na mnie.
Musisz się jakoś poruszać po mieście. Nie będziesz chodzić
pieszo. Masz prawo jazdy przecież. -podaje mi kluczyki, a ja
niechętnie wsiadam do auta. Mama siada na fotelu kierowcy i jest
moim nawigatorem. Robimy zakupy, jedziemy do mieszkania Richarda,
pomaga mi wnieść siatki do mieszkania, po czym żegna się i
wychodzi. A ja znów zostaję sama. Rozpakowuję zakupy, chowam
wszystko na odpowiednie miejsce, po czym zaparzam sobie kawę i
siadam na parapecie okna. Wyjmuję telefon i wybieram dobrze znany mi
numer. Jeden sygnał, drugi, piąty. Nic. Nie odbiera. Próbuję
jeszcze kilka razy. Za każdym razem to samo. Czy właśnie tak
kończy się nasza przyjaźń?
„Doskwiera ci samotność?
Przyzwyczaj się do niej.
Ona będzie twoją jedyną
przyjaciółką.”
_________________________________________________
Hej kochane.
Na wstępie chcę was przeprosić za ten rozdział. Nie chciał współpracować ze mną. Strasznie się nad nim męczyłam, ale pomimo mych męczarni powstał.
Ostatni tydzień był dla mnie ciężki, nawet bardzo, więc wybaczcie mi, że nie zostawiałam u większości z was komentarzy pod rozdziałami. Przeczytałam wszystkie, najczęściej jednak czytałam w szkole na nudnej lekcji, lub w autobusie. Wybaczcie.
Kolejna sprawa, która mnie bardzo cieszy, to wyniki ankiety.
Jest was tu tak strasznie dużo. Szkoda, że nie wszyscy komentują (nawet nie połowa).
Ja nie gryzę, naprawdę. Coś wam się nie podoba- piszcie.
Na koniec przepraszam za ewentualne błędy w tym rozdziale.
Buziaki :**